piątek, 31 października 2014

Frederic Forsyth,

Afgańczyk



recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl: 
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/29115/afganczyk/opinia/18266161#opinia18266161 



Wydawnictwo - Albatros - Andrzej Kuryłowicz 
Data wydania: 2006 r. 
ISBN:   8373594701
liczba str.;  400
tytuł oryginału;  The Afghan
tłumaczenie: Grzegorz Kołodziejczyk
kategoria: thriller, sensacja, kryminał


recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl: 
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/29115/afganczyk/opinia/18266161#opinia18266161   )  



Wojna z terroryzmem trwa, trwa, i trwa. Widzimy ją na naszych oczach oglądając wiadomości w telewizji, czytając artykuły w gazetach i w necie. Można pomyśleć, że wiemy już wszystko na temat i w zasadzie co da się jeszcze nowego, ciekawego na ten temat powiedzieć? Forsyth udowodnił w tej niepozornej książeczce, że się da. I to wykorzystując literacką formułę thrillera politycznego.


Oczywiście to co my tu mamy, to nie jest nic nowego, tylko poukładanie wiedzy na temat kim tak naprawdę są terroryści z Al- Kaidy i dlaczego robią bajzel.
Wbrew pozorom wcale nie są fundamentalistami islamskimi, jak się ich określa, bo fundamentalizm, to sięgniecie do źródeł, które samo w sobie złe przecież nie jest. To po prostu są politycy, którzy wykorzystują religię do własnych celów i wysyłają bojowników na śmierć, bo ogłosili dżihad z pogwałceniem reguł obowiązujących w Koranie. Formuły dżihadu są dwie, jedna indywidualna, a druga zbiorowa ogłaszana przez autorytety. Ale nawet jak się ogłosi dżihad, nie ma tak, hulaj dusza, piekła nie ma, samobójcza śmierć została jasno i wyraźnie potępiona przez proroka Mahometa, nawet jeżeli uczestniczy się w beznadziejnej misji, to wierny wyznawca Islamu, wtedy pójdzie do raju gdy zostanie zabity na polu bitwy, a zabicie się samemu jest hańbą. Ci samozwańczy imamowie indoktrynują ludzi, czasami tej indoktrynacji podlegają ludzie wykształceni i wychowani na Zachodzie, robiąc z nich bezmyślne narzędzia do swych niecnych celów. A więc to co terroryści robią, i żadna religia, ani jakakolwiek ideologia, tego nie usprawiedliwia. Bo przecież w zamachach giną niewinni ludzie. A przez to, swoją zbrodniczą działalność, największą szkodę religii Islamskiej robią oni sami. 


Bo przez to co oni zrobili, w potocznym myśleniu :
Arab = Islamista = terrorysta, a więc ktoś to tworzy zagrożenie. 


Warto było?


Ale dobra starczy tego politycznego spekulowania, zajmijmy się tym o co chodzi w książce. Motyw jest prosty, mamy tu historię dwóch gości, jeden to Afgańczyk Istmat Chan. W sumie dziwne, że przystał do talibów* radykałów, bo poglądy miał raczej umiarkowane. Ale przyczyniła do tego jedna z rakiet Amerykańskich błędnie wycelowana, która rozpieprzyła rodzinną wioskę Ismata Chana.
W konsekwencji ten ogłosił swój prywatny dżihad przeciwko całej Ameryce, i był gotów nawet z samym diabłem się sprzymierzyć. W końcu Istmat Chan trafił jako jeniec wojenny do Guantanamo. Okazało się, że jest wyjątkowym twardzielem. Jak wiadomo Amerykanie nie cackali się z tymi, którzy byli podejrzewani o terroryzm, a jednak Afgańczyk nie dał się złamać. Czym zyskał sobie szacunek nawet strażników więziennych. Nadano mu ksywkę Afgańczyk. 


I tu zaczyna się historia drugiej persony, która z Afgańczykiem jest powiązana. Jest to anglik, Mike Martin, emerytowany pułkownik, który służył w Afganistanie, w czasie wojny z ZSRR. Wtedy Mike Martin i Istmat Chat spotkali się i walczyli na tej samej barykadzie przeciwko Armii Czerwonej. A teraz zaszła konieczność zingwigilowania Al – Kaidy, bo się wydało, że ci coś ważnego kombinują. I tak tym sposobem Mike Martin jako Afgańczyk wyrusza do Afganistanu. Widać jest przekonujący, bo ci biorą go za swego. Czas operacji Al – Isra zbliża się nieuchronnie. Polega to na tym, że tak jak 11 września na bomby przerobiono samoloty pasażerskie, tak teraz bombą miał być statek z niebezpiecznym ładunkiem, który miał się zderzyć ze luksusowym statkiem cumującym w porcie w Nowym Yorku. Na Queen Mary II miało się odbyć spotkanie grupy G-8, a więc prezydenta USA, Rosji i 6 innych krajów, zapewne kilkudziesięciu ministrów z tych państw również, w sumie ponad 4000 osób terroryści wysłaliby do diabła. Trzeba było jakoś temu zapobiec. Czy Mike Martin jako Afgańczyk zrobi swoje? 


Warto książkę przeczytać.
Polecam.






Ad.
*talib – z języka pasztu,. uczeń. Pasztunowie, jedno z wielu plemion zamieszkujące gdzieś na pograniczu Pakistanu i Afanistanu, pierwsza grupa talibów, to uczniowie medresy, szkoła koraniczna, w Kandaharze, byli oni skupieni wokół mułły Omara. Mułła Omar, osobnik powszechnie znany, dobrze żył z samym Osamą bin Ladenem. Bin Laden pomógł Omarowi rozprawić się z Sojuszem Północnym, a więc ugrupowaniem, z którym talibowie walczyli o władzę nad krajem latami, to spowodowało, że właściwie mułła Omar nie mógł się pozbyć bin Ladena z Afganistanu, nawet wtedy gdy wydarzył się 11 września, i bin Laden został ogłoszony przez Zachód wrogiem publicznym nr 1. Niebawem doszło do wojny w Afganistanie, potem był Irak. W zasadzie wojna z terroryzmem wciąż trwa, mimo, że bin Laden został złapany, po ładnych kilku latach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz