Mike Resnick,
Najemnik
cykl: StarShip, t. 3
Wydawnictwo: Fabryka słów
Data wydania; 2010 r.
ISBN: 9788375741995
liczba str.: 432
tytuł oryginału: Starship: Mercenary
tłumaczenie: Robert J. Szmidt
kategoria: science fiction
recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl:
https://lubimyczytac.pl/ksiazka/50718/starship-najemnik/opinia/93299536#opinia93299536
W kolejnym, trzecim już trzecim tomie, przygód kapitana Winstone’a Cole’a i jego ekipy. Książka ma tytuł „Najemnik” i taką dokładnie fuchą oni się zajęli. Szybko się przekonali, że ta branża nie jest łatwiejsza od piractwa. Lepsze jest tylko to, że zleceniodawcy, najczęściej przez pośredników dają zlecenie, oni to wykonują, o ile zlecenie zostanie przyjęte, potem robią robotę, potem liczą kredyty, dolary, funty, ruble i milion innych kosmicznych walut. No ale nie ma łatwo, bo można się wpakować na minę, czyli opcję za trudną, bo oponenci mają przewagę na kosmicznym polu bitwy i trzeba kombinować, żeby przetrwać i to starcie wygrać. Czytelnik dowiaduje się, że ta niezwykła ekipa jest jeszcze bardziej niezwykła, dołącza tam kolejny były wróg, komandor kosmicznej marynarki wojennej Federacji Teroni, Jokovic. Cole i Jokovic, mimo że byli po przeciwnych stronach szanowali się i doceniali kompetencje wojskowe jeden drugiego i na odwrót. Skutkiem konfrontacji obydwu panów był zawarty układ. Cole oddał skład paliwa, ale nie zginęli ludzie z planety Nowa Argentyna. A teraz po dezercji, bo Jokovic nie chciał brać dalej udziału w tej brudnej wojnie, trafił na pokład Teddy Roosevelta, i mimo wyższej rangi w wojsku uznał zwierzchnictwo Cole’a. No i ten najbardziej dziwny skład ekipy Cole’a ruszył na kosmiczny szlak.
Ruszyli. Zmagali się z wieloma przygodami, raz przeganiali kosmicznych gangsterów robiących spore kłopoty społecznościom różnych planet. Ale przecież ci drudzy też często wynajmowali najemników do czarnej roboty. W tej kwestii kompas moralny Cole’a miał znaczenie i rzecz jasna jego autorytet. No i oczywiście inteligencja, która pozwoliła wygrywać kosmiczne starcia bez jednego wystrzału i strat w ludziach. Tutaj wręcz bilans był na plus, bo i ludzie i posiadany sprzęt wojenny w tym statki przechodziły na stronę Cole’a. I tym sposobem ta kosmiczna flota stała się poważnym graczem w Wewnętrznej Granicy. Co pozwoliło stanąć do bitwy o Stację Singapur z awanturnikiem Csoni i nie być bez szans w tej trudnej batalii.
Okładki kolejnych tomów to najbardziej barwne postaci. W jedynce ten konkurs wygrał molarianin Forrice, ksywka Cztery Oczy, bo też tyle ta rasa posiada oczu, członek załogi Teddy’ego Rodevelta. Drugi tom przypadł piratce Walkirii, która przystała do załogi Cole’a. W tym tomie troszkę błądziła, przyjmując parę niezależnych zleceń, będących w opozycji do działań Cole'a. O dziwo wyszła z tego cało, przy okazji, po raz kolejny ratując załogę z samym Winston’a Cole’m na czele. No i potulnie wróciła. Na okładkę tej trójki załapał się cyberpunkowy człowiek zwany Platynowym Księciem. Również były żołnierz, no ale, przypominał Lizzy Wizzy znaną piosenkarkę z gry „Cyberpunk 2077”, jeżeli ona miała coś ludzkiego w wyglądzie to było to umiejscowione w okolicach głowy, już androidy z gry „Detroit Become Humane” były bardziej ludzkie niż ona. Skoro w growej i książkowej trylogii „Mass Effect” pojawia się Aria, asariańska królowa, pani na Omedze, która do złudzenia przypomina Stację Singapur. To wybudowany z metali i innych złóż byt kosmiczny przez różne rasy. Jak gracze zapewne pamiętają ona obaliła kroganina Proroka, zwanego też Patriarchą, i przejęła władzę na stacji, a Patriarcha był jej trofeum i doradcą. On zaś obalił rządy pewnego turianina. Plany usunięcia królowej też były, ale Shepard odkrył spisek i było po krzyku. Skoro mass effectowa Omega mogła mieć swoją królową, to czemu Stacja Singapur nie mogła mieć swojego księcia? I tą samą rolę co Shepard odegrał Winstone Cole wykorzystując patriotyczne nastroje mieszkańców poradził sobie z watażką Csoni i przywrócił porządek. Od tej pory korzystając z gościny przyjaciela Platynowego Księcia Stacja Singapur stała się główną bazą coraz liczniejszej flotylli Cole’a, co było przydatne, bo trzeba było wysyłać wojsko na przepustki, rekonwalescencje, rehabilitację, imprezy, itp. No i trzeba było podpisywać kontrakty, a to ułatwiało sprawę pod kątem biznesowym.
Książka nie zawodzi, już z grubsza wiadomo czego się można spodziewać. No ale czytelnik jest pewien, że Resnik da radę i utrzyma wszystkie pięć tomów na zbliżonym, bardzo przyzwoitym poziomie i jakoś leci to czytanie tych książek. Fajnie jest. Polecam.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz