niedziela, 7 grudnia 2014

Jacques Le Goff, 




Długie średniowiecze





Wydawnictwo:  Wydawnictwo Uniwersytetu Warszawskiego
Data wydania:  2007 r.
ISBN:  9788323503651
liczba str.: 230
tytuł oryginału:    Un long Moyen Âge
tłumaczenie:   Maria Żurowska
kategoria:  historia


(  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl: 

 http://lubimyczytac.pl/ksiazka/6731/dlugie-sredniowiecze/opinia/2641834#opinia2641834   )     


Tym razem zabierając się za pisanie recenzji książki przyszło mi do głowy zaproponować czytelnikowi zapoznanie się z opracowaniem innego rodzaju. Jest to praca historyczna, o charakterze popularnonaukowym, nosząca tytuł: "Długie średniowiecze". Warto ją przeczytać, nawet jeżeli ktoś nie ma do czynienia z historią na co dzień. Pozycja nie jest napisana naukowym językiem. To jest niewątpliwy atut Zawiera ona kilka popularnonaukowych artykułów, opublikowanych przez Le Goffa na przestrzeni ok 20 lat w czaospiśmie L'Historie zestawionych w tej książce. Artykuły te przedstawiają poglądy autora na "wieki średnie". Wybitny francuski historyk w tych tekstach wyjaśnia na czym polega jego koncepcja długiego średniowiecza. Jest to również książka bardzo osobista w której autor, opisuje jak widzi średniowiecze oraz własne młodzieńcze: szkolne i studenckie, a także już pod kątem własnej kariery naukowej, doświadczenia z historią. Autor opowiada w urzekający sposób dlaczego zainteresował się mediewistyką (nauką o średniowieczu). Pod względem przedstawienia i zrozumienia człowieka średniowiecznego, a także Europejskiej tożsamości opartej na religii chrześcijańskiej jest to bardzo ciekawa i niezwykle wartościowa lektura. Natomiast z pewnym dystansem należy podejść do kwestii w których ja mam takie wrażenie Le Goff idealizuje średniowiecze, bo mu to wygodnie do przedstawienia swojej koncepcji. To jest zupełnie niepotrzebne. Mimo pewnych zastrzeżeń zgadzam się z autorem, że średniowiecze to jest niezwykle ciekawa epoka, a także spuścizna jaką po niej mamy. Dlatego warto ten temat poruszać w dyskursie naukowym i popularnonaukowym, i przy tym niekoniecznie przekreślając tą epokę, bo nie wszystko było w niej złe. Przeciwnie było sporo bardzo ciekawych rzeczy co powoduje, że ta epoka nie była szablonowa i nie wolno jej tak banalnie oceniać. 


Myślę, że warto zadać pytanie: O co chodzi z tym długim średniowieczem?
Co do początków średniowiecza, nie ma większych kontrowersji, za jedną z kilku kluczowych dat uznaje się upadek Imperium Rzymskiego na zachodzie w 476 r. Imperium Rzymskie na wschodnie istniało kolejnych tysiac lat.
Natomiast w przypadku końca tej epoki, za jedną ze standardowych dat uchodzi upadek Konstantynopola w 1453 r., a więc kres wschodniej części Imperium Rzymskiego. I właśnie co do tego Le Goff wyraża swoje zastrzeżenie, bowiem jego zdaniem chronologiczne datowanie końca średniowiecza w okolicach przełomu XV/XVI wieku nie jest zadawalające.
Otóż autor publikacji "Długie średniowiecze" przyjął założenie, że średniowiecze kończą 2 wydarzenia: Wielka Rewolucja Francuska, (1789 r.) i rewolucja przemysłowa w Anglii ( przełom XVIII/XIX stulecia). Jak widać autor wydłużył średniowiecze o kilka stuleci. A więc ta koncepcja różni się znacząco od tego co możemy przeczytać w większości podręczników historycznych. Dlaczego tak zrobił? Ponieważ wziął pod uwagę zmiany mentalnościowe. Mentalność ludzi średniowiecza nie zmieniła się tylko dlatego że Turcy zdobyli Konstantynopol i zrobili z tego miasta swoją stolicę. A skąd pomysł z rewolucjami z przełomu XVIII/XIX wieku? Ponieważ te rewolucje są symbolem ostatecznego kresu średniowiecznej mentalności. Zmiany mentalnościowe z natury są tworem ewolucyjnym, chociaż potrafią przejawiać się rewolucyjnie, jeśli nie mają swojego ujścia i transformacje myślowe nie są zauważane. Tak było w tym przypadku. Stąd bierze się sensowność tych dat końca długiego średniowiecza.
Koncepcję długiego średniowiecza Le Goffa zdają się potwierdzać daty kresu wiary w cud królewski. Otóż ta wiara przez setki lat była jak najbardziej głęboka. Średniowieczni Francuzi i Anglicy wierzyli, że ich prawdziwi królowie posiadają niezwykły, dany im przez Boga dar, a mianowicie moc uzdrawiania chorych na skrofuły, choroby węzłów chłonnych, zwaną "chorobą królewską". Mamy to opisane przez Marca Blocha w niezwykłej książce "Królowie Cudotwórcy" napisanej w 1924 r. Ostatni rytuał ozdrowieńczy w Anglii miał miejsce w 1714 r, kiedy to królowa Anna po raz ostatni dotykała chorych. Natomiast we Francji rytuał uzdrawiania chorych odbył po raz ostatni król Karol X w 1825 r. Jest to rytuał mający swoją legendarną proweniencję (pochodzenie) od początków państwowości obydwu krajów, a więc funkcjonował przez całe długie średniowiecze . 


Kolejne pytanie: Skąd ten pomysł z wydłużeniem średniowiecza o jakieś co najmniej 300 lat? Bierze się to stąd, że historycy z francuskiej szkoły Annales, do której Le Goff należy, lubią intelektualnie prowokować, a to niewątpliwie z punktu widzenia nauki historycznej jest herezja. No ale właśnie takie naukowe herezje nadały nieco inny, charakter nauce historycznej. Określa się ten nurt jako historiografia nieklasyczna. Jasne, że można się nie zgadzać i spierać się z tą koncepcją, ale zapoznać się z nią warto. Po za tym było nie było historyków strasznie kusi, żeby zabawiać się w ustalanie początków i końców epok historycznych. To jest jedna z wielu takich koncepcji, choć niewątpliwie jest oryginalna.

Le Goff udowadnia swoją koncepcje tym, że dla większości mieszkańców Europy XVI wiek nic nie zmienił, albowiem nadal płacili powinności feudalne. W Polsce liczbę szlachty uważano za absurdalnie wysoką, sięgała ona rzędu 10 % , w innych krajach ta liczba była zdecydowanie niższa. Owszem zapewne autor zna koncepcje początków kapitalizmu, które różnie są datowane, jednak one nie były na tyle znaczące, żeby zmienić strukturę społeczną. Owszem Le Goff docenia wagę i znaczenie renesansu XVI wiecznego, ale nadaje im to samo znaczenie co kilka innych renesansów średniowiecznych, chociażby renesans karoliński przełom VIII/IX wieku i renesans XIII w.
Za przedłużeniem średniowiecza do początków XIX wieku w przekonaniu Le Goffa przemawia argument, że rola kościoła katolickiego nadal była znacząca nie tylko pod względem politycznym. Jako przykład posłużyć może Galileusz, mający problemy z inkwizycją, kiedy to już od 1616 r., aż do końca życia był pod nadzorem Św. Oficjum. Jego dzieła zniknęły z Indeksu Ksiąg Zakazanych w 1822 r. Zdaniem Le Goffa mamy do czynienia z empirycznym przejawem średniowiecza w tym przypadku. Co prawda mamy reformację od XVI w. która wprowadziła pewne zmiany. Chociażby stosunek kościołów reformowanych do nauki i ekonomii, czyli bogacenia się i działalności twórczej naukowców był bardziej liberalny niż kościoła katolickiego. To jednak w innych wymiarach np moralnym, kościoły reformacyjne były znacznie bardziej radykalne. W niczym nie zmieniło to postaci rzeczy, że rola kościoła katolickiego była nadal po XVI wieku ogromna, chociaż na skutek reformacji była zmniejszana, to jednak do rewolucji francuskiej kościół miał duże wpływy.

Właśnie rewolucja z 1789 r spowodowała pewien wstrząs. Wówczas podjęto pierwszą w dziejach próbę budowania społeczeństwa bez kościoła na intelektualnym ateistycznym fundamencie. Dotychczas było to nie do pomyślenia, albowiem człowiek średniowiecza był człowiekiem głęboko wierzącym. I nawet jeżeli był heretykiem, swoje herezje wyznawał na chwałę Pana. Człowiek średniowiecza nie mógł być ateistą, a więc jest to koronny dowód na potwierdzenie teorii Le Goffa, że to ideologia oświeceniowa i zmiany w gospodarce nadały kres mentalności średniowiecznej. Rewolucja francuska założyła nie tylko, że pojedynczy człowiek ma prawo do niewiary, ale też podjęła bezprecensową próbę stworzenia systemu społeczno - politycznego bez kościoła katolickiego. Owszem jak w każdej rewolucji mieliśmy kontrewolucję, ale pewnych rzeczy cofnąć już się nie dało. A to dlatego właśnie, że to były zmiany mentalnościowe. Konsekwencje tego trwają do czasów nam współczesnych.

Owszem stulecia od XVI do XVIII, a nawet XIX można uznać za okres przejściowy, ponieważ przejawy mentalności średniowiecznej ustępują powoli i stopniowo, a przejawy nowożytnej mentalności wchodzą i zastępują mentalność średniowiecza również powoli. Do przyśpieszenia tych zmian mentalności przyczynił się wynalazek Gutenberga, czyli pojawienie się książek drukowanych, później gazet. Książki były tańsze, nie kosztowały fortuny, np kilku wsi, co wcześniejsze pisane i przepisywane ręcznie książki.. Drukowano w wielu językach. Malała rola łaciny choć nadal do poł. XX wieku, do soboru Watykańskiego II, była powszechnym językiem liturgicznym. Początkiem końca myślenia średniowiecznego było zamieszanie związane z reformacją. A to dlatego, że najpierw pod prasy drukarskie dostała się Biblia, tłumaczona na języki narodowe. Ludzie sami mogli przeczytać i porównać z tym co słyszą na kazaniach. Zaczęli myśleć, a jak już zaczęli to przestać nie mogli, a to w konsekwencji doprowadziło do mentalnych światopoglądowych przemian w XVIII i XIX w.

Dopiero jednak dwie rewolucje polityczna i gospodarcza z przełomu XVIII/XIX wieku trwale zmieniły porządek świata, wprowadziły zmiany społeczne zapoczątkowując to co mamy teraz, zarówno kapitalizm jak i rewolucję światopoglądową. Chociażby wiarę w cud królewski tracono powoli, aż w XVIII wieku nikt praktycznie nie miał już złudzeń co do mocy leczniczej królów. Ma to swoje konsekwencje polityczne. Królowie byli pomazańcami Bożymi, więc dotychczas publicznie żadnego króla nie mógł spotkać los jaki spotkał Ludwika XVI. Odcięta na gilotynie głowa króla Francji jest symbolem końca wiary, a więc myślenia średniowiecznego, że królowie rządzą z łaski Bożej. Od tego czasu władcy niezależnie od pełnionej i definiowanej funkcji, są tylko władcami z mocy ludzkiej. Ich obalenie nie jest więc świętokradztwem, jak w średniowieczu liczonym zarówno standardowo i tak jak proponuje Le Goff, a to jest zasadnicza różnica. 


Warto zwrócić uwagę na fakt, że autor nie zgadza się ze stereotypowym myśleniem o średniowieczu, że są to wieki ciemne, barbarzyńskie itd... To myślenie wciąż obecne w historiografii i nie tylko bierze się z myśli oświeceniowej, która wręcz wulgarnymi słowami określała średniowiecze. Tymczasem historyk przekonuje nas, że to nieprawda, bowiem nasza cywilizacja zachodnia wywodzi się ze średniowiecza i ta epoka nasze myślenie ukształtowała bardziej niż jesteśmy sobie w stanie zdać z tego sprawę. "Historia nauka o przeszłości, nauka o teraźniejszości" warto przypomnieć myśl Lucien Febvre'a. Mamy tutaj postulat Le Goffa: "koniecznie trzeba naszą wiedzę o średniowieczu zweryfikować, bo jest to piękna epoka w dziejach i wcale nie tak prymitywna jak się to może wydawać." Oczywiście autor zdaje sobie sprawę, że pod względem wynalazczości i mentalności była to epoka nieco archaiczna, ale jednak to średniowiecze jest filarem nowożytnego państwa Zachodniego. Średniowiecze jest oparte na Biblii, to właśnie Święta Księga regulowała stosunki polityczne, społeczne i kulturalne tamtych czasów. A więc był to wymiar nie tylko teologiczny, ale jak najbardziej pragmatyczny, bowiem Biblia regulowała życie codzienne człowieka średniowiecza. Praca miała wymiar nie tylko materialny, ale przede wszystkim duchowy. Le Goff powołuje się przy tych rozważaniach o Biblii na książkę Landesa, "Bogactwo i nędza narodów" w kilku zdaniach zrecenzowaną tutaj przeze mnie. Biblia, a konkretnie dzwony kościelne, później zegary wyznaczały czas pracy ku chwale Bożej każdego człowieka. A to już jest fundament nowożytnej gospodarki. Człowiek pracował od do ściśle określonej godziny, czas pracy był precyzyjnie wyliczony. 


Mnie cholernie zaintrygowało pojawiające się w tekście pytanie; czy ludzie średniowiecza byli od nas lepsi?
Muszę w tym miejscu napisać coś w rodzaju protokołu rozbieżności, bo moje zdanie jest nieco inne niż Le Goffa. Le Goff wyraża pogląd, że ludzie średniowiecza są lepsi od nas. Nie zgadzam się z tym poglądem.
Proponuję prześledźmy ten motyw na przykładzie wojny. Chociażby koncepcja wojny świętej, bądź sprawiedliwej, to pojęcie pojawiło się w kilku moich recenzjach nieprzypadkowo, wywodzi się właśnie ze średniowiecza. Chrześcijaństwo mówi wyraźnie, że wojna jest zła, że jest wynalazkiem szatana. Dopuszczalna jest tylko i wyłącznie wojna sprawiedliwa, czyli taka, która broni honoru dobrej sprawy. A nawet jeżeli musi wybuchnąć, trzeba dbać o to, żeby ludność jak najmniej cierpiała przy tym całym zamieszaniu. Jest to ideał sformułowany m. in. przez św. Augustyna. My mamy Kartę Praw Człowieka i Obywatela, konwencje genewskie, konstytucje, no i to co głosi każdy papież po kolei, wezwania do pokoju na świecie. No dobra ładnie, pięknie, co w tym się zmieniło, że ideały spisane na papierkach wędrowały swoją drogą a życie swoją? Gdzie ta cała pisanina była w Oświęcimiu? Kto na to zwracał uwagę? Czy teraz na początku XXI w. jest dużo lepiej? Liczą się interesy polityczne, a jeśli trzeba złamać zasady i wolności obywatelskie kto się zawaha? Podobnie było w średniowieczu. Ideały, były potrzebne jako rodzaj propagandy, a ich praktycznym realizowaniem pies z kulawą nogą się przejmował tak samo jak teraz. Nie łudźmy się, że ludzie średniowiecza byli przez to lepsi tylko dlatego, że żyli w kilkaset lat temu. Rycerze szli na wojnę i równie fachowo wykonywali swoją robotę na wojnie, co dzisiejsze wojsko. Średniowiecze, to była jedna wielka rzeźnia, masakry nieraz całych miast i wsi były na porządku dziennym. Wojny były jedną z plag tej epoki, niezależnie od tego czy zakończymy ją w XV czy XVIII wieku, jak chce tego Le Goff. Nie jesteśmy lepsi, ale gorsi też nie. Jesteśmy dokładnie tacy sami. Historycy spierają się w tym względzie czy bardziej krwiożercze są współczesne wojny totalne, czy te średniowieczne, które w balladach przedstawiano jako wojny honorowe opisując chwalebne czyny rycerstwa, a wcale takie nie było. Chociażby próbowano propagandowo uszlachetniać wyprawy krzyżowe, tymczasem pchali się tam w szczególności wyrzutki społeczne, które liczyły na to, że oprócz przeżywania przygód wojennych w obronie świętej wiary wzbogacą się. Ciekawe, że inwazję na obcy kraj nazywano obroną. Dalej Le Goff podaje argument; holokaust nie wydarzył się w średniowieczu. To prawda. Ale co z tego wynika? Nic. Kompletnie nic! Bo holocaust nie wziął się z niczego. W tej materii średniowiecze dostarczyło wyśmienite wzorce, które naziści skrzętnie wykorzystali i twórczo rozwinęli. Getta były już we Włoszech w XII/XIII wieku, nieco później w Hiszpanii. Spełniały dokładnie tą samą rolę co getta w Warszawie i Łodzi w latach okupacji hitlerowskiej. Pogromy Żydów i puszczanie ich z dymem były powszechną praktyką. To też znamy ze średniowiecza. Z tego wynika, że nie ma co tej epoki na siłę idealizować. Czy mamy przez to uważać, że średniowiecze jest epoką zacofaną, jeśli przyjąć argumentację, że się niczym nie różnimy? Po prostu żyjemy w czasach jakie nam są dane trudno tylko dlatego tą epokę potępiać. Oczywistym faktem jest, że nie była nie była to epoka idealna. Mamy tam: wojny, zarazy, inkwizycję, nędze i głód, ale nie była to ciemna i zacofana epoka tak jak to się może wydawać. Trzeba sprawę oceniać obiektywnie. Ludzie są dobrzy i źli, jedni i drudzy żyją obok siebie w każdych czasach. Le Goff wspomina o "pięknym średniowieczu" to jest bardzo ciekawe. Chociażby mamy ciekawe pamiątki architektoniczne po średniowieczu, jak to określił Follet, filary Ziemi, czyli wspaniałe katedry i kościoły gotyckie, które były dla budowniczych tamtej epoki takim samym wyzwaniem jak dla współczesnych inżynierów projektowanie i budowanie najwyższych, najnowocześniejszych wysokościowców, metaforycznych szklanych domów. 


Podsumowując, uważam, że koncepcja przedstawiona w tej książce interesująca, intrygująca, daje do myślenia. Historia jest nauką analityczną, uczy myślenia, interpretowania, kojarzenia faktów oraz tego jak fakty historyczne mają przełożenie na czasy współczesne. Np. Le Goff pisze, że bez ceremoniału królewskiego w średniowieczu nie można zrozumieć komunizmu i ceremoniałów jakie tworzyli m. in. sowieci. Tak samo jak nie można budować tożsamości Europejskiej bez Europy Środkowo - Wschodniej. Jeszcze zanim komukolwiek się śniło, że my będziemy w Unii Europejskiej mieliśmy w Le Goffie i Braudelu, szefie Le Goffa z Sorbony, ambasadorów, którzy lobbowali na rzecz integracji Europy Wschodniej z Zachodem tworząc silne intelektualne zaplecze pod to co się wydarzyło w 2004 r. Obydwaj historycy bywali w Polsce wielokrotnie. 


Warto się z tą niezwykłą książką zapoznać i rozpracować argumentację Le Goffa. Książka jest napisana komunikatywnym, zrozumiałym językiem, to jest jej duży atut. Właśnie takie książki popularyzują wiedzę historyczną. 


Gorąco polecam.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz