piątek, 17 listopada 2017

Robert Silverberg, Kroniki Majipooru

 Robert Silverberg,




Kroniki Majipooru 




cykl: Kroniki Majipooru, t. 2  




Wydawnictwo: Solaris
Data wydania: 2009 r. 
ISBN: 9788375900187
liczba str.: 384
tytuł oryginału: Majipoor chronicles
tłumaczenie: Krzysztof Sokołowski 
kategoria: science fiction 



 

( recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:

http://lubimyczytac.pl/ksiazka/28602/kroniki-majipooru/opinia/42673263#opinia42673263  )                               

 



Przeczytałem drugi tom cyklu „Kroniki Majipooru” , i jest on o tyle nietypowy, że w praktyce mamy do czynienia tutaj ze zbiorem opowiadań. Ciągłość zdarzeń jest zachowana, ale jest ona na tyle mało istotna, że nie ma większego znaczenia. Po prostu jest i tyle. Hiisune, który pracuje w labiryncie pontifexa poznaliśmy już w pierwszym tomie, kiedy oprowadzał koronala Valentine’a po podziemiach labiryntu, kiedy ten zmierzał do pontifexa, żeby uznał go, odmienionego Valentine’a, za prawowitego władzę Majipooru. Tutaj Hiisune po kilku latach jest urzędnikiem niskiego szczebla w labiryncie. Wykorzystuje swój urząd do korzystania z pomieszczenia, w którym znajduje się urządzenie zwane Rejestrem dusz. Są  w nim, oprócz samego urządzenia, pewnie jakiegoś superkomputera,  czyli odtwarzacza, zawarte na nośnikach przypominających płyty CD lub DVD na których są zgrane przeżycia miliardów mieszkańców Majipooru na przestrzeni kilku tysięcy lat. Dane, czyli myśli są aktualizowane co 10 lat. Nawet trudno sobie to wyobrazić wielkość tego bezprecedensowego przedsięwzięcia.  Chociażby tego, że ktoś przez kilka tysięcy lat dba o to, żeby dane systematycznie wpływały, no i dba o obsługę tego sprzętu. No bo przecież niewątpliwie jest to wysoko wyspecjalizowana technologia, bo i zgranie myśli w taki sposób, żeby odbiorca był, przez godzinę lub dwie, tą postacią, i przeżywał zarówno wewnętrznie, czyli psychologicznie, jak i zewnętrznie, czyli po prostu użytkownik zwiedza te miejsca i uczestniczy w wydarzeniach z przeszłości, również historycznych, jakie przeżywała konkretna postać, której plik, czy płytę z danymi użytkownik akurat odtwarzał. Niewątpliwie fascynujący koncept. Dla nas czytelników jest okazja do poznania jedenastu historii jedenastu bohaterów, którzy żyli na przestrzeni kilku tysięcy lat. Tym samym poznajemy wyrywkowo historię Majipooru, tej wielkiej, niesamowitej planety. Czytelnik przekonuje się, że Silverberga interesuje mentalność zwykłych ludzi, bywa, że stają się niezwykłymi, i takich też spotykamy na kartach książki. Na całe szczęście zresztą. Historycy nieklasyczni z francuskiej szkoły Annales wychodzą z założenia, że historię powinno się opisywać całościowo w trzech zasadniczych kontekstach: politycznym, intelektualnym, materialnym. Widać do tworzenia koncepcji fantastycznych również to się odnosi i tu niewątpliwie mamy te wszystkie konteksty, które decydują o tym, że koncepcja danego autora jest spójna i logiczna. 


Czytelnik czytając te 11 opowiadań odbywa literacką podróż po całym Majipoorze, poznając geografię poszczególnych terenów, a także historię. Dowiadujemy się jak ludzie trafili ze starej Ziemi na Majipoor i tysiące innych planet. Główni bohaterowie to zarówno kobiety jak i mężczyźni, którzy po prostu żyją swoim życiem i w pewnym momencie spotyka ich coś ciekawego. Przy czym trzeba zwrócić uwagę, że Silverberg skandalizuje co nie co w tym drugim tomie „Kronik Majipooru”, pojawiają się sceny seksu. Chyba najbardziej prowokujący jest seks Tesmy z Ghayrogiem o imieniu Visman, czyli po prostu obcym, osobnikiem inteligentnym wyglądem przypominającym gada. On będąc u Tesmy, kurując się z rany w nodze chciał ją pocieszyć, bo jakimś szóstym zmysłem to wyczuł. Potem, gdy wyzdrowiał opuściwszy ją związał się z kobietą Ghayrogiem, czyli swojej rasy. A z Thesmą spotkał się wielokrotnie później i zostali przyjaciółmi. Niby proste, ale…


Na tym nie koniec z prowokacyjnymi rewelacjami, pontifex Arioca po kilku latach pontyfikatu uznał, że nudzi mu się w labiryncie, i kombinował co tu z tym zrobić, znalazł honorowe, acz hardcorowe rozwiązania, postanowił, że jest kobietą i objął urząd Pani Snów, akurat był wakat, i co jest dziwne ten numer przeszedł. Historia go zapamiętała jako osobę szaloną, Hissume przyglądając się sprawie z bliska ma co do tego wątpliwości. 


Co z tego wynika?


O tolerancji wręcz nieziemskiej w sensie dosłownym na Majipoorze mamy w tym opowiadaniu i wielu innych. Ludzie dobrze zapamiętali sobie lekcję chociażby drugiej wojny światowej, mimo iż zapewne o takim wydarzeniu wiedzą tylko historycy, specjaliści historii Starej Ziemi, jak przypuszczam. Czy rzeczywiście świadomość ludzi może aż tak radykalnie zmienić po opuszczeniu Starej planety i pamięci o tym co tam się działo. 


Pojawia się motyw ekologiczny, koronal lord Maribor jest powszechnie potępiany, że chodzi na polowania i urządza w Zamku na Wysokiej Wieży kilka sal z wypchanymi trofeami łowieckimi. Skończył marnie skonsumowany przez wielkiego morskiego smoka.


Motyw podróży morskiej pojawił się również w pierwszym tomie, i niewiele tu nowego będziemy mieli w tym drugim tomie.  Co najwyżej motyw tajemniczych morskich roślin, która jest w stanie pochłonąć statek w całości. Psychologiczny motyw jest ciekawy, tutaj potencjalni odkrywcy nowych kontynentów cofnęli się, bo jednak ta przygoda wywołała duże perturbacje zginał jeden marynarz. Pytanie czy warto było, czy trzeba było płynąć naprzód. Tłumaczyć ich może długi czas podróży, minęło ładnych parę lat i to może uzasadniać ich znużenie zniecierpliwienie wszak Majipoor jest wielką planetą. 


Pojawił się motyw kampanii wojennej przeciwko Metamorfom, gospodarzom planety Majipoor, którzy zostali zepchnięci do rezerwatów i dzikich leśnych terenów po przybyciu ludzi i innych nieludzi z innych planet. W pewnym momencie podjęto decyzje o przyśpieszeniu działań wojennych decydując się na spalenie żywym ogniem resztek zmiennokształtnych rebeliantów. Jeden uparty możnowładca postanowił zostać na tym terenie wiedząc, ze to czyste szaleństwo, bo spłonie on, cały dobytek, budynek piękny, bogaty, ale drewniany, no i służba. Postawa na pewno irytująca i intrygująca zarazem, wiadomo, że w warunkach wojny bycie uchodźcą to nic niezwykłego, ale on jednak postanowił pozostać na swojej ziemi nawet za cenę życia. Majipoor jest planetą zróżnicowaną, mamy wiele stref klimatycznych.


Mamy też pustynię, miejsce wyjątkowo niebezpieczne bo giną ludzie z niewyjaśnionych przyczyn. Dekkert, urzędnik pracujący w Wysokim Zamku miał pewną misję na pustyni. W sumie mógłby się z tego gładko wymigać, ale uważał, że potrzebuje czegoś w rodzaju pokuty i stąd ta wyprawa na jedno z najniebezpieczniejszych miejsc na planecie. Szybko przekonał się, że ktoś kradnie sny. Te fajne sympatyczne, zastępowane są koszmarami. Prowadzi to do śmierci, bo albo ktoś gdzieś po nocy zawędruje, albo mrówki go wyniosą, tacy szybko giną będąc w obłędzie, a potem z pragnienia i głodu. Deekert wyjaśnił co za czort za tym stoi, niejaki Barjazid przewoźnik Deekerta sam skonstruował przyrząd do kontrolowania snów i uprzykrzania życia ludziom. Dekkert zabrał go ze sobą do Wysokiego Zamku, żeby koronal rozsądził sprawę. Barjazid został królem snów Tym sposobem ród Barjazidów objął jeden z najbardziej wpływowych urzędów, obok koronala, pontifexa, no i pani snów. 


A o tym, że król snów potrafi spaskudzić komuś życie czytelnik przekona się już w kolejnym opowiadaniu handlarz z Stee Haligome popełnił morderstwo. Zostało ono niewyjaśnione, wypadek. No ale król snów nie dał się wykiwać i prześladował handlarza. Ten długo uciekał. Aż w końcu dotarł na wyspę Pani Snów żeby zaznać jako takiego ukojenia. Czy to było możliwe? 


Znalazła się historia Tissany, którą czytelnik miał okazję poznać w pierwszym tomie, kiedy Tissana jako tłumaczka snów pomogła Valentine’owi i jako pierwsza rozpoznała w nim prawowitego koronala. Tutaj jako młoda dziewczyna jest w przededniu egzaminu na tłumaczkę snów. Wyglada to bardzo podobnie przez co przeszedł Valentine udowadniając, że numer z podmianą osobowości nie jest przekrętem, że to on jest prawowitym koronalem. 


Bardzo ciekawa jest historia złodziejki z Ni – Moja Inyana prowadziła sklep gdzieś na prowincji w górach, pewnego dnia dowiedziała się, że jest szczęściarą bo odziedziczyła majątek w Ni Moja. Musiała zapłacić podatek 20 reali, spora suma pieniędzy. Wszystkie oszczędności Inyany. Po tym jak przez kilka miesięcy nie nadeszły żadne wieści podążyła do Ni - Moja, żeby wyjaśnić sprawę. To było oszustwo. Ktoś oferował Niderlandy, bo to był majątek księcia. Inyana została złodziejką na Wielkim Targu. Zapewniam, że to dopiero początek tej niesamowitej historii, którą warto poznać, przy okazji pochodzić po ulicach tego pięknego miasta. 


Książka jest niezwykła, czytelnik poznaje nowe miejsca na Majiporze, i oswaja się z tymi, które już poznał. Po za tym jest okazja, żeby przekonać się, że w świetny sposób Silverbeerg kreuje swoich bohaterów. Zdecydowanie polecam i kontynuuję czytanie cyklu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz