czwartek, 30 października 2014

Andrzej Sapkowski,

Pani Jeziora

cykl: Saga o Wiedźminie, t. 7


Wydawnictwo: superNOWA
Data wydania: 1999 r. 
ISBN:  83-7054-129-1
liczba str. : 520
tytuł oryginału; ---------------
tłumaczenie: ------------
kategoria: fantastyka, fantazy




recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl: 
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/49933/pani-jeziora/opinia/6535249#opinia6535249    ) 


 
Zbliża się czas nieuchronnych rozstrzygnięć w sadze o wiedźminie i trzeba się przyjrzeć jak Sapkowski rozwiązał problem zakończenia opisywanej historii. Jeżeli myślicie, że znajdziecie tu jakiś koniec jak to w bajkach bywa, wygra dobro, a zło weźmie cięgi, to się mylicie drodzy czytelnicy, bo po prawdzie ta historia nie ma początku, ani końca. Jest tak bo ten świat bajkowy Sapkowskiego jest realny aż do bólu realny, chociażby dlatego, że mamy tam osobników jak najbardziej realnych, ludzi z krwi i kości, chociażby łysych, którzy mają zwyczaj zamawiać piwko używając nazistowskiego pozdrowienia. Ci panowie, którzy nawet zimą czapek nie noszą* sprowokowali rzeź nieludzi, przede wszystkim krasnoludów, w Rivii. Mimo tego, że ten świat jest bajkowy mamy mnóstwo stworów nierzeczywistych, to jednak jest on realny, bo te wszystkie inteligentne stwory są zadziwiająco ludzkie. W przeciwieństwie do tego co mamy u Tolkiena elfy, nie są dobre, są dokładnie tacy sami jak inni, maja swoje interesy, chociażby nic im nie przeszkadza, w tym, żeby zgodzić się na to, żeby Nilfgaard utworzył państwo elfickie Dolinę Kwiatów. Elfy choć są piękne i inteligentne, to również potrafią być wredne i złe. A więc rola elfów jest zbliżona do tego co mamy u Kiryła Yeskowa, w książce ”Ostatni władca pierścienia”. W tym świecie ani dobro ni zło nie jest w stanie wygrać tej odwiecznej batalii, która toczyć będzie się zawsze. Nie ma tak dobrze, jeżeli ktoś myślał, że ta saga jest o mutancie, który zarabia na życie na zabijaniem potworów to się mylicie. Oczywiście jest on głównym bohaterem, to jemu przeznaczono księżniczkę Ciri, dziecko niespodziankę, ale ta historia ma nieskończenie wiele głębi, zawiera w sobie nieskończenie wiele różnych historii. Mało tego ta historia toczy się w wielu wymiarach równoległych i czasowych, mamy bardzo wiele retrospekcji czasowych, sięgających setek jeżeli nie tysięcy lat nawet. Oczywiście motyw wielu światów równoległych pojawia się regularnie w fantastyce, jednak co tu mamy do czynienia jest zbliżone do pomysłu książek o granicy małżeństwa Diaczenków.
Ciri została panią jeziora, uwięziona przez elfy w jednym ze światów równoległych, który wcześniej opanowali, bo swój rozpieprzyli, a więc nic nie różnią się od nas. Ale Ciri nie da się uwięzić, może podróżować gdzie chce po wielu światach równoległych i nikt nie może jej powstrzymać, jej magia jest tak potężna. A więc stawka gry o dziecko niespodziankę jest niewyobrażalnie wysoka. Każdy próbuje szczęścia. 


Ktoś kto się orientuje w temacie co my tu mamy, zaraz powie, co ja tu wymyślam, przecież wojna się skończyła Nilfgaard ją przegrał i zawarto pokój cintryjski, a więc teoretycznie dobro wygrało.
Ale zacznijmy od początku, jaka to przegrana czarnych, czyli Nilfgaardu? W bitwie pod Brenną, w której w istocie wrogie sobie wojska nieźle zarzynały się nawzajem, siły były wyrównane, żadna ze stron nie była w stanie osiągnąć przewagi, obydwie strony walczyły równie dzielnie, po prostu jedna ze stron była dzielna minutę dłużej nic więcej. W tej bitwie wzięły udział które wzięły udział wojska Północy, a więc armie królestw północnych i Południa, czyli Cesarstwa Nilfgaardu. Jasne, że Nilfgardczycy ją przegrali i doszło do zawarcia traktatu pokojowego, który był gównianym kompromisem, a te mają to do siebie, że z natury rzeczy są zarzewiem kolejnych konfliktów. Ale jaka to była przegrana cesarz Emhyr var Emreist, swoją drogą wydało się kim jest ten osobnik i dlaczego robił tyle zamieszania o cintryjską księżniczkę, spustoszył ogniem i mieczem porządnie spore połacie kilku królestw doprowadzając je do ruiny gospodarczej uzależniając je od Nilfgaardu i neutralnego Koviru, który wspomagając nieoficjalnie finansowo Redanię, walnie przyczynił się, do wygranej Północy pod Brenną. Ale właśnie co ta wojna rozwiązała? Na pewno nie to, że zło zostało pokonane, bo jeszcze atrament traktatu pokoju w Cintrze nie wysechł, a mamy rzeź nieludzi w Rivii. Na wojnie zginęło trochę ludzi, a władcy ugrali jakieś tam swoje interesy polityczne ponad głowami ludzi, którzy ginęli za kraj ten czy inny. A więc ta wojna nic nie rozwiązała to co te wojny są warte skoro niczego nie wnoszą ponad to, że są powtarzalne. Stratedzy piszą strategie wojenne po to, żeby te same błędy były powtarzane. Choć same wojny każde z osobna jednak są troszkę inne i nie da się zastosować strategii z poprzednich wojen. Na papierku wszystko ładnie pięknie wygląda, a rzeczywistość pisze zaskakujące scenariusze, a więc w każdej wojnie nigdy nie jest tak jak to sobie wojskowi zaplanowali.  W sumie piszę tyle o tej wojnie, a po prawdzie ta wojna jest mało istotna, po prostu są elementem procesów dziejotwórczych, wynika to z natury ludzkiej, że ludzie mają to w naturze, że co jakiś czas profilaktycznie muszą pozarzynać się nawzajem. Na świecie zawsze gdzieś jest jakaś wojna, a więc wojna jest elementem krajobrazu, jest żywiołem, spada znienacka i powoduje tyle nieszczęść. A tak naprawdę chodzi o coś innego nie o dobro i zło, a więc jeśli nie o nie, to o co właściwie. A zasadniczym pytaniem jest możliwość przetrwania, bo jak każdy gatunek na ziemi jesteśmy zagrożeni chociażby katastrofami naturalnymi. Mamy tą przewagę, że potrafimy myśleć, czy potrafimy używać myślenia. 


Saga Sapkowskiego ma ewidentnie przesłanie filozoficzne, pytań filozoficznych jest tu bez liku, chociażby chociażby o przeznaczenie. W końcu Ciri została Geraltowi przeznaczona, a ten mimo, że wiemy, że jest z natury sceptykiem przyjmuje to przeznaczenie. Na samym końcu pytanie związane z przeznaczeniem: czy wiedźmin może przestać być wiedźminem? Rozważań typowo religijnych tu nie ma, ale mam wrażenie, że pytania o rolę Boga w tym całym interesie zwanym wszechświatem są. Bo jeżeli w świecie Sapkowskiego mamy teorie wielości światów, chociażby tak jak w „Peanatemie” Stevensona, a więc pytania skąd się to wszystko wzięły. Jeżeli większość postać i w książce wierzy w przeznaczenie, a wiara w fatalizm wiąże się ściśle z tym, że wszystko zostało z góry precyzyjnie zaplanowane przez Boga, a w konsekwencji czego byśmy nie zrobili, to i tak nie ma znaczenia, bo tak miało być. A jeżeli tak jest, jeżeli jest przeznaczenie, to jaka jest nasza odpowiedzialność za nasze czyny, a z tym rodzą się pytania o wolność, a także o samego Boga, jaka jest jego rola? 


Tom zatytułowany „Pani jeziora” jest naprawdę niezły. Mamy Ciri, uciekającą elfom , błąkającą się po milionach światów równoległych, mamy obrazy, czy to Yennefer, wciąż uwięzionej, przez Vilgefortza, czy to Geralta zamarźniętego gdzieś na pustkowiu, podążającego na pomoc Ciri, niczym natchniony rycerz gdzie w najlepsze hula śnieżyca. Czy Geralt, Yennefer i Ciri się odnajdą? Pod koniec poprzedniego tomu Ciri trafiła do wieży Jaskółki, bo chciała nawiać na Thanned, żeby wrócić do Aretuzy, szkoły czarodziejek, a więc mamy tu po raz kolejny literackie nawiązanie do Trudy Canawan. Ciri się ta sztuka nie udała, bo przechwycili ją elfy i przetransferowali do innego świata równoległego. Podobno Ciri mając takie zdolności mogłaby przenosić całe zagrożone cywilizacje z jednego świata do drugiego, jeżeli byłby w tym jakaś prawda, to byłoby bezcenne, ale czy to jest możliwe, Ciri nie ufała jakoś elfom. Ci tak samo jak wszyscy, z wyjątkiem Geralta i Yennefer, którzy Ciri jak córkę traktują, chcą ją po prostu zapłodnić, bo według legend dziecko Ciri, będzie rządzić światem.
 
Co tu więcej można dodać? Zdecydowanie warto przeczytać całą sagę o wiedźminie i niesamowicie się wciągnąć, i to tak, że oderwać się nie można.
Polecam.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz