wtorek, 28 października 2014

Leonardo Patrignani 



Wszechświaty 



cykl:  Wszechświaty, t. 1



Wydawnictwo: Dreams
Data wydania: 2013 r.
ISBN: 9788363579296
liczba str. : 272
tytuł oryginału:  Multiversum
tłumaczenie:  Bożena Topolska
kategoria; fantastyka


  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl: 
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/177001/wszechswiaty/opinia/16614067#opinia16614067       )                                                                                                    


Nie powinno się oceniać książki po okładce, bo zawsze liczy się to co jest w środku. Ale jednak to nie zmienia postaci rzeczy, że jednak patrzymy na książkę, patrzymy na okładkę i pierwsze wrażenie jakieś jest. Więc okładka nie powinna czytelnika odrzucać na wejściu. Wyrafinowany czytelnik i tak zajrzy do środka, i dokona próby rozpracowania co też tam się znajduje. Ta książka mnie zaintrygowała jak tylko ją zobaczyłem i jakiś bibliofilski instynkt kazał mi tą książkę wytargać ze sobą z księgarni. Okładka dziwna bez autora i tytułu, który znajduje się na grzbiecie. Ale tą nietypowością ta książka zwraca uwagę na siebie. A środek wydał mi się interesujący. 


Przynajmniej nominalnie to jest płytka książeczka młodzieżowa inspirowana filmem „Powrót do przyszłości” i może jeszcze „Matriksem”, a więc niby takie sobie czytadełko, a jeżeli tak to po ki czort czymś takim się zajmować? 


A jednak warto, bo ta książka ma coś w sobie…


Zapewniam, że ma bardzo wiele metaforycznych głębi. Rozpracowywanie jej przez pryzmat prostego w istocie zabiegu literackiego jakim jest miłość dwojga ludzi, którzy nie wiedzieć jakim sposobem się poznają, chociaż pochodzą, nie dość, że z dwóch końców globu, to jeszcze w dodatku z dwóch innych wymiarów rzeczywistości. Bo te wszechświaty Patrignaniego to linie alternatywne tej samej rzeczywistości. Świat dokoła jest ten sam tylko zmieniają się rzeczywistość głównych bohaterów, na przykład ktoś z bliskich żyje czy nie żyje, czy to jest zdrowy sprawny, a w innej jest chory na wózku inwalidzkim, albo rodziny robią coś zupełnie innego, bo zmieniły się koleje losu. 


Teoretycznie wytwór literacki Patrignaniego jest książką fantastyczną dotyczącą pomysłu, że istnieją światy równoległe. W naszej rodzimej fantastyce pomysły tego typu wałkuje w swojej twórczości Pilpiuk. Pojawia się coś takiego też u Sapkowskiego. Podróże jakie odbywają Alex i Jenny, nastoletni główni bohaterowie „Wszechświatów” przypominają podróż Ciri po milionach rzeczywistości równoległych. W moim przekonaniu nazywanie wymiarów równoległych wszechświatami za nieprecyzyjne i mylące, bo to po prawdzie są nieskończone alternatywne linie wydarzeń, które mają miejsce w Mediolanie i Melbeurne, a więc nie dość, że w jednym wszechświecie, na jednym globie, to raptem w dwóch miastach. Widać autor nie miał pomysłu jak dokładnie ta zdefiniować i po prostu uprościł sobie życie, nazwał te linie wszechświatami. Sama koncepcja wielości tychże wszechświatów jest interesująca.


Mamy w książce motyw dwoje bohaterów Alexa z Mediolanu i Jenny z Melbeurne, którzy mają niespotykany dar, mogą przemierzać granice wymiarów. Porozumiewają się ze sobą telepatycznie, objawowo to przypomina omdlenia lub łagodne formy ataków padaczkowych. Z czasem ta komunikacja między nimi wygląda coraz lepiej, po prostu myślą, wyczuwając siebie nawzajem. Dowiadujemy się, że oni, będąc praktycznie rówieśnikami, poszukiwali siebie od dawna, przez całe życie. No i znaleźli. Odczuli potrzebę poznania siebie. On gna na złamanie karku do Australii, a więc tysiące kilometrów. Umówili się na plaży. Obydwoje się zjawiają w tym samym miejscy i…


Nie spotykają się!


Ku wielkiej rozpaczy obydwu, bo przecież są w tym samym miejscu, a ich nie ma…


Co się dzieje do jasnej cholery!!!!



Muszą to koniecznie wyjaśnić. Akcja przenosi się do Mediolanu, Alex wraca do domu, a tym razem ona gna na złamanie karku ścigać Alexa. Postanowili spróbować szczęścia jeszcze raz. Spotkają się w metrze, i…


Jest! Jest! Jest! Udało się!


Tyle, że nie mamy wcale żadnego love story, bo to spotkanie spowoduje poważne zamieszanie w świecie. To wstrząsneło globem, bo zaczęły nagle zanikać wszystkie wymiary równoległe, łącznie z tymi właściwym w którym żyją Jenny i Alex. Mówiąc po ludzku mamy najnormalniejszy koniec świata tutaj, bo w Ziemię pędzi kometa, po to, żeby planetę rozpieprzyć. A więc to zwyczajne z pozoru spotkanie dwojga ludzi powoduje to niesamowite reperkusje. Bo przecież coś takiego nie ma prawa się wydarzyć. To przeczy prawom fizyki, żeby ludzie z dwóch wymiarów w najlepsze spotykali się, a nawet szlajali się po różnych wymiarach, do tego stopnia, że sami się pogubili gdzie oni właściwie są. Teraz głowią się jak wyjść z tej pułapki zagubienia w tych nieskończonych rzeczywistościach alternatywnych. Czy znajdą to wyjście? Dowiadują się, że kluczem do rozwikłania tej łamigłówki są ona i on. 


Obydwoje Alex i Jenny żyją w normalnym świecie, w dość bliskiej przyszłości ( lipiec 2014 r. ), te światy równoległe praktycznie się nie różnią np. burmistrzami obydwu miast są te same osoby. Tyle, że w tej samej rzeczywistości Jenny nie żyje, bo została zamordowana, kiedy miała 6 lat, dokładnie wtedy gdy na Alex’ie przeprowadzano leczenie psychiatryczne, skutecznie, bo Jenny z tej samej rzeczywistości już nie ma. W rzeczywistości Jenny Alex istnieje, ale nazywa się zupełnie inaczej. 


Czy obydwoje nie pogubią się w tym zamieszaniu? Czy ocaleją z tego bałaganu? Jaki spowodowało to spotkanie i pragnienie przeżycia przez Alexa i Jenny niesamowitej miłości. 


A metaforyka? 


Myślę, że nie ma co tu się wiele wczuwać, bo zapewne każdy z was moi drodzy czytelnicy czytając tą książkę odniesie się do swojego własnego indywidualnego doświadczenia życiowego. Jestem o tym przekonany, bo przecież w życiu zdarzają się różne sytuacje, dotyczące nie tylko miłości, ale też zupełnie innych relacji, czy to przyjacielskich, braterskich, rodzicielskich i każdych innych. Odległość ma tutaj wymiar jak najbardziej metaforyczny. Może być liczona prosto kilometrami, a także wszelkimi innymi metodami. A jednak mimo tych przeróżnych odległości jakie nas dzielą ludzie jakimś cudem stają się sobie bliscy. Tak cudem, bo ludzie których od siebie, może dzielić ich metaforycznie cały kosmos, a jednak stają się sobie bliscy. Takie cuda zwyczajne, proste, maleńkie są bardzo piękne, bo jak się okazuje mają jednak niesamowitą moc, są potężne, są wielkie! Rozejrzyj się wokół siebie drogi czytelniku, czytelniczko, a może znajdziesz ten cud? Może przypadkiem ta niepozorna książeczka Ci pomoże? Ta książka dowodzi niezbicie jednej rzeczy, że do rozpracowywanie głębi przynajmniej niektórych książek niekoniecznie musi być potrzebne nawet najbardziej wyrafinowane wykształcenie, czasem może wystarczyć serce i płynąca z niego empatyczne spojrzenie na świat na ludzi. Niewątpliwie takie książki są potrzebne i warto je czytać.


Polecam, bo naprawdę warto, ta książka jest po prostu piękna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz