niedziela, 19 lutego 2023

Andrzej Pilipiuk, Zły las

 Andrzej Pilipiuk, 



Zły las


cykl: Światy Pilipiuka, t. 10


Wydawnictwo: Fabryka słów

Data wydania: 2019 r. 

ISBN:   9788379644001

liczba str.: 402

tytuł oryginału: -------

tłumaczenie:-------

kategoria: fantastyka


recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl:

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4869505/zly-las/opinia/74868055#opinia74868055 



Tajemnica złotej teczki [w:  ] A. Pilipiuk, Zły las

Była okazja wytargać z bibliotecznej półki zbiór opowiadań Andrzeja Pilipiuka zatytułowany "Zły las", są tam cztery opowiadania, które równie dobrze mogłyby robić za coś w rodzaju konspektu do co najmniej czterech książek, ale, że jak wiemy Pilipiuk dobrze odnajduje się w krótkiej formie, chociaż często te opowiadania przybierają całkiem solidną formę, jeśli idzie o długość. A merytorykę pisarską niech każdy z czytelników się zajmie w czym pomóc mogą np. takie recenzje jak moja. Jak zwykle w takim przypadku wybieram ze zbioru jedno opowiadanie, żeby czytelnik mógł się zorientować z czym mamy do czynienia w książce, i które moim subiektywnym zdaniem jest najciekawsze.


Zainteresowałem się pierwszym opowiadaniem, jest ono zatytułowane "Tajemnica zielonej teczki", jest zdecydowanie najlepsze, i tak fascynujące, że nawet jak na konwencję fantastyczną jest fantastyczna, science fiction po prostu, którego elementy da się tu znaleźć.


Może ktoś kojarzy książkę zatytułowaną "Yggdrasil" Radosława Lewandowskiego, bo tylko z fabułą tego co my tu mamy, może mieć do czynienia. Co prawda nie ma typowej podróży w czasie, jest tylko malutki spacerek zeppelinem przez Atlantyk, ale koncept robi wrażenie, że neandertalczycy i inni sapiens mają się dobrze, tylko się wycwanili, dobrze się zakamuflowali i chcą nam homo sapiens dokopać. Przypuszczać można, ze jeśli Lenin i paru innych wpływowych ludzi pierwszej połowy dwudziestego wieku byliby, jak to tutaj Pilipiuk ich definiuje yetisonami, to znaczy, że chłopaki dają radę. Coś podobnego było w przygodach Jakuba Wędrowycza, w okolicy Wojsławic, w Dębince, mieszkali małpoludy. Byli oni na tyle cwani, że przetrwali prześladowania ze strony kościoła, a także jakoś uporali się z koncepcjami nazistowskimi.


Ci ludzie yeti przetrwali gdzieś na Grenlandii, z tego co możemy przypuszczać radzili sobie ze zdobyczami techniki, we współczesnych czasach byłoby to jeszcze bardziej intrygujące.
Przychodzi mi jeszcze jedna, a może nawet analogie literackie, które dowodzą, że nie potrzebujemy kosmitów, bo i na naszej ziemi ewolucja może sprawić jakiś psikus, że np. mrówki w "Trylogii mrówczej" Bernarda Werbera, czy małpy z "Planety małp", Pierr'a Boull'a będą kiedyś lepsze od nas i będą z tego jakieś kłopoty.


W samej fabule opowiadania, bohaterka Krystyna Malinowska, mieszkająca w stolicy II RP w Warszawie, dostała propozycję współpracy z tzw. Tajnym Instytutem, badającym sprawy co najmniej dziwne, m. in. Kryptozoologią. Przypadku w tym nie ma, bo jej rodzina, ojciec i stryj, sprawą się interesowali. Ojciec działał naukowo na rzecz Polski, za to stryj działał na rzecz ZSRR i stąd to zamieszanie wokół zielonej teczki. Wynikać z tego może, że Rosjanie ogarniali temat, rozumieli jakie są z tego zagrożenia, ale też korzyści.


Ekipa badawcza wyrusza na Grenlandię i rozpoczyna prace badawcze. Krótko, zwięźle i na temat jest ciekawie. Opowiadanie jest fascynujące, Pilipiuk powołuje się na jakieś naukowe koncepcje archeologiczne, ale nie mam wiedzy w tym zakresie, żeby to poddać jakiejś sensownej analizie. Więc to po prostu pominę. Książkę czyta się dobrze, szybko, jest ciekawie. Polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz