Neal Stephenson,
Zamieć
Wydawnictwo: ISA
Data wydania: 2009 r.
ISBN: 9788374182287
liczba str.: 446
tytuł oryginału: Snow crash
tłumaczenie: Jędrzej Polak
kategoria: fantastyka, science fiction
( recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/23493/zamiec/opinia/7539818#opinia7539818 )
Ta książka to empiryczny dowód, że coś co kiedyś było science fiction
może stać się rzeczywistością. Istotny jest rok napisania książki 1992.
Internet jeżeli był to jeszcze w fazie badawczej, a już Stephenson
rozpracował możliwości, jakie to medium przyniesie. Internet w książce
to metawers.
Jak wiemy internet/metawers, to przede wszystkim dostęp do niezliczonej ilości informacji, najczęściej gówno wartej. Jak przypuszczał autor ludzie będą mieli potrzebę wrzucania do internetu/metawersu kupy śmieci. A więc śmieszne jest twierdzenie co niektórych osobników, że tego, czego w necie nie ma, to nie istnieje, to nic innego jak wirtualny fanatyzm, bo to radykalni fanatycy religijni wierzą, że czego nie ma w Biblii/Torze/ Koranie, to tego nie ma. Podobnie ideolodzy wszelkiej maści święcie wierzą, że czego nie ma w bazgraninie ich przywódców, to tego nie ma. A to nie ma tak dobrze, żeby mieć wiedzę o świecie, trzeba sięgać czasem do starych dobrych papierowych książek, które coraz częściej zapisywane są w formie e – book 'a. Dopóki tak jeszcze jest, to jakiś porządek na tym świecie będzie.
Internet/metawers, to także możliwość funkcjonowania, niemal życia, w wirtualnej rzeczywistości, np second hand, czy portale społecznościowe. Co ciekawe oprócz fikcyjnej terminologii informatycznej pojawiają się w książce rzeczywiste terminy, właściwie w takim samym znaczeniu. Chociażby mamy tu pojęcie awataru. Awatar, to po prostu programowy zapis osoby funkcjonującej w wirtualnej rzeczywistości. Autor zajął się również czymś takim jak wirusy komputerowe, które jak widać w literackim wirtualu również się pojawiły. Widać Stephenson przyjął słuszne założenie, że szkodniki wszędzie muszą się pojawić, bo było nie było komputer, a także programy komputerowe, systemy operacyjne również internet/metawewrs, są to rzeczy martwe, a złośliwością rzeczy martwych jest, że się rozpieprzają.
Zamieć, to najbardziej zaawansowany wirus komputerowy, to po porostu wirtualny narkotyk, rozwala systemy operacyjne, a w konsekwencji komputery, jak i najbardziej realną głowę użytkownika. Najbardziej podatni na działanie zamieci są programiści, który operują systemem zero – jedynkowym, który jest naturalnym środowiskiem w którym funkcjonują i działają programiści komputerowi.
Niemal cała akcja książki toczy się w wirtualnej rzeczywistości internetu/metawersu, a więc niewątpliwie pojawia się wątek problemu uzależnienia od świata wirtualnego. To jest niewątpliwie kwestia, że problemy z informatyką na dobre już przeniknęły do literatury pięknej i są drukowane w książkach.
Są jednak słabe punkty tej całej czytelniczej imprezy pt "Zamieć", autor nieźle tu namieszał, próba połączenia informatyki z mitologią sumeryjską, a także z motywem powstania religii, cywilizacji. Stephensownowi, to po prostu nie wyszło. Dziwię się, ponieważ wiem, że ten autor ma naprawdę niezły potencjał do pisania nieźle odjechanych i zarazem genialnych książek. A tu autor zrobił z tego kompletnie niezrozumiały misz -masz, napisał o tym co mogło być fajne i niezwykle ciekawe bez ładu i składu. Efekt tej zabawy jest taki, że książka, która zapowiadała się całkiem fajnie, bardzo dużo straciła na wartości. Oczywiście nie mam nic przeciwko mieszaniu informatyki z religią, ja wręcz uwielbiam takie intelektualne zawirowania, tylko niech to będzie robione z głową. Chociażby tak jak to zrobił Edwin Black, w książce "Format C"* Autorowi pisanie tych motywów w "Zamieci" po prostu nie wyszło.
Wniosek z lektury z tej książki jest jeden: Stephensona stać zdecydowanie na więcej. Przeczytać można, ale cudów po tej książce nie należy oczekiwać.
Przeciętna...
Ad
* Powyższą książkę recenzowałem na lc
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz