sobota, 28 czerwca 2025

Robert Cedric Sheriff, Rękopis Hopkinsa

Robert Cedric Sheriff, 



Rękopis Hopkinsa 


Wydawnictwo: Dom Wydawniczy Rebis

Data wydania: 2024 r. 

ISBN;   9788383381503

liczba str.: 384 

tytuł oryginału:  The Hopkins Manuscript

tłumaczenie:  Zbigniew A. Królicki 

kategoria: postapokalipsa


recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl: 

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/rekopis-hopkinsa/opinia/90699458



No to w troszkę zmienionej formule Book Troottera podążamy dalej w tym wyzwaniu, który jest dalej literacką podróżą. Tym razem padła sekwencja na miasto Londyn. U mnie na pewno Londyn był w książce pt. „Koniec dzieciństwa” Clarke’a, teraz wynalazłem do poczytania równie ciekawą koncepcję. Tytuł  jest oczywiście tytułem książki, ale też w fabule dokładnie tak samo nazwali Abisyńczycy pewne zapiski. Tym samym Edgar Hopkins niczym jakiś Homer trafił do literatury, ponieważ dla tamtych ludzi z przyszłości, ta historia jest równie daleka co starożytność, no bo przecież nie wiemy co było i jak to się na nowo ułożyło pod kątem utworzenia nowych cywilizacji.


Najgorsze w niej jest to, że możemy znaleźć odnośnie polityki dokładnie taki sam bajzel jaki teraz nam politycy serwują. Autor spojleruje już w pierwszych zdaniach, że świat się skończył, a przynajmniej ten Zachodni, bo kolonie jakimś cudem się uchowały, może dlatego, bo gdyby Afryka, mowa o roku 1945 plus kilka lat do przodu, była niepodległa, to nie ma opcji watażkowie natychmiast dali by się wciągnąć do tej zadymy.


Tyle, że dziwnym trafem zapomniało się jakoś autorowi, zarówno w rękopisie jak i w tekście, jaką wiedzą dysponują naukowcy, wspomnieć, że katastrofy były dwie, jedna naturalna, kosmiczna. Księżyc do nas, na Ziemię, przyleciał i wpadł do Atlantyku co zabiło to jakieś 98/99 % ludzkości na globie. No ale ci co przetrwali byli „wystarczająco wybitni”, żeby rozkręcać dramę o dostęp do złóż księżycowych. Anglicy proponowali sensowne, racjonalne rozwiązania, ale, że nie chciał ich nikt słuchać rząd szybko upadł i przejęli władzę na Downing street 10 jastrzębie dążące do wojny tak jak cała reszta Europy. A że jak wiemy atomówki już były, to bum! W sumie wbrew demagogicznym zapewnieniom, że postulują sprawiedliwy podział kosmicznych łupów, wcale tego nie chcieli, tylko chodziło to, żeby zagarnąć dla siebie troszkę więcej od sąsiadów i wzmocnić swoją pozycję. No i tym sposobem mamy tu mamy drugą katastrofę, o której stary Hopkins prawie nic nie napisał, bo albo zdrowie już nie te, albo po prostu z dostępem do papieru były kłopoty. Pewnie o to chodziło autorowi, że ta książka jest niedokończona, żeby krzyczeć, „coście sk. uczynili z tą” * planetą!


W sumie troszkę dziwne polityczne nuty zabrzmiały tutaj, bo po prawdzie w książce polityki praktycznie nie ma. Zapiski zwane Rękopisem Hopkinsa, znaleziono w ruinach Londynu, po kilkuset latach, z Zachodu nadal jest mokra, a raczej atomowa, plama. Byli tam na wyprawie naukowcy – archeolodzy z Abisynii i przypadkiem w krzakach znaleźli te zapiski. Czyli sam Sheriff jest optymistą, że Afryka jest w stanie stworzyć dobrą cywilizację, na co w ostatnich kilkuset latach nadzieja była słaba, bo wiadomo jak było. Te zapiski były dla Afrykańskich uczonych praktycznie niezrozumiałe, bo więcej w tej książce o hodowli drobiu, czy uprawie ogródka, spotkaniach z ludźmi z pod londyńskiej wsi Beadle i sąsiedniej Mulcaster niż o czymkolwiek więcej. Na szczęście 53 letni pan Hopkins jako pasjonat nauki należał do Brytyjskiego Towarzystwa Księżycowego. I tam się od strony rządowej dowiedział jesienią, że w maju będzie koniec świata, nie ten fejkowy, o czym z fusów wróżą specjaliści wróżbici, ale ten prawdziwy armagedon naukowo udowodniony. Na szczęście ci sami naukowcy pomylili się o dokładnie 10 minut, dzięki czemu świat i drobny ułamek ludzkości przetrwał.


Oczywiście, że pamiętam, że miał być Londyn, i był, chociaż niewiele tego było, za to były to kluczowe momenty w fabule; 1. Dwa posiedzenia Brytyjskiego Towarzystwa Księżycowego; 2. Hopkins odwiedza krewnych w Londynie i widzi co się stało z miastem, jeszcze przed katastrofą; 3. W końcu Hopkins przeprowadza się do stolicy jak opuszcza wieś, po tym jak opuścili go domownicy z którymi spędził 2 lata po katastrofie. Dodać trzeba, że całkiem dobrze sobie ta trójka ludzi radziła na gospodarce, byli prawie samowystarczalni, no wiadomo parę rzeczy trzeba było jednak kupować/wymieniać na rynku w Mulcaster. Jak był w Londynie nie miał wątpliwości, że tym razem koniec będzie. Ciekawe czy to fart, czy jednak nieszczęście, że autor ten drugi kataklizm też przeżył, tym razem jako jedyny w całym Londynie. O tym czytamy w pierwszych zdaniach samego Rękopisu. Książkę poprzedza jeszcze wstęp, o tym, że z punktu widzenia nauki Rękopis Hopkinsa niewiele wnosi, ale, że jest wystarczająco dobrą literaturą został dopuszczony do druku w Abisynii i kilku krajach Islamskich.


Dobra jest okładka widzimy statek na polu Hopkinsa, który odbył peregrynację do wybrzeża w głąb lądu, jakieś kilkanaście kilometrów pewnie to było. Nikt nie miał głowy do tego, żeby tą wielką kupę złomu usunąć. To dość dobra kwintesencja tego co my tu mamy w książce. Książka jest dobra. Polecam.




Ad.
* Cytat z piosenki Kazika pt. „Jeszcze Polska” ;https://www.tekstowo.pl/piosenka,kazik,jeszcze_polska_8230_.html


                          
  


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz