niedziela, 14 czerwca 2020

Mika Waltari, Czarny anioł

Mika Waltari, 



Czarny anioł



Wydawnictwo: Iskry
Data wydania: 1978
ISBN: ------
liczba str.: 370
tytuł oryginału: Johannes Angelos
tłumaczenie: Zygmunt Łanowski
kategoria: powieść historyczna



recenzja opublikowana na:


http://lubimyczytac.pl/ksiazka/222436/czarny-aniol/opinia/58542412#opinia58542412



https://www.facebook.com/groups/829004030782178
 
                                                                                           




Tym razem w Akcji Czytelniczej Book Trotter, głos nas uczestników akcji padł na Finlandię. Znanym pisarzem, twórcą powieści historycznych, jest Mika Waltari. Ponieważ u siebie znalazłem książkę zatytułowaną „Czarny anioł”. Znowu wychodzi na to, że pojawiają się motywy islamskie w literaturze, po raz kolejny w tej akcji, bowiem książka dotyczy oblężenia Konstantynopola z 1453 r. Data ta zapewne każdemu jest znana, ponieważ uchodzi ona za jedną z podręcznikowych dat końca średniowiecza. Jak wszyscy wiedzą zdobycie Konstantynopola sułtanowi Mehmetowi Zdobywcy powiodło się, tysiącletni drugi Rzym w tym czasie właściwie skurczył się praktycznie do granic miasta. Zapora chroniąca Zachód przed inwazją islamu padła, o czym przekonać miały się o tym spore obszary Europy w kolejnych stuleciach.




Głównym bohaterem jest tytułowy Czarny anioł, czyli Johannes Angelos. Człowiek niemłody, bywały zarówno na Zachodzie, urodził się w Awinionie, choć z pochodzenia jest Grekiem, ale pojawiał się również na wschodzie, służył na dworze sułtana Mehmeta, od którego ponoć uciekł zabrawszy ze sobą pokaźny skarb. Pochodzenie jest tajemnicze, zdradzone zostało na ostatnich kartach książki, dlatego dużo więcej zdradzać nie można. Wiemy, że coś w rodzaju fatum kazało głównemu bohaterowi przybyć do Konstantynopola, ponieważ umówił się ze śmiercią w czasie bitwy pod Warną, 9 lat wcześniej, że za parę lat spotkają się pod bramą św. Romana w Konstantynopolu.





Akcja leci dwutorowo, z jednej strony mamy wszystko co związane z oblężeniem, nastroje, chwile, lepsze gorsze, które zdarzyły się w czasie dwumiesięcznej bitwy, w której nie brakuje znakomitych scen batalistycznych. Wojska sułtana miały miażdżącą przewagę co nie znaczy, że mieszkańcy miasta i wezwani do pomocy wenecjanie i genueńczycy,  nie mieli  zamiaru walczyć i  oddać miasto w ramach promocji. Wręcz przeciwnie, było ciekawie. Mamy ciekawie przedstawiony obraz dowodzącego miastem genueńczyka Giustinianiego, no i oczywiście cesarza Konstantyna XI Dragozasa Paleologa. Pojawiła się rywalizacja genueńczyków i wenecjan, a także Greków, którzy łacinników nienawidzili, mimo podpisanej unii w Ferrarze i Florencji, to jednak mieszkańcy miasta większy szacunek mieli dla sułtana niż dla swojego władcy, którego uważali za zdrajcę. Miasto upadło być może dlatego, że praktycznie z nielicznymi wyjątkami, Zachód pozostawił upadające miasto na pastwę wroga. Po prostu uznano, że epoka krucjat już minęła. Oczywiście swoja rolę próbował odegrać Łukasz Notaras, był świadomy, że miasto nie ma szans i próbował pragmatycznie podejść do kwestii, wychodząc założenia, że nowy władca będzie potrzebował greckiej administracji na której czele mieliby stanąć ludzie kompetentni znający realia. Miał świadomość, że jego działania ocierają się o zdradę, ale on to nazywał polityką. Jak tego typu spekulacje się zakończą?

Oczywiście walczył dopóki widział jakiekolwiek szanse, on też zrobił wypad morski na okoliczne tureckie wsie. Giustanini zresztą też uważał, że walka ma sens dopóki da się wygrać. Miał raczej mentalność dobrego najemnika niż patrioty, dostał kupę dużą kwotę w złocie, plus w pakiecie obiecany tytuł książęcy. No ale jednak nie kombinował co będzie gdy to i tamto, jak przywódca jednej z frakcji Greków Łukasz Notaras.




Natomiast z drugiej mamy niesamowity i niespodziewany, w takich realiach motyw miłosny Johannesa i Anny Notaras, patrycjuszki, córki polityka wspomnianego Łuksza Notarasa, która miała zostać żoną cesarza, jednak tego typu pomysły matrymonialno - polityczne się nie powiodły. Była to miłość, taka jak te czasy, kompletnie szalona, robiona praktycznie na grobach umierających codziennie ludzi po obydwu stronach linii frontu, jaką były mury miasta oraz morze. Wojna to zapachy i dźwięki, często jest to niesamowity hałas, ale co ciekawe, autor przekonuje nas, że bardziej niemożliwe do zniesienia są upiorne cisze, które symbolizują kolejne kombinacje wroga na polu walki w szczególności te ostatnie natarcia i obłędny macabra dance ( taniec śmierci). Czytelnik nie ma kłopotu z tym tuż zaraz po otworzeniu pierwszych stron książeczki jak ten wątek miłosny musi się zakończyć. Ale też losy tej zakręconej, niezwykle ekspresyjnej, namiętnej miłości, pełnej różnic tak wielkich, że w tzw. normalnych, pokojowych, czasach, chyba nie miałaby racji bytu. Na pewno uatrakcyjnia to czytelnikowi czytanie tej książki, choć i bez tego wątku jest wystarczająco ciekawa. No ale autor uznał, że tego typu specyfiki powieści historycznych sprawią, że zainteresowanie powieścią będzie większe.


Mnie zainteresowały rozważania historyczno, religijno-filozoficzne, którymi książka jest przepełniona, żal wielu ludzi, że wraz z upadkiem Bizancjum z dymem pójdzie cały ogrom wiedzy zgromadzony w bibliotekach i archiwach. Mieszkańcy na serio wierzyli, że siły niebieskie nie pozwolą muzułmanom na zdobycie miasta i że ingerencja zastępów anielskich zmiecie siły wroga. Nie brakuje też rozważań typowo historiozoficznych, że Drugi Rzym się po prostu skończył, że to miasto jest ledwo cieniem przeszłości, że nie różni się zbytnio od Rzymu, który jeszcze w tym okresie był wielkim gruzowiskiem po starożytności, które wykorzystywano jako budulec do wybudowania nowych budowli. Z wielkiej niegdyś metropolii mieszkało w Konstantynopolu raptem kilkadziesiąt tysięcy ludzi, zamieszkując obszar odpowiednio mniejszy. Trudno mi powiedzieć ilu z tych ludzi zawczasu zmieniło lokum wiedząc, że kres stolicy imperium jest bliski. Te rozważania, dają możliwość do spekulacji wartości cywilizacji, że wszystko przemija. No wiadomo, że to jest powieść i zbyt obszerne tego typu rozważania być nie mogły, ale docenić trzeba, że autor o tym pomyślał i nadało to niesamowitego klimatu, siłą rzeczy i tak bardzo mrocznego. Okładka książki też doskonale oddaje to co mamy tutaj w tej książce. Mamy panoramę miasta w kolorze czarno – szarym i ludzkie głowy, w tym pewnie głowa cesarza. Rzeczywistość jest jeszcze bardziej upiorna, bo mamy mnóstwo tych ściętych głów, jest ich na tyle dużo, że  nie da się ich policzyć.


Książka jest świetna, autor podjął niebagatelną próbę oddania mentalności miasta, czasem można mieć wątpliwości co do racjonalizmu niektórych postaci, że autor czasem wciska, bardzo subtelnie, swoje podejście do kwestii, ale nie przeszkadza to zbytnio. Bo może o to też chodzić, że to nie ma być kolejna książka która będzie się kurzyć na regałach, bo opowiada o tym co było dawno temu. Jest to swoisty raport z oblężonego miasta, jest to historia żywa, przepełniona wieloma emocjami, ludzi, którzy idą na śmierć. Zastanawiam się czy porównanie do „Dżumy” Alberta Camus nie jest przypadkiem uzasadnione, chociaż tam mamy Algier w kwarantannie, czyli troszkę inna bajka, ale wiele emocji jest podobnych. Oblężenie Kamieńca Podolskiego mamy na kartach książki „Ogniem i mieczem” Sienkiewicza. Trudno je nazwać epokowym z historycznego punktu widzenia, ale kunsztu literackiego punktu autorowi odmówić nie można. Ta literacka podróż do Konstantynopola połowy XV wieku była bardzo udana. Autor z Finlandii w świetny sposób wykreował samo miasto, jego mieszkańców, ale także musieli pojawić się Turcy w tym sam sułtan Mehmed. Dużą wiedzę w tej materii ma główny bohater i chętnie się nią dzieli. Książka jest rewelacyjna. Zdecydowanie polecam.


                 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz