czwartek, 13 grudnia 2018

Andy Weir, Marsjanin

Andy Weir, 


Marsjanin 



Wydawnictwo: Akurat
Data wydania: 2014 r.
ISBN:   9788328705326
liczb str.: 384
tytuł oryginału: The Martian
tłumaczenie: Marcin Ring 
kategoria; science fiction 



recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl


http://lubimyczytac.pl/ksiazka/235716/marsjanin/opinia/48027586        





Andy Weir napisał „Marsjanina” w sumie można się głowić czy to coś w stylu „Marsa” Kosika. Niekoniecznie, chociaż motyw kolonizacji planety pada w refleksji głównego bohatera. No ale zacznijmy wszystko od początku, mamy tu po prostu kosmicznego Robinsona Crusoe, czyli rozbitka, dla którego wyspą stał się cały Mars, planeta wręcz nieludzka dla zwykłego człowieka. Co prawda przeciętnych ludzi w kosmos NASA nigdy by nie wysłała. Tylko astronautami zostają lidzie wybitni, wykształceni o pewnych psychicznych predyspozycjach będąc latami szkoleni żeby przeżyć ekstremalne sytuacje podejmować paskudnie trudne, wręcz niewyobrażalne decyzje decydujące o życiu i śmierci. I takie coś mamy tutaj w książce. Amerykański astronauta został sam na Marsie. Najpierw uznano go za martwego, potem jednak sprawa się wyjaśniła. I co dalej? Mamy sytuacje skomplikowaną, bohater Defoe jak pamiętamy wytrzasnął sobie Piętaszka, Mark Whitney, główny bohater nie miał tego luksusu, był całkiem sam. Miał za to inne luksusy dostępną kosmiczną technologię wartą miliony dolarów, którą wykorzystywał do … utrzymywania hodowli ziemniaków, żeby po prostu przeżyć kilkaset dni. Potem dopiero zdołał osiągnąć łączność z Ziemią, docierając do urządzeń pozostawionych dawno temu przez poprzednie misje marsjańskie, ale i tak nie było to łatwe. Książka jest napisana w formie pamiętnikowej w którym znalazł się tu zapis 18 miesięcznego pobytu Whitneya na Marsie. Wydarzenia toczą się też na Ziemi w centrali NASA, no  i w kosmosie na Hermesie, statku, którym podążał na Marsa Whitney. Niby to wszystko banalne, wydawać by się nawet mogło, że książka jest nudna jak flaki z olejem, autor uraczył tutaj swoich czytelników upierdliwym wręcz wałkowaniem motywów technicznych trudnych do zrozumienia i wyobrażenia sobie nawet, ma to uzmysłowić czytelnikowi możliwość – niemożliwość 549 soli na Marsie, doba marsjańska, czyli sol właśnie to 24 h, 39 min. Główny bohater każdego dnia natrafiał na śmiertelne zagrożenia, przy których nawet minimalny błąd kończył całą przygodę śmiercią. Aż trudno sobie wyobrazić presję i stres z tym związane.




W zasadzie to można by zamknąć książeczkę i przejść nad nią do porządku dziennego. Tyle, że jednak autor uprzykrzył ładnie życie swoim czytelnikom pytaniami sensu stricte filozoficznymi które się pojawiają. Są to motywy typowo aksjologiczne, na ile można oszacować życie ludzkie? No bo przecież to jasne, że że wszystko co wiąże się z kosmosem to nie są tanie rzeczy, tu kwoty sięgają miliardów dolarów i co ciekawe nie tylko amerykanie, ale także Chińczycy, być może również Rosjanie sprawą się zainteresowali ujawniając przy tym pewne tajemnice strategiczne, wojskowe itp. Odpowiedź tą poznajemy i jest ona pozytywnie zaskakująca. Druga to Motyw marsjańskiej przygody Marka Whitneya zainteresował wszystkie stacje telewizyjne na globie, co przy współczesnej tendencji do bigbratheryzacji telewizyjnej wszystkich wydarzeń, tu siłą rzeczy też coś takiego miało miejsce i to trafiło na pierwsze miejsce medialnych list przebojów. 


Książką jest niesamowita, warto ją przeczytać. Polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz