środa, 29 października 2014

 Frank Herbert,



Mesjasz Diuny



cykl: Kroniki Diuny, t. 2


seria: Uniwersum Diuna
 



Wydawnictwo: Dom wydawniczy Rebis
Data wydania; 2007 r. 
ISBN: 9788373017252
liczba str. : 272
tytuł oryginału:  Dune Messiah
tłumaczenie:  Marek Marszał
kategoria; fantastyka, science fiction


  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl: 
 http://lubimyczytac.pl/ksiazka/8601/mesjasz-diuny/opinia/12401698#opinia12401698         )



 

Przeczytawszy pierwszą część Diuny, nie było opcji, żebym nie kontynuował tego czytelniczego zamieszania, teraz padło na drugą część cyklu, zatytułowaną „Mesjasz Diuny” . Od razu na wejście trzeba powiedzieć, że nie jest to typowa kontynuacja, bowiem nie mamy tutaj bezpośredniej kontumacji przygód Paula Muad’Diba, bo w zasadzie nie o to Herbertowi tutaj chodzi. Akcja „Mesjasza Diuny” toczy się kilkanaście lat później. Pual Atryda zwany przez Fremenów Muad’Dib’em okrzepł na imperialnym tronie. Jak można się domyślać pojawili się niezadowoleni, również wśród Fremenów, którzy zaczęli spiskować, żeby obalić władzę zgodnie z odwieczną, standardową procedurą czyli poprzez zabicie monarchy. Zmieniło się też miejsce akcji, jest to głównie dwór imperialny, a więc planeta Ix. Mamy tutaj opis dworu imperatora, a wiec opisy jak wygląda sprawowanie, władzy, a więc pewne obyczaje natury politycznej, której specyfiką są także przeróżne spiski. 


Czytając co my tu mamy jest okazja się przekonać, że łatwiej zdobyć władzę niż ją utrzymać, bo władzę przypadkiem, zdobyć może każdy, natomiast, żeby dobrze rządzić trzeba mieć odpowiednie predyspozycje i kompetencje do sprawowania władzy. Władza, to przecież nie tylko przywileje, bogactwo, i inne drobiazgi, jakie się z tym wiążą, ale też potężna odpowiedzialność za ludzi. Pod tym kątem władza imperatorska jaką sprawuje Paul Muad’Dib, to wielka odpowiedzialność za wiele planet, które należą do imperium. Ale to nie koniec atrakcji, w końcu było nie było Paul jest człowiekiem wyjątkowym, bo chociaż należy do wysokich rodów, i ma predyspozycje do sprawowania władzy, jednak nie zapominajmy o tym jest przecież prorokiem religijnym, a więc ma rangę autorytetu religijnego. Mamy tutaj rozważania, tego typu, gdzie się znajdywać powinno miejsce tego typu osobników. W naszej Zachodniej cywilizacji, która ma charakter świecki, przyjmuje się, że jednak miejsce autorytetów religijnych jest w świątyniach. Bardziej liberalny w tej materii jest świat Islamu, bowiem, Islam ma charakter teokratyczny, władza świecka i duchowa to jedność. Tam, w tej kulturze nikogo nie dziwi, że duchowni mają bardzo duży wpływ na władzę, a czasem wręcz sami przejmują ważne funkcje polityczne. 


Paul, podobnie zresztą jak jego siostra Alia Dziwna, konsumując przyprawę na potęgę ma wizje, które są bardzo silne, a wiec z grubsza Paul wie co się wydarzy w jego życiu. A przecież sprawując władzę robi się to na podstawie wszelakich analiz społecznych, co jest potrzebne a co nie. Wizje Paula są na tyle mocne i realne, że kiedy traci oczy na skutek wybuchu atomówki Paul nadal widzi, potrafi dokładnie opisać jak ktoś jest ubrany i co robi, jaka jest jego gestykulacja, mina, itd… Tak więc siłą rzeczy Paul wiedząc co się przecież dokładnie wie co się wydarzy mało tego zna moment własnej śmierci, a mimo to tak naprawdę niewiele jest w stanie zmienić, tak jakby rzeczywiście wisiało nad nim, jakieś fatum. Są tu pytania, czy tego typu fatum można zmienić? Jak to wpływa na to czy jesteśmy wolni, bo jeżeli istnieje taki wynalazek jak przeznaczenie, to jak to wpływa na nas. Autor zdaje się wyrażać pogląd, że wolność jednak jest bytem realnym, bo przecież prawdopodobnie nie ma czegoś takiego jak jedno przeznaczenie, tylko seria wielu przeznaczeń i podejmując jakąś decyzję wchodzimy na którąś z dróg przeznaczenia. 


Paul Muad’Dib ma prorocze wizje i wcale mu to nie ułatwia życia w sprawowaniu władzy, bo co z tego, że wie, że któraś decyzja może być dobra lub zła, jak właściwie on bardziej żyje w świecie wizji niż w świecie realnym. To nie jest normalne przecież. Ale jazda! Przecież kompletnie ześwirować od czegoś takiego można! I Paul rzeczywiście sam się zastanawia czy jest normalny. A więc skoro sam sobie to pytania zadaje znaczy tyle, że choć jest tego bardzo bliski, to jednak jeszcze nie zwariował, bo świr zawsze z uporem maniaka będzie twierdził, że jest normalny. 


Paul zadaje sobie pytanie kim właściwie jest i jak zostanie zapamiętany przez historię, czy będzie uważany za władcę idealnego,, jak chociażby król Francji Ludwik IX Święty, czy po prostu będzie uważany naśladowcę Hitlera, Stalina, i tego typu porąbańców? Fakt Paul wierzy, że jego rządy są dobre, a ustawy i rozporządzenia są sprawiedliwe. Ale to przecież żadne kryterium, bo w to wierzy nawet największy czubek, który ma władzę, nawet jeżeli robi takie wygłupy jak cesarz Rzymski Kaligula, który mianował konia Incitatusa senatorem. Mamy tutaj motyw, że władza uzależnia jeszcze bardziej niż pieprzona przyprawa z Diuny. A więc jeśli coś uzależnia, znaczy to tyle, że oddaje się własną wolność. Paul Muad’Dib udowodnił, że jest wolnym człowiekiem, że nie choruje na władzę, dobrowolnie poddał się surowemu Fremeńskiemu prawu, że ślepców wysyła się na pustynię i tam zostawia, bo są jednostkami nieprzydatnymi społecznie. Jasne, że można się oburzać na coś takiego, tyle, że myślenie Fremenów jest inne, nie liczy się jednostka jako oddzielny byt, tylko jednostka jako członek społeczności. Jeżeli ktoś taki jest uznawany za nieprzydatnego robi się chirurgiczne cięcie. Paul mógł się wymigać od przestrzegania prawa, nikt nie mógłby do tego zmusić, ale uznał, że skoro jest Fremenem, został nim kiedy przystał do tej społeczności i nie przestał się nigdy za Fremena uważać, to powinien przyjąć wszystkie prawa bez zastrzeżeń. 


Paul na dwór imperatorski, zabrał kilku fremeńskich przyjaciół chociażby Stillgara czy Korbę, ale także Chani, która została jego konkubina. Oficjalną żoną została księżniczka Irulan, córka poprzedniego imperatora Saddama IV. Oczywiście pojawił się problem następcy tronu. Paul Muad’Dib się uparł, że jego dzieci urodzi Chani. Irulan była wściekła i nie tylko ona. Próbowała przez całe lata zapobiegać karmiąc Chani jakimś podejrzanym środkiem antykoncepcyjnym. Jednak w końcu intrygi dworskie mające zapobiec pojawieniu się na świecie następcy tronu zawiodły. Chani rodzi bliźniaki, które zapewne odegrają ważną rolę w kolejnych częściach tej fascynującej opowieści.


Podsumowując, polecam „Mesjasza Diuny”. Bo jestem przekonany co do tego, że warto a nawet koniecznie trzeba przeczytać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz