piątek, 27 września 2024

Andrzej Pilipiuk, Zło ze wschodu

Andrzej Pilipiuk, 



Zło ze wschodu 



cykl: Światy Pilipiuka, t. 13




Wydawnictwo: Fabryka Słów

Data wydania: 2023 r. 

ISBN:   9788379649686

liczba str. 368

tytuł oryginału: ---------

tłumaczenie: ---------

kategoria: fantastyka


recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl: 

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/5065494/zlo-ze-wschodu/opinia/84694566#opinia84694566


                                             

Zło ze wschodu, [ w: ] Andrzej Pilipiuk, Zło ze wschodu



Koniecznie przyznać trzeba, że tytułowe opowiadanie tomu „Zło ze wschodu” jest świetne, wręcz genialne, nie tylko jak na Pilipiukowskie standardy, ale ogólnym, szerszym tego słowa znaczeniu. Pilipiuk tak jak wielu autorów fantastyki, z samym Tolkienem na czele, nie unika tematyki traum jakie niosła za sobą druga wojna światowa. Wręcz trzeba powiedzieć, że ta seria wydarzeń historycznych stała się tak immanentną cechą wszystkich gatunków fantastyki wszelakiej, że dobrej fantastyki bez tego nikt nie napisze. Niewątpliwie Pilipiuk jest świadom tego stanu rzeczy i co i rusz motywy się pojawiają. No ale to opowiadanie absolutnie przebija wszystko z czym dotychczas mieliśmy do czynienia. Paradoksem jest, że mowa tu o tym co przyniosła dla świata ideologia nazizmu, a tytule mamy przecież mowa o tym, że mamy jakieś zło ze wschodu. No bo mimo tego wszystkiego jakiś element fantastyczny pojawić się musiał, bo inaczej nie byłoby to fantastyką. Mówiąc kolokwialnie, Pilipiuk tak porobił system, że czytelnik zastanawia się czy te zło ze wschodu, niewiele tu się mówi o zbrodniach komunizmu, przypadkiem jest być gorsze od wybryków nazistów? A to wydaje się niemożliwe przecież. 


Co to jest zło ze wschodu?


Pozwólcie, że wstrzymam się troszkę jeszcze z odpowiedzią. Po prostu opowiem wszystko od początku co my tu mamy w tym długim opowiadaniu. Mamy trzech młodych chłopaków, dwaj Polacy Sławek i Piotr, oraz Mykoła Ukrainiec, był jeszcze krewny Mykoły, starszy gość Ihor. I to ten ostatni narobił nielichych kłopotów całej niemieckiej wsi, gdy wszyscy trafili tam do niewoli, nadrabiać deficyt siły roboczej w rolnictwie, bo młodzi aryjscy chłopcy w tym czasie hurtowo giną gdzieś na stepach dalekiej Rosji i Ukrainy, wtedy to było ZSRR oczywiście. I to z ich perspektywy czytelnik widzi to co się dzieje we wsi oraz usiłuje dojrzeć perspektywę wojenną to co się dzieje w ich rodzinnych stronach, Polsce i krajach ościennych. Z jednej strony nie jest to jakaś wielka rewelacja, bo pewne ograniczenia zarówno epoki, jak braku czasu, bo gospodarze eksploatują ich, tak jak widzą taką potrzebę, a z drugiej strony nie najgorsza, bo wiedzą o tym, o czym kawał świata wiedzieć nie chciało, bo wolało udawać, że nie wie. Oni wiedzieli o obozach, o zapachu palonych ciał, czy ulatniającym się dymie z kominów krematoryjnych. A to dużo. Narratorem jest Sławek i to jest jego historia. Trafia w ręce Niemców, jak działa konspiracyjnie, udaje, że zbiera chrust. Konspiry  machina ucisku nie dała rady udowodnić, ale i tak uznano, że na tzw. roboty się nada. I tak trafia do Niemiec, po drodze przez cały kraj zobaczył to i owo, koledzy, też coś tam wiedzą, i dyskurs, po cichu prowadzony jest ciekawy. Wszystko toczy się raczej normalnie, typowy sezon rolniczy. Pewnego dnia przybywa syn gospodarzy, funkcjonariusz SS, i robotnicy przymusowi wiedzą, że coś się święci.


Nie mylą się, czują ten sam zapach palonych ciał, który już znają i nie mają wątpliwości co to oznacza. Nie jest lekko! Ihorowi wyraźnie puściły nerwy, ukradł Sławkowi jedną, albo kilka probówek. wcielonego zła ze wschodu. Bowiem okazało się, że coś takiego to właśnie nasz główny bohater przywiózł ze sobą, ale po pierwsze nie kusiło go, a po drugie nie wiedział, że miał do przekazania aptekarzowi coś w rodzaju potężnej, acz fantastycznej, broni biologicznej. Zresztą na tyle mocarnej, że chłopaki zdecydowali bronić się wioski wroga, wśród których rekrutuje się sporo żołnierzy różnych formacji zbrojnych, nie brakuje też regularnych zbrodniarzy wojennych.


Czas wrócić do pytania, co to jest do licha, te zło ze wschodu?


Już częściowo zacząłem mówić/pisać, że to nie żarty, że to broń biologiczna. To po prostu zło wcielone w pigułce. Jak już pigułka zostanie otwarta/odbezpieczona wychodzą z niej karzełki, zwane Złydniami, które po prostu demolują wszystko jak leci. Niby toczy się wszystko normalnie, ale coś tam nawali, coś tam zardzewieje, komuś zdrówko nawali, zwierzątko domowe zdechnie, itd. Niby nic niezwykłego, tyle, że tempo tych negatywnych zdarzeń jest oszałamiająco szybkie i prowadzi to do rychłej demolki całej wsi/całego miasta. Złydnie przyczajają się na krew wroga, tak są magicznie zaprogramowane, ale jak już zabraknie tak zdefiniowanych dawców, to szukają jak leci, ludzi i zwierzęta, aż zagryzą całą okolicę. Chłopaki kombinowali, co robić, bo skubane skrzaty/diabełki są tak silne, że praktycznie niezniszczalne. No ale Mykoła słyszał ukraińskie legendy w temacie, że cerkiewne dzwony to jedna z opcji uporania się z z tym upiornym kłopotem. Stworki dostają szału i ulegają anihilacji, samozniszczeniu. Szczęśliwie jakaś stara, niedziałająca od kilkudziesięciu lat cerkiew była w okolicy. Pobiegli tam i rzeczywiście uruchomili dzwon, tym samym uratowali wioskę i siebie.


Wynika z tego, że choć przykra okoliczność przytrafiła się złym ludziom, bo ktoś ukradł jeden drobiazg za dużo, to jednak oni sami też musieli się przecież ratować, a głodne krwi, niczym wampiry, karzełki o ideologię pytać się ani myślały.


Niewątpliwie jest to ciekawe i niezwykle barwne opowiadanie, połączenie motywy typowo historycznego z koncepcją fantastyczną jest porażające wręcz. Na pewno to daje to do myślenia. Jeżeli chodzi o inspirację literackie to coś takiego było w cyklu książkowym „ Saga o wiedźminie” Andrzeja Sapkowskiego. Lud wiedział, że skrzaty troszkę rozrabiają sikają do mleka i kwaśnieje, i parę takich drobnych harców urządzają. O takie hece jak mamy tu u Pilipiuka nikt ich nie podejrzewa i nikt tępić ich nie chce, bo i zagrożenie jest niewielkie, sobie popsocą niecnoty i tyle. Po prostu traktuje się coś jako zło konieczne, element ekosystemu świata fantastycznego. Na pewno nie opłaca się nasyłać wiedźminów na te chochliki, więc sobie w okolicach chłopskich chat spokojnie egzystują i nikt sobie głowy nie zawraca męczeniem stworków.


Podsumowując dobrze się czyta to dosyć mroczne opowiadanie. Na pewno ciekawe były te rozważania, że kondycja gospodarcza i mentalna Niemców w ostatnich kilkudziesięciu miesiącach nie wyglądała dużo lepiej niż ta zdemolowana przez złydnie wiocha. A to ktoś zginął w każdej rodzinie, a to odczuwał problemy wynikające z tego, że gospodarka się chwieje. Tylko w mediach propaganda mówiła jak jest ładnie i niezwyciężona armia robi nazistowski porządek, ale i tego ludzie się nauczyli jak odszyfrowywać tego typu komunikaty i łapać tzw. między wiersza. To jest ciekawe to wszystko i na pewno zgrabnie autor to zawarł. Polecam czytelnikowi to opowiadanie i cały tom. Jest świetny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz