czwartek, 30 października 2014

Dan Brown, 



Zwodniczy punkt 



Wydawnictwo; Albatros - Andrzej Kuryłowicz/Sonia Draga
Data wydania: 2009 r.
ISBN:   9788375081992
liczba str.: 526
tytuł oryginału:  Deception Point
tłumaczenie:  Maria i Cezary Frąc
kategoria: thriller/sensacja/kryminał



  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl: 
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/193517/zwodniczy-punkt/opinia/18325365#opinia18325365   )     







Tym razem Dan Brown postanowił zainteresować swoich czytelników świetną koncepcją political fiction. Mamy tutaj bezpardonową walkę, o władzę, a jak o władzę, to również o pieniądze, olbrzymie pieniądze. Niezwykle przewrotne jest to, że panowie i panie, taplają się w niezłym błotku, a gdzie tu interes narodowy?
Czy demokracja całkiem zeszła na psy? Czy jeszcze jest w stanie nieść za sobą jakieś wartości? Tutaj przedmiotem zainteresowania rywalizujących polityków jest kosmos. Nawet na początku czytelnik czytając książkę duma, czy przypadkiem Brown w science fiction nie zabrnął?, bo pytania, czy aby my jesteśmy sami w kosmosie?, są raczej typowe, dla rozważań typowych dla fantastyki naukowej. No ale wydaje się wkrótce o co chodzi w tym zamieszaniu. 


Całe zamieszanie, jest o jakiegoś badziewianego kamulca, z którego zrobiono sensację naukową, że niby to meteoryt na którym widać obcego, a więc istotę z kosmosu. A więc mamy tu kolejne pytania, jeśli istnieje jakieś życie po za naszym globem, co z tego wynika?, no i w ogóle mamy tu rozważania, czy my przypadkiem również z kosmosu nie pochodzimy? Tego typu prowokacje intelektualne ubarwiają opowieści Browna i dają do myślenia, dzięki czemu świetnie się to czyta.

 
Mamy tutaj w książce ostrą polityczną grę, lecą głowy, dosłownie i w przenośni. Umierają ludzie, bo pewni osobnicy próbują chronić tajemnice dotyczące przekrętów. Podstawowy spór polityczny rozchodzi się o NASA, a ściślej o jej finanse, ale też o przyszłość tej agencji rządowej, bo przecież NASA prowadzi nie tylko działalność sensu stricte naukową, ale też tworzy technologie istotne z punktu widzenia bezpieczeństwa narodowego. Kosmiczne wynalazki są wykorzystywane najpierw na potrzeby wojska, a potem dopiero trafiają na cywilny rynek i są wykorzystywane w gospodarce. Wszystko zgodnie z procedurą. Dlatego z punktu widzenia bezpieczeństwa narodowego USA akurat NASA po prostu nie może zostać skomercjalizowana. Ale oczywiście są politycy finansowani przez prywatne przedsiębiorstwa, którzy maja inne plany, chcą skomercjalizować kosmos, bo komuś marzy się wyciąganie pieniędzy z kosmosu np. kosmiczne hotele, czy reklamy w kosmosie, pewnie ich zdaniem ładnie by wyglądał np. księżyc gdyby zrobić z niego reklamę np. Coca Coli, widzianą gołym okiem z całego globu. A więc ten spór o NASA ma swoje drugie dno, ta polityczna gra toczy się o naprawdę wysoką stawkę. Jest ona znacznie wyższa niż wygrana jednego czy drugiego kandydata w wyborach prezydenckich. Urzędujący prezydent Zach Herney, jest zwolennikiem finansowania NASA, natomiast jego kontrkandydat, senator Sedgewick Sexton, jest za racjonalizacją wydatków państwowych na projekty NASA finansowane przez rząd i komercjalizacje tej agencji rządowej. Gra toczy się bez pardonu, wygra ten kto na kogo wyciągnie lepsze haki. Taka jest rzeczywistość, że nie liczy się siła argumentów, tylko siła haków. O wszystkim niby decyduje, jeszcze, opinia publiczna, lecz ta jest coraz bardziej manipulowana. Politycy rozgrywają swoje gierki, a ludzie przez to są coraz bardziej zagubieni, coraz trudniej im się w tym cyrku odnaleźć. Autor się nie czai, bez pardonu, rozpracowuje system nazywany demokracją, który po prawdzie jest republiką kolesi. A więc jest w istocie mniejszym złem, bo wyboru lepszego nie ma. Co niektórzy próbowali szczęścia i wiadomo jak to się skończyło…


A tutaj, zakończenie jest przewidywalne, ale na szczęście, Brown rozpracował to literacko tak świetnie, że mimo, że czytelnik się wszystkiego domyśla, chce czytać dalej i wciągać się niemożliwie w te wszystkie intrygi. Dlatego warto przeczytać. Polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz