niedziela, 19 października 2014

Jacek Dukaj,



Lód 




Wydawnictwo; Wydawnictwo Literackie
Data wydania: 2007 r. 
ISBN:  9788308039854
liczba str. :1054
tytuł oryginału: -----------------
tłumaczenie: ------------
kategoria: fantastyka, science fiction, historia alternatywna 



recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4332/lod/opinia/3648985#opinia3648985

)

Tak się złożyło, że mam za sobą 34 dni     
czytania "Lodu" i czas zabrać się wysłanie
 napisanej recenzji. Chyba jasne, że po lekturze książki standardowym pytaniem jest: O czym jest ta książka? Bardzo dobre pytanie w przypadku "Lodu". Problem w tym, że nie ma jednej odpowiedzi, bowiem jest ich nieskończona ilość, mimo, że to jest bardzo dobra powieść fantasy, jest również książką filozoficzną. I tak moim zdaniem trzeba ją rozpracowywać.


A więc na początku mamy nieskończoność, coś czego doświadczalnie empirycznie nie da się rozważać, bo nikt nieskończoności nie rozpracował.
Ale da się ją rozważać a priori, czyli teoretycznie. Tak jak zresztą, większość wątków w książce, nie poznaliśmy życia w wiecznej zimie, bo nawet na Syberii jest lato, choć bardzo krótkie, ale jest.

 
O bycie? Pytania: czy jest byt czy nie?, czy Lód jest bytem, czy nie? czy niebyt, może rządzić bytem? itd...


Jak tytuł "Lód" mówi jest to książka o Lodzie, mrozie, śniegu, o zimie, o krainie zimy, wiecznej zimy, o naturze zimy, arktycznej zimy, przez cały rok, aż się zimno robi na samą myśl brrrrrrrrrrr!
To też jest jakaś odpowiedź. Choć po prawdzie Lód jest taką małą, mroźną prowokacją intelektualną, a tak się składa, że coś takiego uwielbiam. Chociażby takie zdanie "Logika Lodu – mrożące umysł natężenie pola teslektrycznego uniemożliwia myśl o przedmiocie, człowieku, idei, charakterze mieszczącym się całością obrazu jedynoprawdzie lub jej negatywie" *


Mamy też Boga! A jakże, jak można pisać dobrą książkę bez udziału Szefa w niebiosach. Jak Dukaj wyobraża sobie Boga? Mam wrażenie, że Bóg u Dukaja ma niezłe poczucie humoru i uwielbia mieszać w historii. A więc jest to książka o Boskiej interwencji w historię. 


A więc logiczną koleją losu dalej musi być historia. Mamy rozważania o władzy nad historią, o odpowiedzialności zmiany biegu dziejów, a więc naprawie tego co Bóg namieszał w historii i możliwości powrotu do właściwego, z naszego punktu widzenia, biegu dziejów. Ktoś kto to zrobi, odmrozi historię, bierze na swoje barki olbrzymia odpowiedzialność. Tak samo jakby tego nie zrobił. Tak źle i tak niedobrze...


Dalej, więc jest mowa o Odwilży, jedni się o nią modlą, a drudzy tych pierwszych wsadzili do wiadra, zrobili tzw betonowe buty i do rzeczki. Gdyby tylko nie jeden drobiazg, rzeczki są zamarźnięte, nie różnią się niczym od ulic Irkucka. A to pech! Nawet most kolejowy w Irkucku jest z Lodu. 


Z tej okazji, że jest to książka filozoficzna, a więc musi być jakiś absolut. Czy jest nim Bóg? Mam wrażenie, że niekoniecznie, tutaj absolutem jest Lód. Dla niektórych Lód jest Bogiem, i pewne funkcje boskości sprawuje. Lód decyduje o życiu śmierci, czy ktoś przeżyje dzień czy zamarźnie. Mamy też mitologię Lodu. A więc Odwilż jeżeli miałaby nastąpić byłaby Nietzscheańską śmiercią Boga.


Nie byłoby porządnej refleksji filozoficznej bez wykazania absurdalności świata. I tu mamy w książce absurd. Było nie było, koncepcja, że sam klimat, może radykalnie zmieniać bieg dziejów jest absurdalny. Klimat ma jakiś wpływ, bo pewne czynniki procesu historycznego dzięki temu się polepszają lub pogarszają. Mogą wpłynąć na to, że wojna wybuchnie później lub wcześniej, ale samej wojny nie odwrócą. A więc nie jest to wpływ na tyle znaczący. Upraszczając, gdyby w Europie w latach 30 i 40 XX w była sahara Hitler poszedłby z armia szukać wody i zrobił o to zadymę. Gdyby była syberia, szukałby cieplejszych miejsc dla swoich Aryjczyków. II wojna światowa jako konsekwencja I wojny światowej musiała wybuchnąć, bo i sam Hitler i jego dowódcy mieli nierówno pod sufitem. 


Absurdem jest też to, że książka ma ciężar gatunkowy przeciętnej książki filozoficznej, a z drugiej jest pisana zadziwiająco prostym językiem, a mimo to jest skomplikowana jak traktat filozoficzny. Trzeba się mocno skoncentrować i wczuć, żeby to zrozumieć i dojść z tym do ładu. A więc mamy absurd, ale te dwie sprzeczności prostotę i komplikacje językowe da się jakoś pogodzić, jak to Dukaj nam czytelnikom udowadnia. 


Absurd bierze się też stąd, że właśnie historia Rosji zbudowana jest na absurdach. To jest fascynujący dziwny kraj zawsze będzie Euro - Azjatycki, nie tylko ze względu na położenie geograficzne ale na mentalność Rosjan. Reformy, demokracja i inne wytwory cywilizowanego Zachodu w przeszłości nigdy tu nie zapuszczały korzeni, raczej ewoluowały i twórczo były przez Rosjan rozwijane i oswajane.Tak jest również teraz i nie czarujmy się w przyszłości też tak będzie. 


Kolejny filozoficzny problem, dobra i zła, również jest tutaj absurdalny. Dukaj sobie zakpił wręcz z tego! Na pytanie czy Lód jest dobry? Nie ma odpowiedzi jednoznacznej albowiem z jednej strony wydaje się, że majstrowanie przy historii, nawet przez Boga, a więc pomysły jej ocieplania i ochładzania wydaja się złe. No bo czy jest dobre takie skuwanie historii lodem? Ale czy Odwilż jest dobra? Przecież odwilż przyniosła tylko chaos, śmierć milionów i zniszczenie, czyli powrót do takiego XX wieku jaki znamy. Ale też z drugiej strony bez odwilży nie byłoby Polski, a już to nam Polakom nie musi się podobać. Gierosławski nie chciał Odwilży, chciał jej jego przyjaciel, choć ideologiczny przeciwnik, doktor Tesla. Gierosławski chciał się dogadać z lutymi chociażby w interesie Polski, żeby Piłsudski mógł odbudował nasz kraj. Problem w tym, że Polskę da się odbudować tylko w całkowitej Odwilży. I przekręt polega na tym, że Odwilż z Lodem, a więc wodę z ogniem trzeba połączyć. Prawda jest taka, że zarówno Odwilż, jak i Lód jest tak samo dobry/a jak i zły/a. A więc stwierdzenie, że Lód jest dobry, jest jednocześnie prawdą i fałszem. Szczyt relatywizmu, tylko w filozofii takie numery przechodzą! A także jak śpiewa o tym śpiewa Kazik Staszewski "I różne są odcienie szarości od czerni do białości" **


Ale dobra starczy, tylko na razie, tego filozofowania, przechodźmy powoli do sedna tego co my tu mamy....


Ciekawe czemu Bóg postanowił zlitować się nad biednymi Rosjanami? Jak wiemy wśród nich na początku poprzedniego stulecia pojawili się Lenin i Stalin, żeby odegrać swoje role w procesie historycznym. Wszak to nie pierwszy raz, bo przecież różnej maści Iwanów Groźnych Rosjanie mieli u siebie bez liku? 


A jednak...


Bóg zlitował się nad ludźmi żyjącymi w XX stuleciu i postanowił troszkę pomajstrować w historii. Zesłał na glob kosmiczną katastrofę. Inna bajka czy rodzaj ludzki by coś takiego przeżył?, ale, że to fantazy to darujmy Dukajowi ten drobiazg. 


Po prostu walnął na Syberii, tungetytowy asteroid!


Efektem tej zabawy jest zamrożenie historii, w szczególności historii Rosji, dosłownie i w przenośni. Dosłownie bo na skutek zmiany klimatu wywołanej uderzeniem kosmicznego głazu mamy niezłą imprezę. Otóż w lipcu, w Irkucku i nie tylko, bo również w Warszawie, mamy arktyczny mróz.
Natomiast w przenośni, bo historię zamrożono, nie było I wojny światowej, nie było rewolucji z 1917 r., a więc Lenin, Stalin, Trocki, Dzierżyński i inne komunistyczne towarzystwo albo są za granicą i siedzą cichutko jak myszki pod miotłą, żeby przypadkiem carska ochrana nie dorwała, albo marzną na Syberii, bo już zdążyli być tam zesłani.


Nowego, alternatywnego, zimowego porządku historycznego bronią lute, anioły zimy, zamrażając wszystko co się da, robiąc z Syberii i nie tylko magiczną krainę królowej śniegu. 


Tylko do Polski coś Wszechmocny łaskawy nie był. Polski nie ma! Mamy rozmowę Benedykta Gierosławskiego z Józefem Piłsudskim, który jest kimś w rodzaju szefa IRA, lub terrorystycznej organizacji kraju Basków. Jak wiemy, specjalnością Piłsudskiego są pociągi, napady na pociągi i wysadzanie linii kolejowych, a zwłaszcza tej transyberyjskiej, która ma być ważnym ogniwem planowanej linii Okołoświatowej, najpierw Paryż - Nowy York, przez Moskwę, a potem dalej dookoła globu, niezwykle odważne przedsięwzięcie. Na razie jest linią strategiczną do Władywostoku. Tam jest transportowana broń i wojsko. Zamrożona Rosja leje się z Japonią, czyżby o tych kilka nieszczęsnych psu na budę potrzebnych wysepek Kurylskich? Mają fantazję goście. 


Tak się składa, że naszych rodaków jest w Irkucku, tyle co teraz w Londynie. Budują tam gospodarczą potęgę Syberii, a więc i Rosji i sami się bogacą, zbijają potężne kapitały m.in. na przemyśle tungetytowym. Na Syberii wydobywa się tungetyt i inne skarby ukryte w ziemi, część skarbów, które były, a część kosmicznych, które miały przyśpieszyć rozwój gospodarczy świata. Kto wie jak dzisiaj wyglądałaby nasza współczesność, gdyby nie było dwóch wojen światowych, bo konsekwencją braku pierwszej, możliwy byłby brak drugiej wojenki i szczęśliwie belle epocque wydłużyłaby się o XX, może i XXI stulecie. 


O tym, że to majstrowanie w historii, jest to dzieło samego Boga, dowodzi istnienie lutych, aniołów zimy. Nie ma takiego ateisty, który wątpiłby w ich istnienie, bo oni je widzą, słyszą, czują i marzną. Mamy też swego rodzaju teologię zimy. Niektóre zwariowane sekty wierzą, że Bóg jest Lodem, że w Lodzie trzeba upatrywać zbawienia siebie i Rosji. Są przekonani, że tylko złe siły próbują doprowadzić do przegnania lutych, a więc do ocieplenia i odwilży i do powrotu historii do właściwego, z naszego punktu widzenia, a niepożądanego z punktu widzenia sekciarzy i chyba cara również, skoro chce lutych przegnać, nie wiedząc, że szykuje sobie zagładę tym sposobem, jeśli doszłoby do rewolucji, która byłaby zapewne konsekwencją wielkiej odwilży.


Jest rok 1924 nadal rządzi w Rosji car Mikołaj II, który w związku z zaistniałą sytuacją, zamrożeniem sporych połaci kraju, powołał dwie instytucje.
Jedna to Ministerium Zimy, które ma służyć do zwalczania zimy, a druga, to konsorcjum Sibirchożeto, które ma z tej samej zimy wyciągać pieniądze.
Ależ to sprzeczność, pewnie, że tak, ale nie u Rosjan. Bo Ci są wybitnymi specjalistami od takich niemożliwych, absurdalnych spraw. 


I tu pojawia się nasz główne bohater. Polak Benedykt Gierosławski. Jego wyjątkowość polega na tym, że jest synem Filipa, sybiraka, zesłanego za działalność polityczną do krainy wiecznego śniegu. Filip Gierosławski potrafi rozmawiać z lutymi. A władze Rosji chcą się z lutymi dogadać, bo myślą typowo politycznie, i rozpatrują kwestię zimy typowo politycznie i biznesowo.
A więc Filip jest im potrzebny. Tyle, że nikt nie ma pojęcia gdzie się on podziewa i gdzie uskutecznia swoje pogaduszki z lutymi. Ktoś w Ministerium Zimy wpadł na pomysł wysłać tam syna Filipa, Benedykta. Z tej idee fixe szybko przeszli do czynu, wzięli Benedykta za fraki i wsadzili do pociągu jadącego na wschód, do Irkucka. 


Benedykt jest matematykiem i filozofem, a także hazardzistą. Dziwne połączenie. Bo to chociażby z logiki wynika, że jakby tego nie przeliczyć zysk z hazardu ma tylko właściciel kasyna. Ale Benedykta to pociąga, gra im wyższa stawka, tym emocje większe, a wiec ciekawsza gra, tym lepiej. Benedykt ma wybitny talent, przegrał w karty wszystko co się dało, nawet posag przyszłej małżonki i go cała Warszawa ściga za długi. Ma specyficzną filozofię dorobioną do sytuacji, życiowej. " Ten kto żyje w absolutnej biedzie wolny jest nie tylko od strachu nędzy bo już osiągnął to ekstremum, ale również od potrzeby wzbogacenia, bo żyje w absolutnej biedzie" .* Dla Benedykta lepiej było zgodzić się na tą propozycje nie do odrzucenia jaką otrzymał od Ministerium Zimy, tym bardziej, że była też zachęta pieniężna, zawsze je można przegrać w karty.


Cześć akcji ma miejsce w pociągu, a część na Syberii.
W podróży Benedykt poznaje różnych ludzi, m. in. doktora Teslę, który ma pewna misję specjalną do wykonania, podobnie jak Benedykt zresztą. Pociąg jest absurdalnie luksusowy. Najbardziej rozwala stół bilardowy w pociągu. Ciekawe czy ktoś z was próbował grać w bilarda w czasie jazdy? Tego jeszcze nie grali...


Natomiast w Irkucku również Benedykt poznaje elity tego miasta. Dukaj ich opisuje jako ludzi pustych środku, i średnio, co najwyżej, rozgarniętych. Zajmują się tylko i wyłącznie, mówiąc kolokwialnie, pierdołami. Nasz główny bohater zostaje zaproszony na bal u gubernatora Szujskiego - Zimowego. To jest coś w rodzaju małego Wersalu, złota klatka, żeby władca, tutaj gubernator, mógł kontrolować towarzystwo. 


Pytania, czy Benedykt znajdzie ojca i co z tego wyniknie?, czy z tymi lutymi za pośrednictwem swojego ojca, który ponoć z nimi dobrze żyje i sobie pogaduszki z aniołami zimny uskutecznia, dogada się? Czy lute są skłonne do ustępstw? Na razie to są spekulacje czy będą skłonne poddać się ludzkiej polityce, a mianowicie woli cara, a także gubernatora Szujskiego – Zimowego, który może wylecieć ze stanowiska, jeśli nie zrealizuje tej misji. Opcja jest inna, jeżeli lute nie będą skłonne do porozumienia, to doktor Tesla ze swoją piekielną machiną na lute je pozałatwia, odmrozi Rosję i całą historię? Pytania te są więcej niż intrygujące.

W sumie, to tyle o samej książce, jeszcze parę słów podsumowania musi się znaleźć. 



Dobra książka, niemiłosiernie dłuży się jak podróż koleją transsyberyjską. I o to Dukajowi właśnie chodziło. Pasażerowie wsiadają i wysiadają, do/z pociągu okołoświatowego, a metaforyczny pociąg pędzi dalej w swoją podróż bez początku i końca. Jedziemy pociągiem, coś przeżywamy na trasie zwanej życiem. Poznajemy przypadkowych ludzi, mamy potencjalnych przyjaciół i wrogów, o których nawet pojęcia nie mamy, gdyż większości z nich nigdy nie poznajemy. Wsiadamy na jakiejś stacji, a na innej wysiadamy. Długość i czas tej podróży każdemu z nas jest dana indywidualnie. To Bóg nas wysyła w podróż i umieszcza w tym pociągu. W pewnym momencie konduktor puka i przypomina - pan/pani tu wysiada. A więc jest to książka drogi, podróży w nieznane, każdy z nas podróżuje, nie wiemy co spotka nas na kolejnych stacjach i która będzie tą ostatnią. Mamy też motyw pierwszych i ostatnich spotkań. W pociągu Benedykt poznaję pannę Jelenę Miklawiczównę. Wysiadają w Irkucku i czasami się spotykają przypadkiem lub celowo. Jednak w pewnym momencie Jelena postawia wyjechać. Obydwoje wiedzą, że przypuszczalnie ostatni raz się widzą. Jak będzie to się okaże. Jednak faktem jest, że zbyt dużo w naszym życiu jest pożegnań, bez słowa "żegnaj", ktoś po prostu znika z Twojego życia, bo nie wie, że np za godzinę coś mu się stanie...
"Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
zostaną po nich buty i telefon głuchy"
***


Po za tym co by nie pisać o tej książce, jest to książka nieszablonowa i choć nie jest łatwa, bo nie jest, z ręką na sercu o tym piszę, ale mimo to każdy powinien ją przeczytać i przemyśleć. Każdy po swojemu, bo oto chodzi w dobrej literaturze...


Zamarzło/Odmarzło/Zamarzło!




Ad.
* cytaty oznaczone "*" pochodzą z książki "Lód" Jacka Dukaja.
** tekst i muzyka: Kazik Staszewski: http://www.kazik.pl/pl/dyskografia/utwor/209.html
*** ks. Jan Twardowski






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz