wtorek, 14 lipca 2015

 Terry Goodkind, 




Świątynia Wichrów




cykl: Miecz prawdy, t. 6 



Wydawnictwo:  Dom wydawniczy Rebis
Data wydania: 1999 r.
ISBN:   8371208359
liczba str.: 712
tytuł oryginału:  Temple of the Winds
tłumaczenie: Lucyna Targosz
kategoria: fantastyka,  fantasy




 (  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl: 
 




W kolejnej części Goodkind bardzo ładnie namieszał. Z jednej strony zrobił spory bajzel w relacji Khalan i Richarda, co wredne licha, zwane duchami dobrymi i złymi, kazały im poświęcić co mają najcenniejsze, w imię wyższego dobra, jakim jest dokopanie Jagangowi, imperatorowi, który jest głównym sługą Opiekuna, pana zła i śmierci. Jak oni z tym się uporają, jak to przeżyją? Czy wielka miłość jaka łączy Khalan i Richarda przetrwa te tarapaty? A tego albo się domyślcie, a najlepiej otwórzcie książeczkę i czytajcie moi drodzy czytelnicy. Uniwersum Goodkinda opiera się na równowadze dobra i zła, ale siły służące złej sprawie po raz kolejny mają zamiar tą równowagę naruszyć. Jagang nie przestaje podejmować militarnego i magicznego wysiłku, żeby podbić Nowy Świat i na drodze staje mu poszukiwacz, czarodziej wojny, mistrz Rahl, czyli Richard we własnej osobie. 


Czytelnik ma wrażenie, że ta książka to etap przejściowy, bo w zasadzie z wyjątkiem paru fajerwerków niewiele się dzieje. Richard praktycznie się obija i studiuje zakurzone książeczki. Ale to też nie do końca prawda. Bo Richarda ścigają wichry, bo dawno temu wykradziono tajemniczą magiczną księgę ze Świątyni wichrów, to co zostało skradzione musi wrócić na miejsce lub zostać zniszczone. Wtedy wichry się uspokoją, i epidemia czarnej śmierci, którą wywowała magia zostanie cofnięta. Richard nie ma wyboru, nie ma go też Khalan. Pytanie czy da się pogodzić potrzebę prywatnego szczęścia z dobrem wielu narodów, całego świata wręcz? To może być trudniejsze niż się wydaje. 


Czwarte prawo magii mówi o potędze wybaczania, i myślę, że Goodkind ma rację, że w wybaczaniu tkwi niesamowita potęga, bo prawdziwie wybaczyć jest naprawdę trudno. A przecież wiara chrześcijańska do wybaczania właśnie namawia. A więc po raz kolejny mamy odniesienie do chrześcijaństwa. 


Dalej toczy się wojna dobra ze złem. I tutaj Goodkind zawarł jedno z zasadniczych praw wojny, a mianowicie takie, że wojna toczy się nie tylko na polach bitew i w pobliżu twierdz, których jedni bronią, a drudzy próbują zdobyć. Ale na każdej wojnie istotne jest zaplecze, bo co z tego, że wygra się sto bitew, jak nie będzie miał kto wziąć udziału w bitwie sto pierwszej. A więc stan zaplecza jest zawsze istotny, wiec w każdej wojnie chodzi nie tylko o wygranie bitew, ale też o zniszczenie morale wojska i ludności cywilnej i to dlatego wojsko jak zdobywa miasto ładnie sobie poczynia, okrada ludzi i gwałci kobiety. Bo niszcząc morale niszczysz wroga. Inny sposób na wrogów mają Błotni ludzie, oni mają zwyczaj konsumowania wrogów w sensie dosłownym, bo jedząc zdobywają wiedzę o wrogu, a przynajmniej w to wierzą. Raczej chodzi o morale, bo przyznacie to mało fajna perspektywa wiedzieć, że się będzie zjedzonym jak się zabłądzi w okolice Błotnych ludzi. Inną metodą jest broń biologiczna, którą zastosowano w świecie Goodkinda. Celowe rozprzestrzenienie dżumy, bo tak nazywano czarną śmierć, która spustoszyła Europę i nie tylko, bo to cholerstwo nie wzięło się z kosmosu przecież, miało zniszczyć Midlandy. Dopaść miała choroba nie tylko ludność cywilną, ale i armię. Tutaj nieświadomymi sprzymierzeńcami wroga były prostytutki, które ochoczo doprowadziły do rozprzestrzenienia się zarazy w wojsku. 


A więc mimo, że pozornie niewiele się dzieje w tym tomie cyklu, to jednak mistrza Rahla Richarda i matkę spowiedniczkę Kahlan, a także ludzi, którzy im sprzyjają czeka nie lada wyzwanie. Kluczem jest tutaj świątynia wichrów. Wojna trwa dalej. 


Oczywiście, że polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz