czwartek, 7 grudnia 2017

Robert Silverberg, Góry Majipooru

Robert Silverberg, 







Góry Majipooru






cykl: Kroniki Majipooru, t. 4




Wydawnictwo: Prószyński i S - ka
Data wydania: 1998 r. .
ISBN: 8371808275
liczba str.:152
tytuł oryginału:  The Mountain of Majipoor
tłumaczenie: Krzysztof Sokołowski
kategoria: science fiction 

 


( recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:

http://lubimyczytac.pl/ksiazka/55198/gory-majipooru/opinia/43318990#opinia43318990   )                  






Tym razem, w kolejnym tomie „Kronik Majipooru” zatytułowanym „Góry Majipooru” Robert Silverberg zafundował czytelnikom podróż na dach Majipooru, czyli w góry gdzieś na północy w pobliżu prowincji Kyntor. Chociaż planeta jest jedna to jest ona tak zróżnicowana pod katem klimatycznym, że jej opis wystarczyłby na dziesiątki planet gdyby autor miał zamiar rozstrzelić akcję powieści gdzieś po całym kosmosie. Atak mamy tylko jeden wielki Majipoor, ale za to niebywale fascynujący. Te rozważania, przypominające refleksje geohistoryczne Fernanda Braudela, są niebywale fascynujące, bo jest tutaj mowa zarówno o klimacie, jak i warunkach naturalnych w jakich swoją społeczność utworzyli najpierw Metamorfowie, a potem przybyli ludzie ze Starej Ziemi oraz inni nieludzie, inteligentne stworzenia z wielu innych planet. No i razem stworzyli wspólną cywilizacje majipoorską. Jak my czytelnicy dowiedzieliśmy się za czasów pontifexa Valentine’a i koronala Hissune pełnię praw otrzymali również Metamorfowie, a ich królowa Danipur została obwołana piątą potęgą Majipooru. Widać autor miał zamiar przekonać czytelników, że to się powiodło i ten system działa sprawnie wyprzedzając akcje tej powieści 5 stuleci do przodu.
Akcja toczy się za panowania koronala Ambinole’a, jednak jak się okazało gdzieś w północnych górach zadomowili się jacyś maruderzy, którzy wolą żyć swoim życiem, z punktu widzenia cywilizowanych ras planety są po prostu dzikusami. Gdzieś w Othrinorze, jednym z pasm górskich dalekiej północy, od tysięcy lat istnieje tajemnicza ludzka społeczność, prowadząca na pół osiadły na pół koczownicy tryb życia zajmująca się zbieractwem i polowaniem. Co ciekawe istnieją w okolicznych górach dzicy Metamorfowie, uciekinierzy z pogromu jaki zafundował tej rasie lord Stiamont 8500 lat temu. Te plemię uciekło w góry i przetrwało w trudnych warunkach. O tym wszystkim pewnie długo by się nikt nie dowiedział gdyby nie zaginiona ekspedycja naukowców poszukująca szczątek Smoków Lądowych, oczywiście doszukali się oni ewolucyjnych podobieństw do żyjących Smoków Morskich. Naukowcy zostali porwani przez ludzkie plemię Othrinorskie i są tam przetrzymywani.

 

I tu pojawia się główny bohater opowieści książę Harpirias z Muldemar, czyli wysoki urzędnik Góry Zamkowej, bowiem każdy książę był rycerzem kandydatem. W teorii i w praktyce książęta rekrutowali się z kilku, może kilkunastu rodzin arystokratycznych, jednak, żeby uzyskać tytuł rycerza kandydata musieli oni przejść coś w rodzaju szkolenia, z jednej strony musieli uzyskać wszechstronne wykształcenie, niezbędne w pełnieniu funkcji koronala lub służąc koronalowi i obejmując wysokie urzędy. Musieli się też wykazać umiejętnością wykorzystywania siły fizycznej przydatnej na wojnie, chociaż akurat te na Majiporze wybuchały rzadko, niemniej musieli posiadać pewne kwalifikacje, żeby dowodzić wojskiem w konfliktach zbrojnych. Harpirias popadł w niełaskę u koronala, bo zabił rzadkie zwierzę na polowaniu będące własnością jednego z wpływowych książąt, karą było usunięcie ze wspaniałej Góry Zamkowej, został zesłany do Ni Moja, gdzie był średniej rangi urzędnikiem. Jednak koledzy książęta z Góry Zamkowej o nim nie zapomnieli wystarali się, żeby Harpirias miał okazję się zrehabilitować i w chwale wrócić na Górę Zamkową. Była to misja na północ w odległe wysokie góry, gdzie nawet latem pada śnieg. Harpirias przyzwyczajony do wiosny Zamkowej Góry i do upałów panujących w Ni Moja wcale nie był zachwycony, że wysyłają go na jakąś Syberię, żeby uskuteczniać dyplomatyczne konwersację z dzikusami, którzy oczywiście powszechnego języka majiporskiego nie znają. Jednak ktoś tej misji specjalnej podjąć się musiał. 

 

Harpirias wyruszył, po długiej wędrówce, on, metamorf tłumacz Korinaam i ochrona około dwudziestu łącznie, skandarów i ghayrogów. Ta misja właściwie była niemożliwa do wykonania, bo z królem plemienia Toikellą trudno się było porozumieć, no i zwyczaje plemienia też były zupełnie inne i niezrozumiałe. Jednak powoli dochodziło do przełamywania lodów. Harpirias  poznaje również jedna z córek króla Ivlę, najpierw doszło do wymuszonego przed władcę zbliżenia seksualnego miedzy nimi, do kolejnych nikt nie musiał ich zmuszać, a później obydwoje również zaprzyjaźnili się i na tyle ile to możliwe komunikowali się ze sobą. W między czasie doszło do konfliktu plemienia z dzikimi metamorfami. Harpirias postanowił pomóc królowi Toinkelii w pozbyciu się wroga, który uprzykrza życie. Czy ta wojna zostanie wygrana a wróg przepędzony? Czy naukowcy zostaną uwolnieni i wszyscy goście Toinkelii wrócą do cywilizowanych ziem Majipooru? Czy obydwie strony będą zadowoleni z zawartego sojuszu, co było jednym z elementów misji dyplomatycznej Harpirusa?

 

Książka dalej pozwala czytelnikowi wczuwać się w klimat Majipooru i poznawać jeszcze lepiej wielką planetę. Warto ja przeczytać, chociaż jest cieńsza od dotychczas przeczytanych tomów i sprowadza się tylko do tej jednej opowieści Harpiriasa, to jednak niewątpliwie warto ją poznać. Zdecydowanie polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz