Gregory Benford,
Zagrożenie Fundacji
cykl: Fundacja, t. 3
Wydawnictwo: Dom wydawniczy Rebis
Data wydania: 2001 r.
ISBN: 837120809X
liczba str.: 450
tytuł oryginału: Foundations Fear
tłumaczenie: Piotr Hermanowski
kategoria; fantastyka, science fiction
( recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl
Cykl
„Fundacja” można czytać na dwa sposoby, jeden, jak ja to robię zacząć
czytelniczą zabawę od „Preludium Fundacji”, a drugi zaczynać czytanie tak jak
to było pisane przez Asimova. Jeśli przyjąć tą drugą metodę czytania, książka
Gregory’ego Benforda, a także dwie Grega
Bear’a i Dawida Brina, stanowią oddzielną trylogię inspirowaną twórczością
Asimowa. Z tej racji, że ja jednak przyjąłem metodę czytania od „Preludium
Fundacji”, przyjmując tą metodę czytania, ta trylogia, jest elementem całości
cyklu „Fundacja”. Po prostu panowie Benford, Bear, Brin zajęli się
szczegółowymi losami Hari’ego Seldona. A więc
jest to swego rodzaju retrospekcja. Powrót do tego co już było? Czy
warto rozpracować jeszcze raz te motywy?
Moim zdaniem tak. A więc mamy tu
losy Seldona, twórcy psychohistorii
i pierwszego ideologa Fundacji, na
podstawie, której Fundacja powstała na dobrą sprawę już po śmierci genialnego
matematyka. A więc tytuły części tej trylogii są w zasadzie umowne, bo w umowny
sposób dotyczą Fundacji. Mają tyle wspólnego z Fundacją, co osoba jej ideologa
i twórcy.
Tytuł
tej części napisanej przez Benforda „Zagrożenie fundacji”, należy traktować
dosłownie. Chodzi o zagrożenie życie Seldona, który został uwikłany w
politykę. Seldon przeżył wiele zamachów
na swoje życie, ale najwięcej przeżył, jak się okazuje w momencie kiedy
kandydował na stanowisko pierwszego ministra, a więc głównego doradcy
imperatora, drugiej osoby w państwie. Władza pierwszego ministra była zawsze
duża, bo jednak kompetencje imperatorów
do sprawowania władzy były przypuszczalnie takie sobie, zwłaszcza w
ostatnich czasach. Słynny matematyk
zastąpił R. Dannela Oliwawa/Eto Demerzela na tym stanowisku. Jak wiadomo tę
funkcję Seldon sprawował do czasu zamachu na imperatora Cleona III. Sam
zamach na imperatora był
kuriozalny. Imperatora zabił ogrodnik
Gruber, który za cholerę nie chciał być
szefem ogrodników. Bo po prostu chciał
robić swoje, pielęgnować imperatorski ogród, lubił swoja pracę. A tu nagle jacyś decydenci zawracali mu
głowę opcją siedzenie przy biurku, tylko dlatego, że został przyjacielem
Seldona, gdzieś pod dachami Trantora.
Cała planeta, jako jedyna w galaktyce,
jest pokryta dachami, z wyjątkiem imperatorskiego ogrodu właśnie. Motywy
ogrodnika są co najmniej dziwne, niemal
każdy na miejscu byłby szczęśliwy i chciałby być na jego miejscu, ale nie on.
Gruber zabił władcę, bo nie chciał oferowanej mu władzy, miał dokładnie w
czterech literach imperatorską
życzliwość. Był zrozpaczony, że nie było sposobu, żeby decyzję imperatora zmienić, nawet jeśli była
ona uszczęśliwianiem na siłę.
To
wszystko, ten cały motyw z ogrodnikiem Gruberem, działo się w drugiej części
„Narodziny Fundacji”, a dlaczego wspominam o tym teraz, przy recenzowaniu
trzeciej?
Odpowiedź
jest prosta, to tutaj u Benforda
rozchodzi się o to, że zwykłe ludzkie namiętności mają bardzo duży wpływ na politykę. Dokładnie tak
jest, bo politykę robią politycy, którzy są przecież zwykłymi ludźmi. A więc
politycy, tak jak cała reszta świata mają zwyczaj kogoś lubić lub nienawidzieć.
Różni ich tylko jedno, politycy mają
jakąś władzę. A jeżeli mają władzę mogą pociągać za różne sznurki, żeby
próbować wesprzeć politycznego sprzymierzeńca, lub pozbyć się rywala w grze politycznej,
którego nienawidzą. A co do powodów nienawiści, można spekulować, że są całkiem
zwyczajne podbudowane tym, że jakiś polityk przyspawał się do jakiegoś stołka,
na który miało chrapkę setki innych. A dlaczego? Możliwe, że jakiś układ, ale
niekoniecznie, bo równie dobrze mogło
chodzić o to, że tamten jest lepszy, bardziej kompetentny, a to ten przegrany
chce władzy i jest przekonany, że jest najlepszy. Oczywiście, że rywalizacja międzyludzka nie jest niczym niezwykłym.
Jasne, że potrafi być czynnikiem budującym, motywującym. Na przykład
rywalizując udowadniam, że jestem w czymś lepszy. I wcale nie musi do nienawiści
prowadzić. Myśląc normalnie: kiedy ktoś okazuje się lepszy trzeba tej osobie
okazać szacunek i samemu zmotywować się do jeszcze cięższej pracy, żeby udowodnić, że potrafię
być lepszy. I taką postawę określa się terminem o sportowej proweniencji fair
play. Bo w sumie najbardziej pozytywna jest rywalizacja sportowa. Wszak mamy
teraz mundial i z punktu widzenia kibiców chcielibyśmy, żeby puchar świata
zdobyła drużyna, która potrafi najlepiej, najpiękniej grać w piłkę nożną.
Wszyscy wiemy, że bywa różnie, bo efekt
każdej rywalizacji jest nie zawsze sprawiedliwy. Zdarza się…
Tutaj
w trzeciej części „Fundacji” mamy rywalizację o stanowisko pierwszego ministra,
Hariego Seldona z Betanem Lamurkiem. Seldon w
gruncie rzeczy jest podobny do ogrodnika Grubera, on woli zajmować się
swoją nauką, bo psychohistoria nad którą pracuje jest bardzo ważna. To w
przyszłości zastosowanie teorii psychohistorycznej może uratować imperium od
upadku., przynajmniej Seldon w to wierzy. Dlatego nie jest zadowolony, że
będzie musiał dzielić czas na rządzenie i na kontynuowanie działalności
naukowej. Natomiast Betan Lemurk, to stary polityczny wyjadacz, do Seldona odnosi się pogardliwie, uważa, że
jako naukowiec, pracujący nad jakaś matematyczna teorią z kosmosu wziętą, nie
ma kwalifikacji do tego ,żeby rządzić. Jest rozczarowany, że imperator Cleon
III jest innego zdanie, rekomenduje Seldona na
to stanowisko. Lemurk się nie poddaje, gra ostro. Dla Seldona jest to
wybitnie niebezpieczne. A wiec stawką jest tutaj życie ludzkie. Widać dlatego
Lemurk w końcu musiał się doigrać. Jednak był do końca zacietrzewiony w
swojej nienawiści, bo nawet konając
kombinował co tu jeszcze może zrobić, żeby zabić rywala. A więc ta część nieco się różni od rozważań
Asimova, nieco bardziej jest zbliżona do typowego political fiction, niż do
science fiction. Mamy tutaj jeszcze bunt tiktoków, to niezbyt zaawansowane
maszyny, pracujące np. w ogrodzie. Ale widać ktoś namieszał, bo tiktoki
zmądrzały. I to też był kłopot dla Seldona, bo trzeba było z tiktokami się
rozprawić, inaczej, jak to psychohistorycznie wyspekulował Seldon, bunt tiktoków rozprzestrzeni się na
całe imperium i spowoduje niezłe zamieszanie. Pojawiają się też projekcje
Woltera i Joanny d’Arc , obydwoje prowadzą zaciekły ideologiczny spór, ale także dochodzą do
przekonania, że przez tysiące lat ludzkość
zeszła na psy. Bo mimo cywilizacyjnego rozwoju ludzie głupieją na
potęgę, a to prowadzi do rozkładu cywilizacji.
W
moim przekonaniu, książka się nieco dłuży, wątki są niemiłosiernie rozwleczone,
nie wiadomo o co w tym chodzi, dopiero w końcówce się wszystko wyjaśnia, że to
wszystko jest spójne, logiczne i ma jakiś sens.
Warto
przeczytać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz