Jack McDevitt ,
Droga do wieczności
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 2003
ISBN: 8373372881
liczba str.: 374
tytuł oryginału: Eternity road
tłumaczenie: Ewa Wojtczak
kategoria; fantastyka, science fiction
( recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/74735/droga-do-wiecznosci/opinia/33294689#opinia33294689 )
Ta książka jest zadziwiającą podróżą w pewną koncepcję w przyszłości. To
co określamy jako cywilizację Zachodnią jednak upadło. Przeludnioną
ludność globu niemal wykończyła tropikalna zaraza. To, że przetrwało
jakiś niewielki procent ludzkiej populacji to właściwie cud. Jak coś
takiego mogło wyglądać? Tu nie ma się co wczuwać w analizy, po prostu
warto zajrzeć do „Bastionu” Kinga. A ta książka to jakiś ciąg dalszy
który mógł wydarzyć się jakieś kilkanaście stuleci później. Akcja drogi
do wieczności toczy się w odległej przeszłości, czytelnik ma wrażenie,
że tak samo odległej jak dla nas imperium Rzymskie. Analogii
historycznych jest tutaj co niemiara. To co mamy tutaj przypomina
średniowiecze. Z tą różnicą, że choć mentalność bohaterów jest zbliżona
do średniowiecznej to jednak średniowiecza nie da się odtworzyć. Nie ma
chrześcijaństwa, dla tych ludzi jest ono tak samo egzotyczne jak dla nas
wiara starożytne bóstwa: w Atenę, Jowisza, czy Amona. Ci ludzie wierzą w
przeróżne bóstwa. Wierzą w też tajemnicze, gadające demony, które
pozostawili drogowcy. Z naszego punktu widzenia są to komputery, roboty i
wszelkie możliwe zabezpieczenia, które są niebezpieczne nawet po wielu
wiekach. Nazwa drogowcy jest pewną analogią, bowiem Rzymianie
pozostawili po sobie drogi Rzymskie i akwedukty, tak samo my ludzie
współcześni pozostawiliśmy po sobie mnóstwo autostrad. Jest też motyw
ekologiczny w tej książce. W ludzie przyszłości nazywają nas głupcami,
bo doszli do wniosku, że my się zatruliśmy.
Tyle, czy będą od nas lepsi? Czy wyciągną wnioski z naszych błędów? Niewiele na to wskazuje, bo idą tą samą drogą, na ile to możliwe próbują wdrażać nasze wynalazki, myślą o energii napędzanej węglem. Ale maja szansę być lepsi chociażby dlatego, że widzą efekt finalny. Dodać jeszcze trzeba, że zaginęła nasza intelektualna spuścizna cywilizacyjna, książki dawno zwilgotniały, albo obróciły się w popiół, ludzie przyszłości główkują jak odpalić diaboliczne machiny zwane przez nas komputerami. Ale okazało, że w tej nowej ciemnej i zacofanej epoce jest jakieś światełko w tunelu. Ponoć istniała jakaś Przystań. Gdzie jacyś ludzie, ekipa Abrahama Polka, szczelnie się zamknęła, i dzielnie pracowała, żeby ocalić to co się da z cywilizacji, przez setki lat przepisywali ręcznie książki, czyli robili dokładnie to co zakonnicy w średniowieczu. Legendarnie brzmi fakt, że Abraham Polk i jego ludzie podróżowali przez kilkadziesiąt dni pod wodą i wejście do skały, którą zaadaptowali do swojej tajemniczej biblioteki znajdowało się również pod wodą. I do tego wszystkiego, odnalezienia legendarnej Przystani sprowadza się ta książka. Ludzie zastanawiali się czy w ogóle istniał ktoś taki jak Abraham Polk i jego tajemnicza biblioteka?
Tyle, czy będą od nas lepsi? Czy wyciągną wnioski z naszych błędów? Niewiele na to wskazuje, bo idą tą samą drogą, na ile to możliwe próbują wdrażać nasze wynalazki, myślą o energii napędzanej węglem. Ale maja szansę być lepsi chociażby dlatego, że widzą efekt finalny. Dodać jeszcze trzeba, że zaginęła nasza intelektualna spuścizna cywilizacyjna, książki dawno zwilgotniały, albo obróciły się w popiół, ludzie przyszłości główkują jak odpalić diaboliczne machiny zwane przez nas komputerami. Ale okazało, że w tej nowej ciemnej i zacofanej epoce jest jakieś światełko w tunelu. Ponoć istniała jakaś Przystań. Gdzie jacyś ludzie, ekipa Abrahama Polka, szczelnie się zamknęła, i dzielnie pracowała, żeby ocalić to co się da z cywilizacji, przez setki lat przepisywali ręcznie książki, czyli robili dokładnie to co zakonnicy w średniowieczu. Legendarnie brzmi fakt, że Abraham Polk i jego ludzie podróżowali przez kilkadziesiąt dni pod wodą i wejście do skały, którą zaadaptowali do swojej tajemniczej biblioteki znajdowało się również pod wodą. I do tego wszystkiego, odnalezienia legendarnej Przystani sprowadza się ta książka. Ludzie zastanawiali się czy w ogóle istniał ktoś taki jak Abraham Polk i jego tajemnicza biblioteka?
Czytelnik dowiaduje się, że z Illyrii, jednego z miast państw nad Missipisi, akcja toczy się na terenie państwa, które wieki temu nazywało się Stany Zjednoczone, rusza druga wyprawa. Członkowie pierwszej wyprawy zginęli ocalał jeden jej uczestnik Kerick Endine. Wracając do Illyrii zabrał ze sobą jedna książkę „Jankes na dworze króla Artura” Marka Twaina. Biblioteka Imperium, czyli uczelni Illyrii miało jeszcze tylko kilka książek drogowców. Zagadka tajemniczej Przystani i ten specyficzny pęd do wiedzy pchał niektórych mieszkańców Illyrii, żeby podjąc to ryzyko i pójść drogą pełną niebezpieczeństw. Główna bohaterka jest Chaka Milana, młoda Illyryjka chce poznać tajemnicę śmierci brata i w tym celu postanowiła zorganizować drugą ekspedycję do Przystani. Śmiałków było kilku. W skład ekipy poszukującej przystani oprócz Chaki weszła kapłanka Avila, a także Silas, Quait, Flojian i inni. W pewnym sensie jest to książka drogi. Wędrowcy podążając głównie przez pustkowia odkrywają stare miasta i wsie założone przez drogowców. Mimo wielu trudności, pułapek, problemy z piratami, rabusiami, komputerowymi demonami, itd. Dzielnie podążają śladami pierwszej ekipy badawczej. Czy dotrą do Przystani i ocalą dla ludzkości intelektualną spuściznę drogowców?
Książka traktująca o przemijaniu życia ludzkiego, cywilizacji, daje do myślenia, warto ją przeczytać.
Polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz