sobota, 26 września 2015

 Terry Goodkind, 



Skradzione dusze 



cykl: Miecz prawdy, t. 16 


Wydawnictwo:  Dom Wydawniczy Rebis
Data wydania: 2015 r. 
ISBN: 9788378186663
liczba str. 464
tytuł oryginału:  Severed Souls
tłumaczenie: Lucyna Targosz
kategoria: fantastyka, fantasy


 (  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl: 



Nadszedł czas, żeby przynajmniej na razie, dopóki nie zostaną napisane i wydane kolejne części cyklu, zakończyć czytanie cyklu „Miecz prawdy”, to smutna i radosna jednocześnie okoliczność. Smutna, bo wiadomo człowiek się wciągnął przez te ponad 4 miesiące czytania tego cyklu, a radosna, bo niewątpliwie wiele ciekawych przemyśleń, które pojawiły się dzięki refleksji Goodkinda w mojej głowie pozostanie. Jedna z nich jest na pewno docenianie życia, że życie jest najważniejszą wartością, o którą warto i trzeba walczyć. Oczywiście tego wszystkiego jest o wiele więcej, co mi przychodziło do głowy już pojawiało się w recenzjach, pewnie będą się te refleksje pojawiać przy okazji recenzowania innych książek. Bo jak wiecie moi drodzy czytelnicy często piszę o analogiach i skojarzeniach z innymi książkami. Goodkind napisał świetny cykl, kawał rewelacyjnej fantasy. Oczywiście, że wspominałem, że poszczególne części są nierówne, a niektóre z nich są wyraźnie słabsze, od tych, które są po prostu genialne. Trzeba przyznać, że Goodkind wysoko postawił poprzeczkę. I za to cenię tego autora, mimo, że nie zawsze udaje mu się spełnione przez siebie założenia realizować, bowiem artyzm pisania na tym też polega, że utrzymanie jednego, zwłaszcza wysokiego poziomu jest niezwykle trudne. 
 


O analogiach literackich cyklu „Miecz prawdy” już częściowo wspominałem w poprzednich recenzjach, głównie były to nawiązania do Tolkiena, ale także Brandona Sandersona i Trudy Canawan. Warto dodać jeszcze jedną ciekawy motyw, który mi się kojarzy. A mianowicie jest to porównanie do serii "Uniwersum Diuna" Franka i Briana Herberów, a także Kevina J. Andersona. Tam też, w tej książce science fiction jest motyw mesjasza Paula Muad’Diba. Tutaj w książkach Goodkinda wybrańcem jest rzecz jasna Richard Rahl, który podążając przez wszystkie krainy używając miecz prawdy broni ludzkość przed złymi ludźmi i potworami. W koncepcji literackiej uniwersum Diuna mamy czarownice Bene Gesserit. One prowadzą tam program genetyczny, który ma na celu wygenerowanie metodą kombinacji genami kogoś kto będzie kwisath haderach, czyli nadczłowiekiem. Sprawa wymknęła się spod kontroli, bowiem jedna z czarownic Rebeka spłodziła księciu Leto I, potomka i był nim chłopiec, a nie jak powinno być wedle programu dziewczynka, która wedle tych założeń miała spłodzić oczekiwanego nadczłowieka. Tutaj u Goodkinda były siostry światła i siostry mroku z Pałacu Proroków w Tamarang, w Starym Świecie. One również miały swój program, była to próba nauki kontrolowania magii przez czarodziejów. Jedne siostry miały w założeniu dobre cele, a więc działanie ku chwale Stwórcy, a drugie sprzedały swoje dusze Opiekunowi i podejmowały działania tylko i wyłącznie ku chwale złym mrocznym siłom. W obydwu cyklach czarownice Bene Gesserit i siostry miały olbrzymie moce i we wszystkich wydarzeniach odgrywały dużą rolę. Jedno jest też podobne koncepcja wybrańca, na którego świat czekał tysiące lat. Tutaj olbrzymią rolę odgrywa kandydat na kwisath haderach Paul Muad’Dib, a u Goodkinda prorokowanym mesjaszem, zwany dalej dawcą śmierci, ( fuer grissa ost drauka, w starożytnym języku górnod’harańskim) , jest Richard.


Oczywiście warto coś konkretnie o recenzowanej książce, a więc o „Skradzionych duszach”, jednym zdaniem zdradzę, że Goodkind najwidoczniej wraca do wyśmienitej pisarskiej formy, bo ta część robi się naprawdę ciekawa, a zakończenie, to mistrzostwo świata.  Zdradzę wam, że czytając  ostatnie kilkadziesiąt stron tak się niesamowicie wciągnąłem, że nie sposób było się od książki oderwać, a czytając bardzo rzadko aż tak się wczuwam. Oczywiście podtrzymuję to co napisałem, że motyw półludzi i żywych trupów, które wygramoliły się zza Północnego muru i sieją zamęt, a w konsekwencji maja zamiar zniszczyć świat, jest naciągany i przejaskrawiony. Jednak Goodkind konsekwentnie to podtrzymuje i ciekawie to wszystko uzasadnia. Za tym wszystkim stoją rządzący prowincją Fajin, zwaną Mrocznymi Ziemiami biskup Hannis Arc i jego współpracownik opat Dreier, którzy władają czarna magią i wskrzesili imperatora Sulachana. Akcja rozpędza się jak szalona. Znowu młoda Samanta dała czarodziejski popis ponownie uśmiercając półludzi Shun Tuk, co jest prawie niemożliwe, a jednak jak się pogłówkuje, to da radę się to zrobić. Szykuje się trudna batalia, niemal niemożliwa do wygrania. Richard i Khalan mają kłopoty, bo muszą sobie poradzić z mroczną skazą i ich dni, godziny, minuty są praktycznie policzone. Co było dalej zdradzać nie mogę, no chyba tylko tyle w sekrecie da się powiedzieć, że akcja przenosi się do cytadeli w Saavedrze, stolicy Mrocznych Ziem. Twierdzę opuścił biskup Hannis Arc, zajął ją opat Dreier, który jak się okazuje jest niebezpiecznym osobnikiem. Khalan ma poważny problem, musi zabić swoją i Richarda przyjaciółkę Nicci, bo tak mówi proroctwo.  Co z tego wszystkiego wynikło? Chyba każdemu z nas Goodkind postanowił dać zdrowo do myślenia. Mam wrażenie, że o to może chodzić, że znając kogoś nie powinniśmy obawiać się kierować swoją intuicją i rozumem. Bo jeżeli kogoś znamy to naprawdę wiemy co trzeba i nie potrzebne tu są np. żadne proroctwa. Dobrze, że autor wraca do rozpracowywania koncepcji psychologicznych. Bohaterowie Goodkinda są zadziwiająco ludzcy Richard i nie tylko on ma pokusę rzucić wszystko w cholerę i zająć się swoim życiem i jej ukochanej Khalan. Tym razem podpowiada mu to jego dziadek Zedd, a także Khalan, kiedy bardzo zmartwiona dowiedziała się o proroctwie, które dotyczy Nicci. Richard już raz to zrobił, zabrał Khalan i Carę w góry, gdzieś w Westlandzie. Teraz jednak przekonał się, że nie można być indywidualnie szczęśliwym kiedy świat się wali I czasem trzeba zrobić porządek! Dotychczas ostatnie spisane prawo magii mówi o tym, że zawsze będą tacy, którzy nienawidzą. I to jest bardzo smutna prawda o ludzkości. Bóg daje nam wiarę, nie tylko po to, żebyśmy w Boga wierzyli, ale także miłowali bliźniego. I mimo, że Richard, a także w domyśle sam autor, to wszystko definiuje inaczej, jednak paradoksalnie w tym wszystkim można dostrzec niesamowitą głębię wiary. Bo z wiary wynika szacunek życia, trzeba żyć, cenić własne życie, żeby dzielnie podążać przez nasze życie, a po śmierci znaleźć się dokładnie tam gdzie kochający Bóg chce nasz wszystkich wysłać. 


Zdecydowanie polecam książkę "Skradzione dusze” i cały cykl „Miecz prawdy”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz