środa, 7 stycznia 2015

George Friedman,  

Następne 100 lat. Prognoza na XXI wiek 


Wydawnictwo:  AMF Plus Group
Data wydania; 2009 r. 
ISBN:     9788360532140
liczba str.: 286
tytuł oryginału: The Next 100 Years A Forecast for 21st Century
tłumaczenie; Maciej Antosiewicz 
kategoria: nauki społeczne, politologia

Mi się dobrze czytało te "Następne 100 lat" najdziwiniejsze jest to, że to jest rewelacyjna analiza współczesności i podjęta próba analizy sytuacji geopolitycznej w kolejnych latach XXI stulecia.  W jednym Friedman ma rację, że proces dziejowy trudno rozpracowywać na logikę, choć sam w sobie jest zabójczo logiczny. 



Warto zwrócić uwagę na na fakt,  co by było, gdyby ktoś spróbował napisać coś takiego, tzn. zrobił podobną politologiczna analizę w 1900 roku, która dotyczyłaby tego  co się wydarzy w XX wieku. Można spokojnie dojść do wniosku, że w życiu nikt by nie wpadł na to, że zanim skończy się XX stulecie po poteżnym imperium Brytyjskim nie będzie śladu. Dalej,  że hegemonię niemal całkowitą, pod koniec stulecia przejmie, USA, państwo prowincjonalne na poczatku XX wieku, które swoją potege zbudowało na dwóch wojnach i wyniszczeniu Europy.  Choć oczywiście, jak zauważa Friedman dało się przewidzieć pewne rzeczy. Chociażby to, że Niemcy, Włochy i Japonia, będą dążyły do konfrontacji, bo nie za bardzo załapały się na kolonializm. Ciekawą rzecz przewidział Herbert Gorge Wells w 1899 r w "Wojnie światów" napisał jak będą wygladały wojny totalne, tą ksiażkę Wellsa czyta się jak opis września 1939 w Polsce, które my znamy z poprzedniego stulecia. 


Friedmann udowadnia, że wojny XXI wieku będą wyglądały zupełnie inaczej, przyczyni się do tego rozwój technologii, a więc decydować będzie skuteczność celów, więc milionowe armie nie będą potrzebne, do walki coraz częściej będą używane roboty. Wojny będzie wygrywał ten kto opanuje kosmos tzn orbitę okołoziemską i księżyc, a tu USA będzie miało druzgocącą przewagę. To ma logiczne uzasadnienie, tak samo jak od XVI wieku do czasów nam współczesnych rządzi światem ten, kto opanuje morza. Kosmos za kilkadziesiąt lat będzie nowym morzem. Można przypuszczać i z tym się trzeba się zgodzić, że wojna światowa wybuchnie ok 2050 r., a jednym z jej frontów będzie Polska.  Jednak widzę słabe punkty tego całego wywodu. Moim skromnym zdaniem uważa zbyt pochopnie, że Rosja i Chiny nie odegrają żądnej większej roli, gdy tymczasem to się dzieje na naszych oczach.




Nie trzeba tutaj skomplikowany analiz,  żeby zauważyć,  że Rosja się odbudowuje. To Friedman przewiduje, jeśli jego przewidywania są coś warte, za 5 lat będziemy mieli wojnę z Rosją. No ale  już przewidywania, że Rosja upadnie w latach w 20 i dojdzie do jej podziału z czego Polska, Turcja i Japonia, nowe potęgi skrzętnie skorzystają, nie wydaje mi się, żeby miało racjonalne podstawy.
Nie bardzo rozumiem na jakiej podstawie autor uważa, że 1991 r. to był upadek Rosji. Moim zdaniem upadek ZSSR nie był upadkiem, tylko utratą kilku prowincji. Nam się wydaje, że to olbrzymia strata, bo niektóre z tych nowych państw są wielkości Polski, albo  nawet zdecydowanie większe, ale nie jest to strata, która pozwala mówić o upadku. Zresztą wpływy w większości tych państw Rosja już dawno odzyskała, teraz dobiera się do Ukrainy. To jest raczej chwilowe załamanie Rosji na skutek bankructwa gospodarczego i reorganizacja kraju niż upadek. Nie przypominam sobie, żebyśmy mieli do czynienia na przestrzeni dziejów z rozbiorami Rosji i teraz też możemy o tym zapomnieć. Bo chociażby USA na to się nie zgodzi w imię równowagi geopolitycznej. Gdyby te trzy nowe potęgi, przypominam Polska, Turcja i Japonia, powstały, to raczej mało realne jest, że USA pozwoli na ich tak poważne wzmocnienie kosztem Rosji. Lepiej mieć wroga starego, czyli swojego, bardziej znanego i przewidywalnego niż nowego i nieprzewidywalnego. Z tego zrobiłby się tylko bałagan.




A Chiny? Nie rozumiem... Chiny są głównym wierzycielem USA, które są potwornie zadłużone. Co prawda to już się zdarzało w historii, Wielka Brytania u szczytu potęgi też była kosmicznie zadłużona,  wszak bogatemu wierzyciele zawsze więcej pożyczą. No ale na dłuższą metę z tego nic dobrego nie wyniknęło.  Chiny tylko dlatego użytku z tego, że przypuszczalnie mają u siebie więcej dolarów niż jakikolwiek inny kraj świata, z wyjątkiem może jeszcze USA, nie robią, bo nie miałyby żadnego interesu w rozwaleniu amerykańskiej gospodarki i wzrostu wartości niedoszacowanego juana. A więc chińskie produkty przestałyby być tanie. Chiny są jednym z nielicznych krajów świata, które mają pieniądze i roczny kilkunastoprocentowy wzrost gospodarczy mimo kryzysu. Friedman pisze, że Chiny są źle zarządzane i to przyczyni się do ich upadku. Dalej autor uważa, że pojawi się kolejny Mao i wszystko to co się dzieje teraz zaprzepaści, a państwo pogrąży się w anarchii. To prawda tak bywało w historii, że Chiny robiły krok do przodu i dwa w tył za chwilę i dlatego nigdy nie zostały globalną potęgą, np. pierwszy Chiński statek trafił do Europy w XIX wieku dopiero, ale teraz niekoniecznie musi tak się wydarzyć.




Ciekawy jest problem końca stulecia i początku nowego XXII, że problemem nie będzie dominacja USA, to szybko się nie zmieni, ale to kto będzie tym krajem rządził. Mniejszość meksykańska będzie zbyt potężna w USA i sam Meksyk będzie się szybko rozwijał. W efekcie będzie musiało dojść do konfrontacji. Szybko do wojny na lądzie amerykańskim nie dojdzie, bo to dla USA zbyt duże ryzyko, które może walnie przyczynić się kiedyś do upadku kraju. Gdyby przypadkiem Meksyk wszedł do koalicji np z Rosją to mogłoby być ciekawie. Ale to raczej jest bardzo odległa perspektywa wykraczająca po za  nasze stulecie. Chodzi tu o to, że potęga USA bierze się z tego, że ostatnie wojny USA na swoim lądzie toczyła prawie 200 lat temu, nieco później była wojna secesyjna, ale Meksyk był zbyt słaby, żeby skorzystać z tej okazji, to się może kiedyś zmienić.




Dużo miejsca Friedman pisze o implozji demograficznej, czyli o spadku ludności, zwłaszcza w bogatych krajach, liczba mieszkańców ziemi będzie rosła wciąż, ale to będzie powolny, raczej stagnacyjny wzrost. A za mało moim zdaniem poświęca zmianom klimatycznym twierdząc, że to co człowiek nabrudził, zakładając, że za zmiany te odpowiada tylko człowiek, o co naukowcy się spierają, to jest w stanie zawsze to odkręcić. W każdym bądź razie zmiany będą i pod tym kątem powinno się pisać nowe strategie geopolityczne. Np co z wodą? Może się okazać, że będzie towarem droższym niż teraz ropa czy energia elektryczna, dzięki, której wszystko, również wojny, będzie się kręciło w tym stuleciu. Bitwę wygra ten kto dłużej będzie miał dostęp do energii. 




Polecam warto tą książkę przeczytać i przemyśleć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz