niedziela, 4 stycznia 2015

 Mieszko Zagańczyk, 


Czarna ikona


cykl: Czarna ikona, t. 2 ( zrecenzowałem całość)




Wydawnictwo: Fabryka słów
Data wydania: 2007 r. 
ISBN:   9788360505786
liczba str. ; 480
tytuł oryginału: -----------
tłumaczenie: ----------- 
kategoria: fantastyka, historia alternatywna





(  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:

 http://lubimyczytac.pl/ksiazka/22943/czarna-ikona-t-2/opinia/3934535#opinia3934535   )  




W tej książce mamy rozgrywkę bardzo ciekawą. Siły anielskie i diabelskie usiadły do szachownicy i postanowiły rozegrać partyjkę szachów. Ten kto ją wygra, czyli zamatuje króla, będzie decydował o losach świata. A więc stawka tej zabawy jest niebagatelna i niezwykle wysoka! 


Zło reprezentuje tutaj demoniczny czarny mnich, a dobro eremita - pustelnik, były mnich z tego samego zakonu co czarny mnich. Pozostali zakonnicy tajemniczego zakonu heretyków Bogomiłów zakonu zostali zamordowani, eremita zdołał przeżyć i nawiać. Postanowił stanąć do walki w imię dobrej sprawy, żeby zapobiec rządom antychrysta na świecie. 



Zabawa się zaczyna!


 
Mamy tutaj całkiem niezłą łamigłówkę logiczną jak w dobrej partii szachów, które same w sobie są metaforą wojny. W partii szachów potrzebny jest spryt i logiczna kombinatoryka, trzeba dumać jak dorwać przeciwnika, mimo faktu, że ten jest mocniejszy czasem. I tutaj też tak jest, co z tego, że piekielne demony są tak silne, że wydaje się, że dobro nie ma szans. A jednak okazuje się, że nie jest bez szans. Bo co z tego, że czarny mnich jest tak też potężny, że robi co chce, mając do dyspozycji wszelaki środki. Najbardziej niebezpieczna jest tytułowa czarna ikona, która sama w sobie jest złem wcielonym, zawiera w sobie krew zamordowanych często w tak makabryczny sposób, że trudno to sobie nawet wyobrazić. Jednak do pełni szczęścia brakuje mu krwi cesarza Imperium Wschodniorzymskiego Romana IV Diogenesa, a więc jednego z najpotężniejszych ludzi na świecie. Dla porządku trzeba dodać, że akcja dzieje się w drugiej połowie XI wieku, a centrum akcji jest Konstantynopol, stolica imperium, najbogatsze miasto świata, w ówczesnych czasach.


 
Demoniczny czary mnich ma cennych sprzymierzeńców, przeciwników politycznych cesarza, którzy chcą przejąć władzę i w historii, tej jak najbardziej prawdziwej, im się to udało. Ale tu Zagańczyk postanowił Romanowi IV Diogenesowi troszkę pomóc dając mu cennego doradcę Jana Italosa, filozofa i maga, i ładnie namieszać w historii świata. Pozwolił Rzymianom z Bizamcjum lać Turków Seldżuckich i innych wyznawców Mahometa ile wlezie! Już w Allahu 2,0 było, że Zagańczyk uwielbia motywy Islamskie w swoich książkach. 



Mała wstawka historyczna...




Normalnie za czasów Romana IV Diogenesa, po klęsce Wschodnich Rzymian w bitwie pod Mantzinkert ( 26 VIII 1071 r. ), bitwa przegrana dzięki zdradzie Jana Dukasa, Turcy podbili niemalże całą Azję mniejszą. Dukasowie wcześniej utracili władzę na rzecz Romana IV, który był strategosem, wojskowym i został obwołany cesarzem. Przez co Dukasowie uważali się za pokrzywdzonych, po obaleniu Romana IV, ponownie dynastia Dukasów objęła władzę, zostali basileusami, cesarzami i zaczęli prowadzić imperium ku długiej agonii.


 
Wracamy do książki...



Tu mamy historię alternatywną. Dzięki magii i dobrym radom doradcy filozofa - maga, sztuczki wszelkiej maści zdrajców, nie powodziły się. Również bitwa pod Matzinkert została wygrana, bo wystarczyło z Janem Dukasem zrobić porządek zawczasu... Czy uda się to czarnemu mnichowi? Dorwać cesarza i rozlać krew basileusa na czarnej ikonie i wywołać Satanela, czyli antychrysta. 



Ktoś kto grał w szachy wie, że nie ma dobrej partii szachów bez pionków. Pionek, wydaje się jest mało istotny, jest szachowym mięsem armatnim. Ale dobry szachista wie, że także przy dobrym układzie pionek jest w stanie doprowadzić do wygrania partii. Jest języczkiem u wagi, który może przeważyć szalę na czyjąś korzyść. 



Tutaj takim pionkiem jest Kalikst Belzebub. Złodziej z Konstantynopola, krewny Atanazego, mistrza gildii złodziei, dzisiaj byśmy powiedzieli mafii. Na skutek pewnej intrygi Atanazy zaczął pożądać czarnej ikony. W to wmieszał się Kalikst, który wykradł plany tajemniczego monastyru w Kapadocji. Przez co na własną prośbę wepchał się w brudne łapska czarnego mnicha, który go zniewolił, potłukł jego duszę niczym dzban. Oddzielił dobro od zła, tkwiące w duszy Kaliksta. Jak się okazuje nawet w takim złodziejaszku, a więc wydawałoby się złym bohaterze było trochę dobra. Na tyle dużo, że może odegrać ważną role w dobrej sprawie. Chociażby miłość do Zoe, pewnej kobiety była w Kalikście dobra. A więc ta cała Zoe, bohaterka co najwyżej drugoplanowa, jest ważną kwestią rozstrzygnięcia tej całej imprezy, metaforycznej partyjki szachów, które anioły z diabelstwem rozrywają. Jak widzicie więc elementy romantyczne też tutaj się pojawiają. Czarnemu mnichowi potrzebne było zło Kaliksta Belzebuba. Natomiast dobro duszy Kaliksta Belzebuba zostało podarowane pewnemu jastrzębiowi. Wiadomo dusza jest nieśmiertelna, nie da się jej zabić, można zabić ciało, ale nie duszę. Póki jastrząb, dobro Kaliksta, będzie żył, dobro w duszy Kaliksta nie zginie. Zły Kalikst Belzebub dostał zadanie: jedno zabić cesarza Romana IV Diogenesa i dostarczyć do monastyru w Kapadocji krew władcy. Natomiast dobry Kalikst w jastrzębiu będzie się starał do tego nie dopuścić, do całkowitego zatracenia duszy.


 
A więc jest też to bardzo ważna batalia o duszę Kaliksta, bo jaka będzie dusza Kaliksta, jak się okazuje, to zdecyduje o losach świata. 


Wracamy do zadania jakie dostał zły Kalikst Belzebub. W Konstantynopolu zabicie basileusa jest niemożliwe praktycznie, bo cesarz ma magiczna ochronę, ale po za stolicą, ta ochrona jest dużo słabsza. Okoliczność się trafiła władca postanowił iść na wojnę stłuc na kwaśne jabłko Turków. Kalikst rusza na wojnę razem z wojskami, dzięki jego pomysłowości wojska zdobywają kilka twierdz i armia idzie dalej. Czarny mnich dał mu bardzo ciekawe towarzysza, potwora Porhyrusa. Bardzo sympatyczny potworek, jest smakoszem ludzkich wątróbek. A wojna to wyśmienita okazja do konsumpcji, wręcz obżarstwa. Ładnie narozrabiał. Tak samo jak Kalikst, który idzie dalej wojennym szlakiem. 


Jednak eremita nie próżnuje, ma zamiar przekręcić naszego głównego bohatera na dobrą stronę i wykończyć czarnego mnicha jego własnym narzędziem zbrodni.
Czy to jest możliwe? Czy jest możliwe ocalenie świata? Czy dobro będzie miało okazję powiedzieć: Szach Mat! Bujaj się szatanie! A więc dobro zwycięży? 


Podsumowując książka niezwykle ciekawa. Daje do myślenia. Kawałek przyzwoitej fantastyki. Mnie śmieszy trochę, współczesny slang uliczny w ustach złodziei sprzed prawie tysiąca lat. Ale chyba o to autorowi chodziło, bo jego bohaterowie to mają być żywi ludzie, którzy nie mówią wersalem, ale slangiem przecież, i tacy właśnie są. 


Naprawdę warto sięgnąć po książkę i zagłębić się w ciekawym klimacie. Polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz