poniedziałek, 14 kwietnia 2025

Frank Herbert, Kevin J. Anderson, Księżniczka Diuny

Frank Herbert, Kevin J. Anderson, 



Księżniczka Diuny



cykl: Bohaterowie Diuny, t. 3


Wydawnictwo: Dom Wydawniczy Rebis

Data wydania: 2024 r. 

ISBN:   9788383382548

liczba str.:  464

tytuł oryginału:  Princess of Dune

tłumaczenie: Andrzej Jankowski 

kategoria: science fiction 


recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl: 

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/5124042/ksiezniczka-diuny/opinia/88073798#opinia88073798





Jest okazja, po latach dokończyć cykl „Bohaterowie Diuny”, głównie dlatego, że autorzy śpieszyli się z tym raczej powoli. Początkowo koncept miał mieć cztery tomy, skończyło się na trzech. Te dwa pierwsze to nie była jakaś rewelacja, ale ten trzeci sporo nadrobił, który ma tytuł " Księżniczka Diuny". Głównymi bohaterkami są tutaj dwie kobiety samego Muadiba, więc jak sądzę mało kto ma wątpliwości, że to musi być ciekawe, bo obie panie to niezwykle silnie osobowości, choć mówiąc kolokwialnie są z całkiem innej bajki. Teraz już jest jasne, że chodzi o księżniczkę Irulanę, córkę padyszacha imperatora Szaddama IV oraz niezwykle dzielna fremeńska wojowniczka Chani, córka też nie byle kogo, bo Lieta Kynesa, imperialnego planetologa na planecie Diuna. Ten sądził, że pies z kulawą nogą interesuje raportami o Diunie wysyłanymi na Kaitaina, stołeczną planetę, ale był w błędzie, bo skrupulatnie się nimi interesowała Irulana.


Akcja toczy się dokładnie dwa lata przed wydarzeniami z książki pt. „Diuna”, czyli pierwszej części najbardziej znanego cyklu z tego uniwersum „Kroniki Diuny”. Nie ma samego Paula, bo rozkoszuje się mnogością wody na Kaladanie, urządza sobie tańce w deszczu i tego typu podobne przyjemności. Co nie znaczy, że Paul jest absolutnie niezbędny, żeby coś się działo na Diunie i milionie innych planet którymi rządzą od 10 tysiącleci Corrinowie. Poznajemy bliżej imperatora Szaddama IV i cesarską rodzinę, w tym jego trzy córki, oprócz Irulany, Winicję i Chalicję. Zapewne niektórzy pamiętają, że był cykl „Preludium do Diuny” i tam dwór imperatorski był dobrze opisany, bywał tam Leto, ojciec Paula. Nie brakowało przepychanek między rodami Atrydów i Harkonen’ów. W tej książce baron jako zarządca Diuny oczywiście jest, ale trudno go nazwać postacią pierwszoplanową. Rozwiązywał głównie nagłe kryzysy na Diunie, jego krewniak Bestia Rabban miał co robić. Niewątpliwie największym z tym kryzysów było przybycie dworu imperatorskiego na Diunę, oficjalnie w celach inspekcyjnych.


Prawdziwym powodem tej kosmicznej peregrynacji imperatora i jego dworu, było powstanie młodego, ambitnego oficera wojsk imperialnych Zenby. Podsumowując działo się i było ciekawie. Na tyle, że Kaitan omal nie podzielił losu Salusy Sekundusa, centralnej planety z czasów dżihadu butleriańskiego i postdżihadowych.


Niewątpliwie ta książka jest interesująca, akcja toczy się płynnie, dynamicznie, co i rusz coś się dzieje. Ciekawostką jest, że obie panie Irulana i Chani spotykają się na Diunie. Dobry motyw, że pojawi Dżamis z którym pojedynkował się Paul jak pojawił się u Fremenów. Na pewno dla fanów i czytelników książek z uniwersum Diuna to jest niesamowita. Trudno mi orzec czy dla kogoś kto w tym nie siedzi będzie to dobra książka. Na pewno taka jest i ma potencjał, żeby zachęcać do lektury kolejnych książek. Polecam.

niedziela, 30 marca 2025

Olga Gromyko, Wiedźma - Opiekunka

 Olga Gromyko, 


Wiedźma - Opiekunka


cykl: Kroniki Belarskie, t. 2, cz. 1-2



Wydawnictwo: Fabryka słów

Data wydania; 2010

ISBN:  9788375741872,   9788375741919

liczba str.: 288,  264

tytuł oryginału: Wiedźma chranitielnica

tłumaczenie: Marina Makarewskaya

kategoria: fantasy 



recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl: 

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/59471/wiedzma-opiekunka-czesc-2








Przeczytałem książkę pt. „Wiedźma - Opiekunka” Olgi Gromyko, to białoruska pisarka fantasy mieszkająca na Ukrainie, no jak jest teraz, w czasie wojny, to głowy nie dam oczywiście. W sumie to ciekawe uniwersum zostało stworzone, pod wieloma względami przypomina nasze wiedźmińskie. Nawet są wiedźmini, zajmują się tutaj tępieniem wampirów, może nie są to tak mocarne, jak wampiry wyższe, ale i tak dają radę. Są również istoty zmiennokształtne, tutaj zwane całkiem zwyczajnie udajcami lub metamorfami. Ciekawostka, że są złydnie, które można było spotkać w jednym z tomów opowiadań Andrzeja Pilipiuka. A te minimalne stwory są tak potężne, że dla niejednego wiedźmina pokonanie ich to byłby duży kłopot. Na pewno potworki mają potencjał, gdyby poszalały w kolejnej edycji gry wiedźmińskiej.


Warto wiedzieć, że mamy tutaj swego rodzaju powieść drogi, oczywiście fantazyjną, co nawiązuje do samego Tolkiena przede wszystkim. Mamy niesamowitą, główną bohaterkę, młodą, silną czarodziejkę, która zdała wszystkie egzaminy w Szkole Magów i poszła swoją drogą. Najpierw trafiła na dwór królewski, ale uznała, że dworskie intrygi są słabe i banalne. No i poszła na szlak, gdzieś na rubieże królestwa. No i całkiem dobrze jej tam było.



Najpierw zaprzyjaźnia się z sympatyczną kobyłką, bo wiadomo konik przydaje się prawie każdemu w świecie fantastycznym, potem mamy rajd po ścieżkach przeróżnych od dróżek leśnych do utartych szlaków prowadzących do miast. Po drodze dowiedziała się jaki jest sens daru otrzymanego od króla, na odchodne otrzymała tytuł opiekunki, zdradził jej to zaprzyjaźniony wampir, bo czemu miałby tu nie być odpowiednika Regisa?  Wampira równie sympatycznego i inteligentnego, a jak trzeba to i na szlaku da radę z różnymi, złymi ludźmi i nieludźmi również.


Musiał też być i smok, co sobie siedział w najlepsze na kupie złota i innych skarbach, no ale, że nasza czarodziejka jest obyta, jak to na wiedźmę bywa, wiedząca, to oczywiście wiedziała, że tych cudowności przechowywanych przez smoka ruszać nie można, bo ten posiada pazury wielkie, ząbki ostre, a ogień gorący i piekli jak diabli. No i jak bydle dopadnie, bo znajdzie złodziejaszka na drugim końcu świata nawet i odzyska ssskarb, to będzie licho z gagatkiem. Krótko mówiąc z kimś takim lepiej dobrze żyć. Aż dziwne, że smokowi pierścionka pilnować Tolkien nie kazał, tylko Gollum się tym zajmował, a potem dawały sobie radę z tym uciążliwym skarbem małe hobbity. Było ciężko, ale się udało.


Ogólnie bardzo piękny i barwny jest ten świat przedstawiony przez Olgę Gromyko. Tutaj w książce przedstawiono rzetelnie i dobitnie i pokazano nam czytelnikom, że fantastyka ze wschodu jest naprawdę wysokich lotów i warto do tych książek zaglądać. Warto dodać spostrzeżenie, że prawdopodobnie nie ma tutaj rozróżnienia na czarodziejki i wiedźmy, tak jak np.  w "Wiedźminie", czarodziejki to były wyszkolone absolwentki Aretuzy, a  wiedźmy to cała reszta wiejskie zielarki, magiczki, ewentualnie te, które nie poradziły sobie w Aretuzie i jak to bywa ze studiami, nie ukończyły zmagań typowo studenckich z nauką, ale wiedzę już miały na tyle dobrą, że mogły praktykować magię. Jak wiemy Wołha, tak nazywała się główna bohaterka tej książki, studia ukończyła z wyróżnieniem i raczej nazywana jest wiedźmą niż czarodziejką. Na pewno te uniwersum jest godne zainteresowania czytelniczego, Książkę warto przeczytać. Polecam.


piątek, 14 lutego 2025

Hooman Majd, Ajatollah śmie wątpić

 Hooman Majd, 



Ajatollah śmie wątpić 


Wydawnictwo: Karakter

Data wydania: 2010 r. 

ISBN:  9788362376001

liczba str.: 340 

tytuł oryginału:  The Ayatollah Begs to Differ

tłumaczenie: Dariusz Żukowski 

kategoria:  książki podróżnicze


recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl: 

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/89678/ajatollah-smie-watpic/opinia/88210955#opinia88210955 



Przypuszczam, że wyzwanie irańskie w ramach literackiej Book Trotterowej podróży jest jedno z trudniejszych, bo w końcu mowa o kraju który ma na pieńku z całym zachodnim światem, w którym szatan z Ameryki jest głównym wrogiem, co i rusz daje znać nieufność tego kraju w stosunku z Izraelem, czyli krótko mówiąc Iran jest uważany za dziki kraj i jest stosunkowo mało znany. No bo trudno uznać, że liczne telewizyjne relacje z Bliskiego wschodu pozwolą nam ten kraj poznać. Już lepiej do tego nadaje się literatura. Przekonany jestem, że książka Hoomana Majd”a pt, „Ajatollah śmie wątpić”, jest dobrym wyborem. Sam autor jest Irańczykiem z Ameryki, jest synem dyplomaty i wnukiem znanego ajatollaha, kogoś w rodzaju uczonego w piśmie, doktora koranicznego, autorytetu moralnego i religijnego. W tym wypadku to on, dziadek, był tym ajatollahem, który ośmiela się mieć wątpliwości. Te podróże autora, do ojczystego kraju są zarówno dosłowne, pakuje się do samolotu i podróżuje po Teheranie i innych miastach, regionach tego dużego kraju. Ale także jest to podróż sentymentalna. Autor dotarł do licznych źródeł pisanych i filmowych, ale też przede wszystkim są to liczne rozmowy z rodakami z kraju i z Ameryki. No i z tego mamy przedstawiony niezwykle barwny obraz Iranu na ponad 300 stronach tej książki.


Oczywiście, żeby poznać ten kraj tych przeczytanych książek musiałoby być dużo więcej, no ale jakiś zarys tutaj mamy. Poznajemy tutaj mieszkańców głównie stolicy Teheranu, autor rozmawia również z politykami, dwoma prezydentami Chatami’m i Ahmadineżad’em, rozmawia z duchownymi Islamskimi, także ze Strażnikami rewolucji, i innymi osobowościami tego państwa. Autor uznał za stosowne opowiedzieć jakie są różnice między szyitami, ten odłam dominuje w Iranie, a sunnitami, główny nurt Islamu. Ogólnie Islam jako taki nie uznaje instytucjonalności kościoła swojej religii, mułłowie są niezależni od siebie nawzajem, szyici jednak uznają szczątkową formę hierarchiczną, są nią ajatollahowie na których czele stoli ajatollah, przywódca religijny narodu, który jest jednym z kluczowych elementów irańskiej łamigłówki politycznej.


Czytelnik dowiaduje się troszkę o historii Iranu, zwłaszcza tej współczesnej, kluczowa data to rok 1979, kiedy to obalono rząd szaha Rezy Pahlavi’ego, de facto marionetkę USA i Wielkiej Brytanii. Na skutek tych przemian rewolucyjnych powołano rząd islamski i uniezależniono kraj od Zachodu. Majd’a zainteresowało podejście jego rodaków, niemal 100 % poparli oni nowy rząd, łącznie z samym autorem, mimo że przecież nie wszyscy byli fanatykami religijnymi. Rewolucjonistom udało się połączyć szyicki Islam z tożsamością narodową i tak jest do dzisiaj. Co ciekawe jak na standardy kraju trzeciego świata mamy tutaj ustrój demokratyczny, rządzący rządzą, tak jak rządzą, bo chce tego naród, i nikt nie przymusza do głosowania, czy nawet udziału w dorocznych demonstracjach popierających władzę, wyrażając przy tym systemową niechęć do wroga z Ameryki. Oczywiście są podziały i różnice w narodzie, ale ten dyskurs nie pojawia się w przestrzeni publicznej, bunt to np. styl życia inny niż oficjalnie dopuszczalny. Czyli są głębsze warstwy.


Przy okazji pojawia się całkiem dużo motywów obyczajowych, opisów imprez, nawet podejścia do spraw seksualnych, władza po cichu dopuszcza istnienie agencji towarzyskich. Ciekawostką jest, że w Iranie są góry, zimą pokryte śniegiem, jak większość gór na globie, ma się dobrze turystyka narciarska, a że mówi się tam głównie w językach arabskich i chwali Allacha? Cele i potrzeby turyści mają te same przecież. Inna ciekawostka, że szyici są bardzo pragmatyczni w kwestii przestrzegania pór modlitwy. Istotne jest, żeby pomodlić się przed kolejną porą, kiedy modlitwa jest wymagana, a nie w tym konkretnym momencie, jeśli nie jest to możliwe, bo ktoś podróżuje samochodem. Do tego dostosowują się nawet ludzie bardzo pobożni, co nie powoduje dodatkowych korków na ulicy Teheranu.


Z grubsza to tyle co można o tej książce napisać, dodać można, że jest bardzo ciekawie i przystępnie napisana. Autor rozumie dwa światy, jak wygląda to w jego kraju i nasz Zachodni i ten wysiłek w przybliżeniu swojego kraju przeciętnemu odbiorcy na pewno się opłacił. Książkę warto przeczytać. Daje to do myślenia i to jest ciekawa lektura.






piątek, 10 stycznia 2025

Andrzej Pilipiuk, Okiść


 Andrzej Pilipiuk, 



Okiść 



cykl: Przetaina, t. 2


Wydawnictwo: Fabryka słów

Data wydania; 2024 r.

ISBN:  9788367949088

liczba str.: 368

tytuł oryginału: --------

tłumaczenie: -------

kategoria: fantasy


recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl: 

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/okisc/opinia/84694537 



Pilipiuk zdecydował się kontynuować cykl „Przetaina” i myślę, że to był dobry pomysł. No bo to jest podjęcie dość interesującej próby pokazania swoim czytelnikom koncepcji fantasy. Drugi tom ma tytuł „Okiść” i kontynuuje wątek. Przy tym w mniejszym stopniu mamy wędrówkę w jakimś celu, są niewielkie okoliczne wypady. Powróciła do Tess drużyna, która dotarła do dalekiej krainy i nawiązała stosunki dyplomatyczne z władcami tej nowej krainy.



Zaognił się też konflikt z wrogami, plemieniem, które nazywało się Węże. Jest powiedziane, że różnice są tak radykalne, że wspólne współistnienie jest praktycznie niemożliwe. Inna bajka, że z reguły tak funkcjonuje każda wojna, bowiem propaganda wojenna przedstawia oponenta jako zgraję obrzydliwych potworów, których trzeba bezwzględnie zniszczyć, bo stanowią zagrożenie cywilizacyjne! Wojna jest po prostu elementem gry politycznej. I tego typu zacietrzewienie ludności jest robione na zlecenie polityków, żeby żołnierze z berserskim zapałem szkli na front i zabijali na potęgę! Tu sprawa jest prosta, jedni muszą bronić miasta Tess, a ci drudzy chcą je zdobyć. Krótko mówiąc tej polityki nie ma tu dużo, obrońcy walczą po prostu o swoje domy, interesy, świątynie, w której są też biblioteki, a najbardziej wartościowe książki, papirusy, są pochowane w sekretnych miejscach poza miastem.


Fabuła toczy się raczej powoli, tak poprzednia część, ale jednak ma to wszystko jakiś sens, na pewno ta część jest przepojona strachem, że wrogowie zdobędą miasto. Ale ten strach mieszkańców Tess nie paraliżuje, wręcz przeciwnie każdy robi swoje, co może, żeby tylko przysłużyć się dobrej sprawie, wielu z nich wie, że nie przeżyje tej batalii, bo taka jest specyfika wojny, ktoś umiera, żeby ktoś przeżył, jeśli oczywiście będzie wygrana. Bo przegrana jest wiadomo co się wydarzy, miasto popadnie w ruinę, ludzie zginą lub trafią do niewoli. Jak nie trudno się domyśleć do oblężenia dochodzi i walka trwa!


Dalej Pilipiuk kreuje ciekawie swój literacki świat i go rozbudowuje. Wiemy, że jest ocean i jest jakiś tajemniczy lud tam na drugim jego brzegu. Oni byli po tej stronie oceanu, ale Pradawni sprzed ok 3000 lat wysłali ich z powrotem, tam gdzie ich miejsce. Ludzie teraźniejsi mają spore obawy z tym związane, że będzie powtórka z tej historii, i że będzie ona miała nieprzyjemny przebieg, bo jest ludzi dużo mniej niż kiedyś. No i cywilizacyjnie ci teraźniejsi są na innym etapie rozwoju. Wszystko tworzy się na nowo, na pewno są oni błyskotliwi i inteligentni, znają spuściznę przodków i wiedzą jaka była wielkość ich przodków i pragną do tego wrócić, ale potrzebują czasu. A akurat tego im zabraknie jeśli przybysze z drugiego brzegu wielkiej wody przybędą. Świadczy to o tym, że potencjał na kontynuowanie tej opowieści jest i trzeba liczyć, że autorowi pomysłów i weny twórczej nie zabraknie, a my czytelnicy będziemy mieli o czym czytać.


Jestem przekonany, że czytelnik się nie zawiedzie, bo Pilipiuk rzeczywiście się postarał i wyszła z tego interesująca opowieść. Nie tylko mieszkańców miasta Tess, ale też okolicznych plemion tych dobrych i niedobrych. Ten świat jest raczej wielki bo ludzi jest niewiele, bo to wciąż jest śladowa ilość populacji, która żyła tutaj przed apokaliptycznymi atrakcjami. Przyroda jest dzika, dominują lasy, żyje sporo dzikiej zwierzyny, można pomyśleć ekologiczny raj. Ludzie sobie radzą z trudami życia, również tym, że żyją na wulkanach i że wielka katastrofa może przyjść i Tess będzie znowu nowymi Pompejami. Jedną z koncepcji jak ludność miasta ma sobie z tym poradzić jest eksodus całego miasta w głąb lądu do zaprzyjaźnionego plemienia, gdzie ziemi jest dużo, jest żyzna, król jest dobry, żyć nie umierać. No ale tego w jakim kierunku potoczy się ta opowieść zdecyduje autor, a my czytelnicy będziemy o tym czytać zapewne. Książka jest ciekawa. Warto przeczytać. Polecam


czwartek, 2 stycznia 2025

Drago Jančar, Widziałem ją tej nocy

 Drago Jančar, 



Widziałem ją tej nocy 




Wydawnictwo:  Czarne

Data wydania: 2014 r.

ISBN;  9788375366983

liczba str..: 208 

tytuł oryginału:  To noč sem jo videl

tłumaczenie: Joanna Pomorska

kategoria: powieść obyczajowa, powieść historyczna



recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl: 


https://lubimyczytac.pl/ksiazka/widzialem-ja-tej-nocy/opinia/86806370



Nadszedł czas z końcem 2024 roku na literaturę słoweńską w wyzwaniu Book Trooter, choć bardziej ściśle mówiąc/pisząc należało twórczość Drago Jančara określić jako literaturę jugosławiańską, no pech tylko, że nie ma czegoś takiego teraz na mapach, a jakbyśmy chcieli robić literaturę bytów geograficznie i historycznie zaginionych to troszkę by nam zajęło, więc stanęło, że mamy tu po prostu literaturę słoweńską i basta! Książka zatytułowana jest „Widziałem ja tej nocy” i główną bohaterką jej Veronika Zarnik. Sęk w tym, że jej narracji nie ma ani odrobiny. Bo jej po prostu nie ma, opowiada o niej pięć osób. Nie wiem czy jakimś dziwnym przypadkiem nie przypomina to Proustowskiej Albertyny, tytuł to oczywiście "W poszukiwaniu straconego czasu" ,  za tą zaginioną panną/kobietą ugania się główny bohater snując refleksję o zaginionym czasie. Bo jak wszyscy wiemy czas szybko diabli biorą i kolejne lata lecą sobie w najlepsze.


Tutaj w książce wszyscy zdają się poszukiwać pewnej famme fatale, właśnie Veroniki, na tyle to jest zwariowane, że czytelnik się głowi nie raz czy ona rzeczywiście istnieje, bo pewnych dowodów na to przecież nie ma. Wiemy, że zniknęła, zaginęła, i można spekulować czy cała reszta nie jest dopowiedzeniem sobie wspomnień i wiara porównywalna z obłędem, że rzeczywiście ktoś ją widział. Mamy za to gdzieś zasłyszane słowa, listy, kartki, może czasem plotki, tropy, ślady, czyli wszystko to jest ulotne jak wiatr, a przecież czasy lata 30 i 40 XX wieku są wybitnie niesprzyjające tego typu spekulacji. Dzieje się tak ponieważ cały kraj, sąsiednie kraje, Europa, a nawet spory kawał świata wrze, płonie! Pioruny wojny grzmią jak opętane, a światem rządzi obłędny macabre dance, nagła śmierć to codzienna rutyna wręcz. A ci goście, bohaterowie płci obojga, szukają i rozpamiętują jakąś Veronikę. Zapewne nie jest osobą jakąś szczególnie wyjątkową, wiemy, że lubi mundury, w tym także mundury wroga, z czego można się domyślać, że jeśli przeżyła wojnę, to łatwego życia nie miała. Autor nie ułatwia życia czytelnikowi nie dając gotowych rozwiązań, dając opcję wątpienia w sens tej całej opowieści nawet.


Bo dumamy czy ta Veronika jest rzeczywiście jedną i tą samą osobą​​? No ale tak ma być, bo może to jakiś sen lepszy od rzeczywistości, w końcu burej, ponurej wręcz czarnej tak jak smugi palonych miast i wsi, a nawet ludzi, bo to do czego my jesteśmy zdolni rozpętując wojny jest przeraźliwie okropne, więc ta forma ucieczki poszukiwanie jakiejś Veroniki to dobra odskocznia od tego co beznadziejne i brutalne, poszukiwaniem czegoś zwyczajnego w czasach zbyt ciekawych.


Coś takiego mamy co chwilę u Tolkiena, hobbici co i rusz wspominają Shire, swoją zieloną ojczyznę, widząc co i rusz okropieństwa walki z Mordorem, ciemnością, która chce opanować świat. Tam to jest fantastyka, wystarczy pieprznąć cholerny pierścionek gdzie trzeba i zło idzie sobie precz! No ale jak wiemy nawet tam błyskotka nie ułatwia powiernikowi pierścienia życia. Jest cholernie ciężko!


W życiu też jest ciężko, a jednak i nasze serca przeciwko temu wyrażają swoiste wotum separatum, wręcz buntują się! Coś podobnego widzimy teraz w/na Ukrainie, bomby lecą na potęgę, ludzie umierają, a jednak mimo tego wszystko ludzie potrzebują ostoi normalności, więc czemu nie szukać jakiejś cholernej Veroniki?


Na pewno pod kątem literackim ta książka jest wyjątkowa, te techniki literackie, wielu narratorów, wiele perspektyw być może nawet tej samej opowieści jak to było np. w książce „Rękopis znaleziony w Saragossie” Jana Potockiego. Na pewno to daje ciekawe efekty. Książkę momentami się ciężko czytało, bo ciężko było się wgryźć te momentami raczej nudne opowieści, co nie znaczy, że nie dostrzegłem kunsztu literackiego. Pewnie to też specyfika tego regionu świata kreowanie w ten sposób narracji niby prostej, a skomplikowanej i na odwrót. Do tego trudna historia życia ludzi na styku różnych kultur, a nawet religii. O to też chodzi w Book Troterze, żeby czytając książki z danego kraju mieli okazję poznawać różne specyfiki tych kultur i to rzeczywiście wychodzi. Książka jest dobra, polecam.