Andrzej Pilipiuk,
Drogi przez morze
cykl: Światy Pilipiuka, t. 15
Wydawnictwo: Fabryka słów
Data wydania: 2025 r.
ISBN: 9788383750927
liczba str.: 387
tytuł oryginału: ------
tłumaczenie: -------
kategoria: fantastyka
recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl:
https://lubimyczytac.pl/ksiazka/drogi-przez-morze/opinia/89124046
Drogi przez morze [ w: ] Andrzej Pilipiuk, Drogi przez morze
Jak wiadomo czytelnikom moich recenzji lub opinii, zwał jak zwał, książki Pilipiuka lubię czytać, czasem do nich wracam, docieram też do nowych książek, które sukcesywnie się pojawiają, bo autor działa dosyć twórczo i ma pełno kreatywnych pomysłów. Niby to są wątki znane, jako tako kojarzone, kto miał do czynienia czy to z edukacją historyczną, czy innymi motywami, które już podciąga się do fantastyki wszelakiej. No ale to Pilipiuk bierze komputer lub inne urządzenie służące do pisania w garść, do tego najpierw poczaruje troszkę czarodziejską różdżką i wychodzą z tego całkiem niezłe cuda czytelnicze. Opowiadania składające się na 15 część cyklu „ Światy Pilipiuka” są naprawdę świetne i jest ich tylko trzy, pod tym kątem to chyba rekordowa ilość, no ale też jest jakoś, myślę, że co najmniej przyzwoita, jeśli nie wybitna.
Pierwsze opowiadanie ma tytuł „Król gór” i nie wiem czy przypadkiem nie nawiązuje ono do twórczości Nienackiego i Niziurskiego. Dawno, dawno temu zaglądało się do książek jednego i drugiego pisarza. Kontent jest z grubsza ten sam mamy przygody nastoletniej młodzieży, w jednym przypadku są to podróże po kraju, a w drugim są to specyficzne szkolne eposy literackie, raczej ci młodzi ludzie od murów szkoły się nie oddalają. Tu nasz autor troszkę pokombinował, żeby pasowało do jednej i drugiej koncepcji. Do tego trzeba dodać konkretne realia historyczne, pierwsze lata po II wojnie światowej. Jedno co da się powiedzieć to było zupełnie inna młodzież, mająca często bagaż doświadczeń życiowych większy od nie jednego dorosłego, dokładnie taki jaki doświadczył cały nasz kraj. No ale, że wiek był taki jaki był, to szkoły trzeba było wrócić w nowej Polsce. No ale też była przygoda, poszukiwanie tajemniczego skarbu gdzieś w górach. To sprawiło, że ta opowieść stała się bardzo mroczna. Tylko tam hrabiego Drakuli i paru innych popaprańców tylko tam brakuje. No ale tego typu przyjemności autor pozostawił Jakubowi Wędrowyczowi, z tego co wiemy do Wojsławic na kartach książki będzie okazja powrócić już niebawem.
Drugie opowiadanie pt. „ Czarny jatagan” dotyczy właśnie jataganu, to coś w rodzaju buławy tureckiej, która była łupem wojennym kozaka wykazującego się w licznych bojach, broniący granic Rzeczypospolitej. Mielniczuk zdobył ten jatagan Husejna paszy jako trofeum wojenne, zdobyte w bitwie pod Chocimiem w 1621 roku. Ten artefakt trafił do miejscowego kościoła, i co ciekawe, mimo że był na przestrzeni 400 lat wielokrotnie kradziony, zawsze jakimś cudem wracał na miejsce. Nawet złodzieje spod znaku swastyki kruszeli i zwracali łup. Jatagan zaginął ponownie. Za wyjaśnienie sprawy wziął się oczywiście Robert Storm, tropy są dwa, jatagan jest już w Niemczech i tylko czekać aż pojawi się w jakimś Domu Aukcyjnym, a drugi trop, że trzyma skarb ktoś w okolicy gdzieś na strychu i czeka na lepsze możliwości wywiezienia broni z kraju i sprzedaży za niemałe pieniądze, Czy artefakt wróci i tajemnicza klątwa zadziała ponownie, czy po prostu sprawa zostanie rozwikłana, a złodziej złapany?
Niewątpliwie za najlepsze koniecznie trzeba uznać opowiadanie tytułowe „Drogi przez morze” autor dumał, dumał jak tu zakombinować, żeby pojawił się doktor Skórzewski, wyszło, że ciężka sprawa, no ale jednak dał radę. Najpierw chłopaki Robert i Arek poszukiwali tajemniczego jegomościa, który mógł żyć nawet 200 lat, wiadomo, że był lekarzem w Rosji, bywał w kilku innych Europejskich krajach, no ale, że trzeciej setki bez podejrzenia o to, że doktorek jest wampirem się nie dało zapewne. No to trzeba było z motywem chorobowym, z którym współcześnie mamy do czynienia, czyli covidem się uporać. Okazało się, że musiał zadziałać sam Robert, który jakieś teoretyczną wiedzę z zakresu medycyny posiada. Autor kazał Robertowi w czasie największego zagrożenia jaką była ta globalna pandemia udać się do Wenecji ratować Arka. W zasadzie mniejsza o to czy ten imperatyw etyczny trzymał się kupy, czy szło o pieniądze, wyprawa się odbyła. Robert znalazł Arka w Wenecji i zaczęło się kombinowanie jak stamtąd się wyrwać. Brzmi to bardziej banalnie niż w rzeczywistości autor nas czytelników tematem zainteresował. Dodatkowo pojawiła się tajemnicza romska magia, prawie tak samo stara, i równie ezoteryczna jak wiedza żydowskich cadyków. W społeczności cygańskiej były to wiedźmy lub ewentualnie szamani, i mieli tą samą wiedzę, która podobno pozwoliła jakiejś grupce Żydów umknąć z warszawskiego getta do Ameryki południowej, w teorii, to czysta fantastyka, ale, że działa, jednak Robert i Arek mieli okazję się przekonać, bo tylko czort wie jakim sposobem znaleźli się w Sztokholmie, czyli na drugim końcu Europy, w czasach gdy nie tylko granice, ale regiony i miasta były pozamykane.
Z grubsza to tyle, te trzy opowiadania złożyły się razem na doskonały tom, była to kolejna ciekawa podróż pełna wyobraźni do Pilipiukowskiego uniwersum. Było to ciekawe i fascynujące doświadczenie czytelnicze. Polecam.