czwartek, 2 stycznia 2025

Drago Jančar, Widziałem ją tej nocy

 Drago Jančar, 



Widziałem ją tej nocy 




Wydawnictwo:  Czarne

Data wydania: 2014 r.

ISBN;  9788375366983

liczba str..: 208 

tytuł oryginału:  To noč sem jo videl

tłumaczenie: Joanna Pomorska

kategoria: powieść obyczajowa, powieść historyczna



recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl: 


https://lubimyczytac.pl/ksiazka/widzialem-ja-tej-nocy/opinia/86806370



Nadszedł czas z końcem 2024 roku na literaturę słoweńską w wyzwaniu Book Trooter, choć bardziej ściśle mówiąc/pisząc należało twórczość Drago Jančara określić jako literaturę jugosławiańską, no pech tylko, że nie ma czegoś takiego teraz na mapach, a jakbyśmy chcieli robić literaturę bytów geograficznie i historycznie zaginionych to troszkę by nam zajęło, więc stanęło, że mamy tu po prostu literaturę słoweńską i basta! Książka zatytułowana jest „Widziałem ja tej nocy” i główną bohaterką jej Veronika Zarnik. Sęk w tym, że jej narracji nie ma ani odrobiny. Bo jej po prostu nie ma, opowiada o niej pięć osób. Nie wiem czy jakimś dziwnym przypadkiem nie przypomina to Proustowskiej Albertyny, tytuł to oczywiście "W poszukiwaniu straconego czasu" ,  za tą zaginioną panną/kobietą ugania się główny bohater snując refleksję o zaginionym czasie. Bo jak wszyscy wiemy czas szybko diabli biorą i kolejne lata lecą sobie w najlepsze.


Tutaj w książce wszyscy zdają się poszukiwać pewnej famme fatale, właśnie Veroniki, na tyle to jest zwariowane, że czytelnik się głowi nie raz czy ona rzeczywiście istnieje, bo pewnych dowodów na to przecież nie ma. Wiemy, że zniknęła, zaginęła, i można spekulować czy cała reszta nie jest dopowiedzeniem sobie wspomnień i wiara porównywalna z obłędem, że rzeczywiście ktoś ją widział. Mamy za to gdzieś zasłyszane słowa, listy, kartki, może czasem plotki, tropy, ślady, czyli wszystko to jest ulotne jak wiatr, a przecież czasy lata 30 i 40 XX wieku są wybitnie niesprzyjające tego typu spekulacji. Dzieje się tak ponieważ cały kraj, sąsiednie kraje, Europa, a nawet spory kawał świata wrze, płonie! Pioruny wojny grzmią jak opętane, a światem rządzi obłędny macabre dance, nagła śmierć to codzienna rutyna wręcz. A ci goście, bohaterowie płci obojga, szukają i rozpamiętują jakąś Veronikę. Zapewne nie jest osobą jakąś szczególnie wyjątkową, wiemy, że lubi mundury, w tym także mundury wroga, z czego można się domyślać, że jeśli przeżyła wojnę, to łatwego życia nie miała. Autor nie ułatwia życia czytelnikowi nie dając gotowych rozwiązań, dając opcję wątpienia w sens tej całej opowieści nawet.


Bo dumamy czy ta Veronika jest rzeczywiście jedną i tą samą osobą​​? No ale tak ma być, bo może to jakiś sen lepszy od rzeczywistości, w końcu burej, ponurej wręcz czarnej tak jak smugi palonych miast i wsi, a nawet ludzi, bo to do czego my jesteśmy zdolni rozpętując wojny jest przeraźliwie okropne, więc ta forma ucieczki poszukiwanie jakiejś Veroniki to dobra odskocznia od tego co beznadziejne i brutalne, poszukiwaniem czegoś zwyczajnego w czasach zbyt ciekawych.


Coś takiego mamy co chwilę u Tolkiena, hobbici co i rusz wspominają Shire, swoją zieloną ojczyznę, widząc co i rusz okropieństwa walki z Mordorem, ciemnością, która chce opanować świat. Tam to jest fantastyka, wystarczy pieprznąć cholerny pierścionek gdzie trzeba i zło idzie sobie precz! No ale jak wiemy nawet tam błyskotka nie ułatwia powiernikowi pierścienia życia. Jest cholernie ciężko!


W życiu też jest ciężko, a jednak i nasze serca przeciwko temu wyrażają swoiste wotum separatum, wręcz buntują się! Coś podobnego widzimy teraz w/na Ukrainie, bomby lecą na potęgę, ludzie umierają, a jednak mimo tego wszystko ludzie potrzebują ostoi normalności, więc czemu nie szukać jakiejś cholernej Veroniki?


Na pewno pod kątem literackim ta książka jest wyjątkowa, te techniki literackie, wielu narratorów, wiele perspektyw być może nawet tej samej opowieści jak to było np. w książce „Rękopis znaleziony w Saragossie” Jana Potockiego. Na pewno to daje ciekawe efekty. Książkę momentami się ciężko czytało, bo ciężko było się wgryźć te momentami raczej nudne opowieści, co nie znaczy, że nie dostrzegłem kunsztu literackiego. Pewnie to też specyfika tego regionu świata kreowanie w ten sposób narracji niby prostej, a skomplikowanej i na odwrót. Do tego trudna historia życia ludzi na styku różnych kultur, a nawet religii. O to też chodzi w Book Troterze, żeby czytając książki z danego kraju mieli okazję poznawać różne specyfiki tych kultur i to rzeczywiście wychodzi. Książka jest dobra, polecam.



  


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz