Dmitrij Głuchowski,
Czas zmierzchu
Wydawnictwo: Insignis
Data wydania: 2011
ISBN: 9788361428473
liczba str.: 400
tytuł oryginału; Sumierki wremieni
tłumaczenie: Paweł Podmiotko
kategoria; fantastyka
( recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/116909/czas-zmierzchu/opinia/23023924#opinia23023924 )

Książka zareklamowana została w taki sposób, że została przedstawiona, że ma coś wspólnego z literackimi wyczynami Dana Browna. W moim przekonaniu nawet jeżeli tak jest, to jednak wpływ amerykańskiego pisarza jest stosunkowo niewielki. Głuchowski jest na tyle dobrym pisarzem, że nie musi się oglądać na swego kolegę po fachu z dalekiej Ameryki, żeby napisać dobrą książkę. Mi to bardziej przypomina książkę o książkach, sam parę takich recenzowałem, więc zapewne wiecie co mam na myśli moi drodzy czytelnicy. Autor zagłębia się w lekturę konkwistadorskich zapisków z XVI wieku, i jak się wydało, im bardziej się wczytuje coś się z nim dzieje. Sam ma wrażenie, że świruje, no i w ogóle z całym światem, który ma zamiar się skończyć, tyle, że na ludziach nie robi to wrażenia. Czyżby autor chciał zasugerować, że przydałby się nam jakiś tu Diego de Landa, który urządziłby jakiś inkwizytorki fajerwerk, żeby wbić ludziom do łepetyny, że wiara jest ważna? Swoją drogą postać biskupa de Landy jest ciekawa z jednej strony puścił z dymem niemal wszystkie artefakty Majów a z drugiej ocalił Majów dla nauki, opisując o wierzeniach i mentalności Majów, a także pisząc o ich cywilizacji. Jako gorliwego katolika irytowało go, że Majowie robią ofiary z ludzi, i w jego przekonaniu byli oni jakimiś diabelskimi pomiotami, które trzeba zniszczyć i oczyścić teren żywym ogniem i w ten sposób sprawić, że niemal wszystkie Majańskie artefakty pochłonęły płomienie tego wielkiego ogniska. Potem widać zrozumiał, że się mylił, zawsze lepiej późno niż wcale.
Wynika z tego, że to wcale nie jest książka o Majach, choć możemy się dosyć sporo z tej książki o nich dowiedzieć, ale o ludziach jak najbardziej współczesnych, stąd porównanie do Gogola jest jak najbardziej uprawnione. Jest to książka o ludziach którzy w Boga nie wierzą, bo albo nie chcą wierzyć, albo nie mają czasu, bo ich pochłaniają sprawy doczesne. A tu mamy sporo rozważań o Bogu, kim jest, czy rzeczywiście Bóg umarł, jak wyspekulował to Nietzsche? Niekoniecznie skoro Bóg jednak się pojawia w książce i sam opowiada, że jakoś kupy trzyma się Arystotelesowska koncepcja Boga, w której mamy, że Bóg puścił w ruch mechanizm zwany wszechświatem i dalej nawet jakby chciał nie może z tym nic zrobić. Czyżby to miało jakiś sens, ten Bóg przedstawiony przez Głuchowskiego jest zadziwiająco bezradny, czy tak jest, czy to może my ludzie czynimy Boga bezradnym? Te pytania filozoficzne i koncepcje religijne są tutaj naprawdę bardzo ciekawe. Oczywiście próbuje wszystko zestawić z wierzeniami Majów. Chyba chodzi o to, że religia Majów dla wyznawcy tej religii była bardziej czytelna, a dla wyznawców religii monoteistycznych jest trudna do zrozumienia. A może wcale nie, może nam się tylko wydaje, może potrzebujemy religii która nie jest łatwa do zrozumienia, żeby ją relatywizować kiedy tylko nam jest to wygodne. To jest rzeczywiście zastawiające.
Tak wiec jest tu wszystko co lubię w tej książce, jakaś zakręcona akcja oparta niesamowitymi filozoficznymi rozważaniami. Jest to książka, którą można na wszelakie sposoby interpretować, a to uwielbiam. Przeczytajcie sami moi drodzy czytelnicy i przekonajcie się, że to jest przyzwoita książka.
Zdecydowanie warto przeczytać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz