piątek, 18 marca 2022

Stanisław Lem, Dzienniki gwiazdowe

 Stanisław Lem, 



Dzienniki gwiazdowe 



Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie

Data wydania: 1982 r. 

ISBN: 830800847X

liczba str.: 524 

tytuł oryginału: ---------

tłumaczenie: -------

kategoria: science fiction 


recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl: 

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/110788/dzienniki-gwiazdowe/opinia/67318590#opinia67318590    




Książka, dwutomowa zatytułowana „Dzienniki Gwiazdowe” Stanisława Lema jest niezwykła, ciekawa i oryginalna i w tym zaskoczenia nie ma, bo cała twórczość polskiego pisarza piszącego głównie książki z gatunku science fiction jest po prostu genialna.



Jak wiecie moi drodzy czytelnicy fascynuje mnie, seria gier „Mass Effect”, bo to po prostu genialne uniwersum, a co najbardziej zaskakujące u Lema pod kątem konceptualnym prawie to wszystko było i to kilkadziesiąt lat wcześniej przecież. Tam w grze była przestrzeń Cytadeli, która zrzeszała większość inteligentnych ras w Galaktyce, no i nasza Ziemia jest nowa w tej wspólnocie. U Lema, w tej książce, mamy Organizacje Planet Zjednoczonych, do której aspiruje Ziemia. Na plenum tej organizacji są rozważania czy przyjmować istoty z dzikiej i barbarzyńskiej planety, jak nas "ładnie" kosmiczna społeczność z odległych rejonów galaktyki podsumowała. Wątpliwości brali stąd, iż uważali, że jednym z największych ziemskich wynalazków jest wojna, i w związku z tym wynajduje się u nas wszelkiego rodzaju bronie masowego rażenia itp. np. służące do niszczenia innych narodów.


Inny motyw to kształtowanie relacji z inteligentnymi maszynami, gra "Mass Effect” jest tym praktycznie przepełniona, są nie tylko Żniwiarze, który galaktykę traktują niczym ogród podobnie jak rasa Prawdawnych w książkach Clarke’a. Ale też cywilizacje są na tyle rozwinięte, że zdążyły już wynaleźć własne: quarianie wynaleźli gethy, które wygryzły ich z ojczystej planety Rannoch. Nasi wynaleźli z kolei mechy, które też przydają się na polu bitwy. U Lema ten motyw jest wałkowany na wiele sposobów, sporo tego jest w „Cyberiadzie”, ale i w tej książce jest genialne są motywy chociażby wyprawy ludzi na planetę na której rządzą maszyny, a że tych ekspedycji było więcej to ludzie są w specyficzny sposób indoktrynowani, żeby wstydzili się tego kim są i chcieli być maszynami. Jasne, że można motyw rozwinąć bardziej, bo mieliśmy inne książki w tym „Diunę” Franka Herberta, czy twórczość Philipa K. Dicka, rozważania o androidach i grę twórczością pisarza inspirowaną „Detroit Become Human” , był np. filmowy „Terminator” i tego typu przykłady można mnożyć, ale zapewne nie ma potrzeby się wczuwać.


Oczywiście tych opowiadań jest więcej, a samemu autorowi daje pretekst do całej gamy rozważań filozoficznych i socjologicznych. W tym pytania o Boga?, o to kim jesteśmy? i będziemy?, kiedy będziemy mogli wsiąść do jakiejś kosmicznego pojazdu i podążyć „Autostopem przez Galaktykę”, niczym bohaterowie książek Douglasa Adamsa.


Nie mam wątpliwości, że ta książka jest świetna. Warto wspomnieć, że nie zajmuje się tutaj opowiadaniem pt „Kongres futurologiczny”, bo też jest tutaj, a ja napisałem oddzielną recenzję opowiadania i nie ma potrzeby tego dublować. Tych świetnych motywów w tej książce jest multum i warto je poznać, przeczytać i samemu zinterpretować. Zdecydowanie polecam.




poniedziałek, 14 marca 2022

Jacek Łukawski, Krew i stal

 Jacek Łukawski, 



Krew i stal 



cykl: Kraina martwej ziemi, t. 1



Wydawnictwo: Sine qua non

Data wydania: 2016 r.

ISBN 9788379245840

liczba str.: 376

tytuł oryginału: --------

tłumaczenie: --------

kategoria: fantasy


recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl: 

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/294762/krew-i-stal/opinia/69387970#opinia69387970       




Skusiłem się na rozpoczęcie cyklu „Kraina martwej ziemi” , pierwsza część zatytułowana jest „Krew i stal” Jacka Łukawskiego. Chyba nie muszę przekonywać, że tego typu literackie przedsięwzięcie, czyli czytanie nowych autorów, których do tej pory się nie znało jest raczej przedsięwzięciem dosyć ryzykownym. No ale co byliby z nas za czytelnicy, gdybyśmy nie próbowali szczęścia, czytali nowych autorów, rozszerzając przy tym swoje, literackie horyzonty poznawcze. Tak jak mówię wziąłem w garść tą książkę, zacząłem czytać i szybko doszedłem do wniosku, jest dobrze. Od razu wiadomo co to jest, że mamy do czynienia z klasyczną fantasy, inspirowana twórczością Tolkiena, to właściwie banał, i Sapkowskiego, praktycznie też. No ale też w fantastyce o to chodzi, że jak już nawiązywać do klasyków gatunku, to trzeba robić to dobrze, żeby to było ciekawe, no i pozwalały też oderwać się od rzeczywistości, wiadomo jakimi barwami ostatnimi dniami malowanej.



W sumie o tym uniwersum nie dowiadujemy się za wiele, czytelnik wie, że akcja ma miejsce na obrzeżach cywilizowanego świata, których granic przez setki lat skutecznie strzegła Martwica, czyli olbrzymi teren skażony użyciem jakiejś potężnej magii, która zaczęła działać 150 lat temu i wiadomo, że ta Martwa Ziemia miejscami zanika, a w innych miejscach wciąż jest bardzo groźna. Coś podobnego pojawiało się w twórczości Trudi Canawan, tam były kamienie, które dawały radę magazynować olbrzymią moc, i jak to bywa, użyta w celach wojennych może wyrządzić szkody porównywalne nawet z użyciem atomówki w naszych realiach. Takie limes jest u Sapkowskiego, ale tam twórca „Sagi o wiedźminie” nie wyjaśnił skąd się ta granica wzięła i co tam jest. Raczej da się ją przekroczyć i jakoś dotrzeć do odległych krain. No ale niewiele więcej wiemy. Np. Ciri trafiła na pustynie tzw. Patelnię przez wykrzywiony portal i goście, którzy ją spotkali byli zdziwieni, że wyszła cało z tego typu przyjemności.


Jak wspomniałem mamy akcję na obrzeżach, do tej wsi przybywa Arthorn z rozkazami od króla, że ma udać się misja przez tereny Martwicy, celem odnalezienia ludzi, którzy przeszli przez te tereny i zaginęli w okolicach tajemniczego klasztoru. Misja pod dowództwem Dortora wyrusza, w której bierze również Arthorn. Czyli zachowany jest Tolkienowski schemat, że wyrusza drużyna, no a potem dzieje się dużo niesamowitych wydarzeń. Ta książka Łukawskiego wytrzymuje na przyzwoitym poziomie porównanie z klasykami fantasy. Cała ta misja jest bardzo tajemnicza, nikt nie ma pojęcia co się tam na tej Martwicy dzieje, jacy wrogowie czyhają, a przyznać trzeba sceny batalistyczne robią wrażenie, no i w ogóle jak będzie dalej wyglądać poszukiwanie zaginionych ludzi. Pełno jest motywów legendarnych, różnych przepowiedni i innych fantastycznych motywów.


Na pewno ciekawie są wykreowane postaci, zarówno ważnych ludzi jak i zwykłych żołnierzy, którzy tam pojechali, być może poszukać własnej śmierci, a być może kogoś zabić. Dobra jest  historia młodego człowieka, który pierwszy raz w życiu zabił jednego wroga zwabiając go w pułapkę, naopowiadał, że zabił nie wiadomo ilu gości, oczywiście potem powiedział prawdę jednemu z przełożonych, no ale ten życzliwie, budując jego morale, nie zdradził go przed kompanami. Ta i inna historia dowodzi, że bohaterowie są ciekawie i wiarygodni. Książkę warto przeczytać. Polecam.