Terry Goodkind,
Reguła dziewiątek
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy Rebis
Data wydania: 2010 r.
ISBN: 9788375104295
liczba str.: 448
tytuł oryginału: The Law of Nines
tłumaczenie: Lucyna Targosz
kategoria: fantastyka
( recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:
Dla czytelników cyklu „Miecz prawdy” Goodkinda książka „Reguła
dziewiątek”, tego samego autora, jest nie lada gratką. Właściwie
jest to odrębna książka, jednak z cyklem „Miecz prawdy” łączy koncepcja
wielości światów, nazwiska Rahl i Amnell, miecza prawdy tutaj nie ma, są
za to noże z wygrawerowaną literką R. W naszym świecie Rahlowie, a
ściślej potomkowie tych, którzy przyjęli nazwisko lorda Rahla i
dobrowolnie wyemigrowali do drugiego świata, tam gdzie nie ma magii, są i mają się całkiem dobrze.
Nowością jest to, że tutaj to jest nasz świat. Ściślej Stany
Zjednoczone. Dało to autorowi bardzo interesujące pole do popisu. Jak
wyszło? Jak na Goodkinda całkiem dobrze, choć bez jakiś nadzwyczajnych
rewelacji. Na pewno udał się jeden zamysł, autor chce przekonać Ciebie czytelniku,
czytelniczko, że Ty możesz być jakimś lordem Rahlem, albo spowiedniczką
Amnell. Czy się uda? A to już sobie sami odpowiecie na to pytanie po
lekturze książki.
Mamy tutaj dwa światy, dwoje ludzi Alex Rahl, artysta malarz, zwyczajny człowiek, no jak się okaże wcale nie taki zwyczajny. No i Jax Amnell, piękna, kobieta, blondynka dla odmiany, prawdopodobnie potomkini Kahlan. Dynastia Rahlów w świecie magii dawno wymarła, bo czasu minęło tak wiele, że nikt nawet tego nie wie, ani z jakiś przyczyn nie morze dotrzeć do starych jak świat ksiąg. Co ciekawe w naszym świecie chociaż nie ma magii, to pamięć o niej jest zaskakująco żywa. Nawet trafiła jakimś czortem figurka symbolizująca Khalan. Wynika z tego, że mimo utraty pamięci i stworzenia wszystkiego, w tym podstaw cywilizacji zupełnie od nowa, to jednak coś przetrwało. Jeszcze do czegoś autorowi była potrzebna książka o współczesności, żeby pisać bez ogródek o swoich poglądach politycznych, no i że nurtuje go problem terrorystów. Opisanie szalonych dżihadystów wysadzających miasta byłoby trudne w świecie fantasy, co nie znaczy, że niemożliwe, ale widać autor uznał, że o tym problemie nie można pisać w sposób metaforyczny, że trzeba problem nazwać po imieniu.
Co do wydarzeń w tej książce to mamy całkiem sporo analogii z cyklem "Miecz prawdy”, tam Khalan przeszła przez granicę, a Richard uratował jej życie, tutaj też Alex uratował Jax przed pędzącym na nią tira. I dalej akcja pędzi tak szybko i szalenie, że czytelnik od książki oderwać się nie może. Obydwoje się poznają, dowiadują się w międzyczasie, że obydwa światy są zagrożone, bo miesza zły i podstępny Randall Cain. I właściwie tylko cud może go powstrzymać. Czytelnicy cyklu „Miecz prawdy” pewnie domyślą się zakończenia, a pozostałym pozostanie główkowanie, co też Goodkind wydumał.
Tak czy siak książkę przeczytać może każdy, zwolenników prozy Goodkinda specjalnie przekonywać nie trzeba, zaś inni czytelnicy mogą przeczytać tą książkę na próbę. Ona jest troszkę inna i podobna zarazem do pozostałych. Zdecydowanie warto przeczytać. Polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz