Isaac Asimov
Fundacja
cykl: Fundacja, t .6
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy Rebis
Data wydania: 2001 r.
ISBN: 9788373010925
liczba str. : 204
tytuł oryginału: Foundation
tłumaczenie: Andrzej Jankowski
kategoria; fantastyka, science fiction
( recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:
Czytam dalej cykl „Fundacja”.
Ten tom jest pierwszym napisanym przez Asimova i to jest widoczne.
Ewidentna jest tutaj pewna schematyczność opowieści, ale oczywiście nie
są one pozbawione głębi, bo te są niesamowite pełne genialnych
odniesień do historii. Chodzi mi o to, co jest całkiem naturalne w
procesie twórczym, że Asimov miał pomysł i wziął się za jego realizację,
nie bardzo wiedział co będzie, i wyszło mu z tego coś co my tu mamy
właśnie. Coś pięknego coś niesamowitego, mistrzostwo świata. Tak
naprawdę to wygląda jak tom opowiadań, które łączy Fundacja na
Terminusie, no i osoba Harri’ego Seldona. Najpierw osobiście, a potem to
jest projekcja twórcy psychohistorii i założyciela Fundacji.
Na początku mamy tutaj proces o zdradę Harii Seldona, ten sam, o
którym mowa w „Fundacji i chaosie”, a potem to już są kolejne rozdziały
dotyczące tego co dzieje się na Terminusie i w okolicach gdzieś na
rubieżach imperium, które się rozpada. Powoli poszczególne planety,
uniezależniają się od Imperium Galaktycznego tworząc nowe byty
polityczne, a to zagraża Fundacji, która zostaje praktycznie pozbawiona
łączności z imperium. Musi sobie radzić sama. I dokładnie to się dzieje.
Mamy tutaj w każdym rozdziale wyzwania, zwanymi kryzysami Seldona,
którym Fundacja musi sprostać, i radzi sobie coraz lepiej. Nominalnie
Fundacja jest bezradna, gdyby ktoś z armią, albo z atomowymi zabawkami
ruszył. Ale na tym polega robienie skutecznej polityki, żeby nawet będąc
słabym się utrzymać na powierzchni, a potem wręcz sprawiać, że Fundacja
jest coraz silniejsza. Siłą Fundacji jest nauka, a więc wiedza, która w
postimperialnych światach, ale także w samym imperium mocno podupadła.
Imperium się wali, ale jeszcze jest na tyle mocne, że odgrywa poważną
rolę w kosmicznej geopolityce. Dlatego też politycy rządzący Fundacją
muszą uważać, żeby się nie narazić imperialnym politykom. Przetrwanie
Fundacji wymaga niezwykłych wyzwań i odważnych polityków, którzy tego
się podejmą i nie zawahają się podjąć nieraz kontrowersyjnych i
niezrozumiałych decyzji. Na szczęście tacy się znajdują. I Fundacja,
która w przyszłości ma zbudować nowe imperium galaktyczne trwa.
Sytuacja polityczna w galaktyce jest ciekawa, rozpada się imperium, cofa
się cywilizacyjnie do tego stopnia, że nauka staje się mitologią.
Podobnie jak wspomnienie złotych czasów, kiedy był dobrobyt, a wszystkie
tunele prowadziły na Trantor. Specjalne tunele umożliwiają szybkie
podróże kosmiczne. Jakoś ten problem szybkiego poruszania się w kosmosie
pisarze musieli rozwikłać. W „Diunie” nawigatorzy Gildii konsumowali
przyprawę, która sprawiała, że dochodzili do tego matematycznie jak
poruszać się w przestrzeni kosmicznej. A tutaj mamy tunele, które jak
przewiduje profesor Seldon zaczną się rozwalać z czasem, bowiem ludzie
będąc coraz gorzej wykształceni nie są w stanie utrzymać infrastruktury
na wysokim poziomie.
Oczywiście jak na dobre science fiction mamy motywy religii. Mamy tu
podobny schemat jak w czasie upadku Rzymu, gdy imperium upada pojawia
się nowa religia, tzw. religia nauki. Bogiem jest tutaj Duch
Galaktyczny. Dzięki tej religii powstałej w umysłach członków Fundacji,
pozwala to Fundacji na utrzymywanie wysokiej pozycji. Problem jak
przestrzegał profesor Seldon jest tej natury, że mówiąc kolokwialnie nie
można przeginać, bo jak się używa jakiegoś miecza, to niemal jest
pewne, że rywal dorwie się do tego samego wynalazku, dlatego władze
Fundacji muszą myśleć kreatywnie i odpowiadać na poszczególne wyzwania.
Warto przeczytać i kontynuować czytanie „Fundacji”
Polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz