sobota, 3 stycznia 2015


Bernard Cornwell, 


Zimowy monarcha


cykl: Trylogia arturiańska, t. 1  



Wydawnictwo:   Erica
Data wydania:  2010 r. 
ISBN:   9788362329007
liczba str. ; 560 
tytuł oryginału:  The Winter King
tłumaczenie:    Jerzy Żebrowski





(  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:

http://lubimyczytac.pl/ksiazka/55486/zimowy-monarcha/opinia/6895718#opinia6895718  )  




Tym razem w cyklu zwanym trylogią arturiańską Cornwell wprowadza nas czytelników w dawne mroczne, wieki, końca starożytności i początki średniowiecza. Przełom V/VI wieku na terenie dzisiejszej Wielkiej Brytanii i Francji. Ten okres jest niemal na wpółlegendarny, ponieważ źródeł historycznych z tego okresu ocalało niewiele. Dla pisarza powieści historycznych ma to swoje dobre i złe strony. Złe, bo ma materiału badawczego prawie nie ma, a fikcję literacką wypada oprzeć w powieści historycznej wokół jakiś faktów historycznych. Dobre, bo jak nie ma koniecznego materiału historycznego, można samemu kombinować i nikt autorowi nie zarzuci że coś ważnego przeoczył. Po prawdzie oprócz niewielu źródeł, jedynym czym autor dysponuje, to przeróżne legendy arturiańskie. Cornwell zmierzył się z legendami arturiańskimi, ważnymi nie tylko dla kultury Wielkiej Brytanii, ale również całego kodu kulturowego cywilizacji Zachodniej, ale myślę, że całkiem możliwe, że nie tylko, bowiem postać króla Artura, Ginewry, Lancelota, czarodzieja Merlina, tutaj nazywanego druidem, jest przynajmniej jako tako kojarzona na całym świecie, tak samo jak motyw św Grala, jeden ze skarbów Brytanii, który wielokrotnie pojawia się w literaturze. To co pisarz nam tu zmajstrował, świadczy o wybitnym kunszcie pisarskim.
 
Autor po prostu dokonał racjonalizacji legend arturiańskich w sposób ocierającym się o ich profanację. Po prostu wyspekulował, że warto o tych legendach napisać rzetelnie w taki sposób, jakby były one rzeczywiście oparte na faktach. Jest to próba karkołomna niezwykle ryzykowna i odważna. Wizja legend arturiańskich napisana przez Cornwella jest ciekawa intrygująca, niebagatelna. Interpretacja zaskakuje, irytuje i szokuje. Na pewno nie mamy cukierkowego opisu postaci. Dla kogoś, kto przyzwyczaił się do czytania wycukierkowanych tradycyjnych legend, ta książka nie zachwyci. Autor ma świadomość natury ludzkiej niczym wytrwały specjalista pracujący w służbach specjalnych znajduje haki na osoby wydawać by się mogło nieskończenie dobre, chociażby jak Merlin czy król Artur, których dobroci Cornwell nie podważa. Jednak widzi pewne grzeszki tych ludzi i bez pardonu je ujawnia czytelnikom. 


Cornwell jest bardzo ciekawym pisarzem powieści historycznych skupia się nie tylko na tym co przeżywają bohaterowie, a historia jest tylko jakimś tłem, bez większego znaczenie. U Cornwella historia jest historia żywą, nie jest tylko sceną na jakiej rozgrywają się wydarzenia, ale historia jest głównym kreatorem tych wydarzeń. Znaczy to tyle, że postaci, a więc ich los jest ograniczony przez historię, nie tylko wydarzenia bieżącej polityki dużej i małej opisywanych czasów, na której punkcie fioła mają historycy, ale również chodzi o dobrze opisane realia historyczne, np w co ludzie się ubierali, jedli, itp, ale przede wszystkim mentalność ludzi. To jest sprawa priorytetowa, bo mentalność ludzi opisywanych w powieściach historycznych nie może być mentalnością współczesnego Kowalskiego czy Smitha, ale musi być mentalnością ludzi opisywanej konkretnie epoki historycznej. Jasne, że to jest prawie niemożliwe, bo my współcześni żyjemy tak a nie inaczej i sposób myślenia mamy współczesny. Jednak, to co my czytelnicy czytamy w powieściach historycznych siłą rzeczy musi być bliskie temu, co było w tamtych czasach, mimo koniecznych nie raz uproszczeń. Bez wahania stwierdzam, że Bernard Cornwell jest wybitnym pisarzem historycznym, bo u niego nie chodzi o opisanie prostej lub skomplikowanej historii fikcyjnej, ale też czytając Cornwella dowiadujemy się tego, co jest ważne w danej epoce.  Autor opisuje bardzo rzetelnie dana epokę. Cornwell pisze o tym, że historia jest procesualna. polega to na tym, że coś co jest w historii nie bierze się z niczego. Proces historyczny to wypadkowa przyczyn i skutków i to powinno być zawarte w porządnej powieści historycznej. I tu w trylogii arturiańskiej Cornwella to jest. Mamy w genialny sposób opisaną transformacje historyczną. Upadek starożytności i pojawianie się nowych czasów, które później historycy nazwą średniowieczem. Pamięć o Imperium Rzymskim jest jeszcze żywa w ludziach, wspominają co było, czują, że to było dobre, natomiast jest w nich strach przed przyszłości, przed niewiadomym, ta przyszłość jest raczej malowana ponurymi barwami. Za czasami pax Romana* później wiele pokoleń tęskniło, pomimo oczywistej nieudolności tej cywilizacji,  skoro upadła. Średniowiecze to coś nowego, pierwsze wieki, to wszechogarniający chaos i postępująca barbaryzacja Europy. Potem po kilku stuleciach z tego chaosu wytworzy się coś nowego, coś co nazywamy cywilizacją Zachodu, która w pewnym momencie praktycznie podbiła i zdominowała świat i narzuciła swoje standardy. Świadczy chociażby o tym dominująca pozycja języka angielskiego w świecie. I prawdopodobnie ten fakt kulturowy przeżyje samą cywilizację zachodnią jako jej relikt, i to o ładnych kilka wieków, tak jak kiedyś było z łaciną. Jestem przekonany, że warto pisać o procesach historycznych nawet w powieściach, bo to jest czynnik, który daje do myślenia. A czytanie książek z założenia ma dawać do myślenia. Taka jest właśnie rola dobrej literatury, którą warto czytać. Czytelnicy moich recenzji wiedzą, że nie mam w zwyczaju się pierdołami zajmować. Czytam, a na pewno recenzuję, książki ciekawe, czasem prowokujące, prawie zawsze dające do myślenia. W moim przekonaniu czytanie książek, które nie są w stanie zmusić mózgownicy czytelnika do myślenia, to strata czasu. 


Cornwell ciekawie kreuje postaci, głównym bohaterem i narratorem opowieści jest Derfel, Saksończyk z pochodzenia, którym zaopiekował się Merlin. Jak nie trudno się domyśleć Derfel, trafia na dwór księcia Artura, jednego z opiekunów małoletniego króla Mordreda, tam w wojsku robi coraz większą karierę. Jego zasługi zostają docenione, zostaje lordem. Cornwell zdaje się uważać, że to są piękne czasy, mimo, że mroczne. W tych czasach politycy, mimo że zawsze są tacy jacy są, uwielbiają babrać się swoim błotku, ale też potrafią mieć jakieś zasady, i kierować się nimi, czasem nawet błądzić, ale nawet jeżeli błądzą robią to w dobrej wierze. Ci politycy z tych czasów nie żenią się tylko i wyłącznie dla pieniędzy i korzyści politycznych, ale czasem posłuchają też głosu swojego serca. Tak zrobił książę Artur, zakochał się w Ginewrze i wbrew wszelkim standardom polityki, układy były inne, dla korzyści politycznych miał poślubić Ceinwyn. Tą panią skądinąd autor opisuje bardziej pozytywnie niż Ginewrę. Ginewra u Cornwella to wredna suka, wręcz dziwnym zbiegiem okoliczności, samo pcha się pewne słówko na k... Podobnie, mówiąc kolokwialnie, Cornwell kręci sobie bękę, z Lancelota, ponoć wzoru rycerskich cnót, jak każe tradycja legend Arturiańskich. Zasługi Lancelota, były takie, że dobrze opłacał poetów, którzy jego wydumane zasługi na polu chwały pięknie opisywali. A prawdziwe zasługi na polach bitew, brata Lancelota Galahada przez wierszokletów zostały pominięte i tym samym zapomniane. Swoją drogą batalistyka u Cornwella jest na wysokim poziomie, tu nie ma zaskoczenia. I bardzo dobrze, że w opisywaniu wojny Cornwell trzyma dobrą formę pisarską. Naprawdę z wielką satysfakcja się to czyta. 


Zdecydowanie warto przeczytać pierwszą część trylogii Arturiańskiej Cornwella "Zimowy monarcha", cała książka jest przepięknie w niesamowity sposób opisane. Mamy dziwną mieszankę realizmu historycznego z fantastyką. Będę kontynuował czytanie tej trylogii, jestem ciekaw jak autor dalej się tym zajął.


Polecam....




 




Ad.
* pokój Rzymski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz