niedziela, 2 listopada 2014

Ayn Rand,




Źródło 


Wydawnictwo: Zysk -ska
Data wydania: 2007
ISBN:  9788375061444
liczba str. : 815
tytuł oryginału:  The Fountainhead
tłumaczenie: Iwona Michałowska
kategoria; literatura piękna




recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:  
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/49592/zrodlo/opinia/12732604#opinia12732604    )  




Ayn Rand przekonuje nas w swoich książkach, że filozofia, to nie jest jałowe ględzenie akademików, albo co gorsza żuli, którzy nic lepszego do roboty nie mają, tylko piją napoje wysokoprocentowe i się im w głowach przewraca i filozofują. Filozofia, to taki specyficzny wynalazek, trudny do zrozumienia, przez co mało kto jest w stanie przez swoją łepetynę ją przetrawić, co sprawia, że koncepcje filozoficzne są trudne do rozpracowania. Jednak ta trudność odbioru filozofii w niczym nie zmienia tu postaci rzeczy, że filozofia dotyczy każdego z nas, bo filozofia zajmuje się życiem, sensem życia, a to dotyczy każdego z nas. Ayn Rand nie przypadkowo swoich bohaterów uczyniła zwykłych ludzi. W „Atlasie zbuntowanym” byli to kolejarze, a w tej książce zatytułowanej „Źródło” są to architekci. Przyznacie jednych i drugich trudno posądzać o to, że namiętnie czytają Kanta, Hegla, czy Platona? 


A jednak nawet tacy ludzie, praktyczni na co dzień, nie dali rady wymigać się od stawiania sobie pytań filozoficznych, chodźmy właśnie tego pytania, co ma w życiu sens? Odpowiedź Ayn Rand ma jedną. Sens ma bycie sobą. Eee tam, pomyślicie, co za banał, każdy jest sobą, nie ma w tym nic nowego. A właśnie, że jest, bo Ayn Rand rozpracowała w nowym, wręcz heretycznym ujęciu, ciekawym i niezwykle oryginalnym. 


Jeśli ktoś z was czytał książkę Goffmana „Człowiek w teatrze życia codziennego” załapie migiem o co mi chodzi. Oto co Goffman tam pisze, że na co dzień nosimy maseczki, wiele maseczek i operujemy tymi maseczkami w zależności od potrzeb, bo życie nas do tego przymusza i czasami nawet sami się gubimy w tym kim my naprawdę jesteśmy. Na każdym z nas pojawia się presja, że mamy być tacy, a nie inni, bo ktoś tego chce wymusza na nas takie, a nie inne postawy. Oczywiście nie ma takiej opcji byśmy byli w 100 % sobą, bo po prostu zbyt często pewne okoliczności, konwenanse, socjalizacja wymuszają życiową postawę taką, a nie inną. Jednak nic nie zmienia to postaci rzeczy, że warto być sobą, chociaż przez chwilę, w niewielkim stopniu, mieć tego świadomość kim się jest, zatrzymać się, o tym pomyśleć, kim my jesteśmy, i na ile to możliwe odnaleźć własne ja. 


Warto być sobą i sobie nie dać narzucić, innych racji, czy poglądów. Chociażby czytanych treści w książkach czy gazetach nie przyjmować całkowicie bezkrytycznie, choć pokusa jest bardzo duża. Drogi czytelniku, pamiętaj o jednym drobiazgu, ktoś ma interes w tym, żebyś ty tak właśnie myślał, jak tego chce autor pisaniny. Bo to jest proste, on z tego żyje, żeby ludzi tak myślących, kupujących dany produkt intelektualny było więcej, dlatego umiarkowany sceptycyzm w czytaniu jest konieczny. Podobnie ma się sprawa w interakcji ze znajomymi, mamy do czynienia z czymś takim jak wpływ innych na swoją osobowość, który siłą rzeczy jest całkowicie naturalny. Do tego trzeba podchodzić bardzo rozważnie, a czasem trzeba umieć powiedzieć „nie” , „nie chcę”, „ chcę być sobą” . Jeżeli masz do czynienia z osobą mądrą, uszanuje to, uszanuje ciebie jako człowieka, a nie jako potencjalny obiekt, który musi zostać przekonany do innych, nie swoich racji, a więc bywa przymuszany do przyjęcia innych poglądów. Po prostu zdarza się, że mamy do czynienia z próbą narzucenia innego światopoglądu, bo indoktrynująca osoba jest święcie przekonana do swoich racji, bo jest kierowana przez jakąś jedynie słuszną myśl przewodnią. W praktyce jesteśmy przekonywani nawet nie przez tego człowieka, a przez idee, które głosi i uznaje, że są słuszne, a inne, w jego objawionym przekonaniu, są nic nie warte. Argumentacja „bo ja tak chcę” i „tak musi być”, to żaden argument. Czasami trzeba odpowiedzieć słowami Marcina Lutra „Tu stoję i nie ustąpię”


Jedna uwaga, myślę, że istotna, żeby było jasne. Zajmuje sie w moich recenzjach przede wszystkim książkami, które czytam, a potem recenzuję. Podobieństwo do sytuacji rzeczywistych jest jedynie przypadkowe. Czytam książkę, interpretuję, i często, gęsto się pojawiają moje myśli skojarzenia, dotyczące nie tyle samej treści lecz jej przełożenia, chociażby na mój indywidualny sposób rozumowania. To są moje interpretacje, nie każdy musi się z tym zgadzać. Mam nadzieję, że to jest jasne i zrozumiałe przez was moi drodzy czytelnicy. 


Natomiast co do tego motywu, żeby odbierać czytane treści w sposób świadomy, myślący, to już się pojawiało w moich recenzjach nie raz. Teraz postanowiłem przedstawić, czysto hipotetycznie, do czego może prowadzić brak myślenia w czytaniu, do niekontrolowanego przewartościowania samego siebie. Przewartościowanie kwestii typowo aksjologicznych w czytaniu jest czymś naturalnym, ale trzeba uważać, bo ta granica między świadomym, a nieświadomym przewartościowaniem, jest bardzo cienka, niezauważalna i może prowadzić na manowce.
I właśnie dlatego przed tym przestrzegam.
Jak napisałem w recenzji "Dom z papieru" Domingueza książki mogą nawet zabijać, a więc trzeba się z nimi obchodzić ostrożnie z niczym materiałem wybuchowym. Pomyślcie dlaczego książki trafiały na indeksy ksiąg zakazanych i bywały palone na stosie, podobnie jak ich czytelnicy, a także namiętnie zabawiali się nimi cenzorzy? Pewnie to się nadal zdarza w niektórych krajach i będzie zdarzać. Osobiście nie chcę, żeby to się przydarzyło kiedykolwiek tutaj, w naszym pięknym kraju nad Wisłą. 


Rozpracowując książkę zatytułowaną "Źródło", pod tym kątem świadomego bycia sobą, jest to książka dla każdego z nas. Choć nie wątpię, każdy z was będzie miał w tej materii swoje własne przemyślenia, niekoniecznie zgodne z moimi co do tej książki. Po prostu taka jest natura dobrej książki, że im książka bardziej genialna, tym możliwych interpretacji jest więcej. Mam tego świadomość, że moje recenzje są zobiektywizowane subiektywnie. Ta książka ma nam za zadanie dać nam do przemyślenia: jakie jest nasze życie?, kim jesteśmy? 


Ta książka, jest to po prostu książka o życiu, o tym, że nie zawsze, lepsze stanowiska w społeczeństwie mają ludzie, mają właściwe do tego predyspozycje. Po prostu lepiej mają Ci, którzy kombinują, idą na skróty. Nie myślą, bo i po co, że jeśli ich rola społeczna przekracza ich kompetencje, to się mogą na tym przejechać, bo to się w końcu wyda. I wtedy skończą marnie. A jeśli ktoś ma wiedzę, kompetencję i na siłę się nie pcha, żeby odgrywać takie czy inne role społeczne, być może, że nigdy nie zostanie zauważony, to prawda, ale też jeżeli ktoś jest zdolny naprawdę lepszy, to jest szansa trafi na swój czas, kiedy będzie miał okazję się wykazać. Trzeba mieć jedno, przekonanie co do własnej wartości, nawet jeżeli w życiu się tak dokładnie pieprzy, że tego nie widać, że miałoby być kiedykolwiek lepiej. Sęk w tym, że życie jest pełne niespodzianek, i nigdy nic nie wiadomo. 


W książce mamy dwóch kumpli ze studiów, którzy reprezentują dwie postawy życiowe; Petera Keatinga, i Howarda Roarka. Pierwszy podąża łatwiejszą drogą wyczuwa obowiązujące trendy, przyjmuje za swój pogląd obowiązującą przestarzałą estetykę w architekturze, i ma lepiej w życiu dobrą pracę, układy, pozycje, pieniądze. Natomiast ten drugi mający naturę wiecznego buntownika, ale też zna swoją wartość, i wie, że jego rewolucyjne architektoniczne koncepcje są dużo lepsze i że kiedyś muszą wygrać. Roark jest pewny swego, swoich racji, swojej wartości. Jest twardy, świadomie obrał, trudną drogę życiową, podąża okrężną drogą. Jest to droga na tyle trudna, że kilkukrotnie musiał zawiesić działalność pracy w zawodzie, i pracuje fizycznie. Mało tego Roark otarł się o wiezienie. Ale nie przejął się zbytnio groźbą odsiadki. Cóż ryzyko zawodowe. A Keating choć pozornie dobrze mu się wiedzie ma bęcki, bo się w końcu wydało, że jest beznadziejny po prostu. A więc wygrał Roark, bo jest lepszy, bo przekonał klientów, do swoich koncepcji. Podziwiam gościa to naprawdę twardy gość. Autorka jest przekonana, że tacy ludzie robią postęp, którzy chociaż sami mają przerąbane w życiu, to jednak pchają cały interes zwany postępem do przodu. A więc przesłanie „Źródła” w przeciwieństwie do „ Atlasu zbuntowanego" jest pozytywne. 


Uwielbiam takie książki, które zmuszają mózgownicę do robienia z niej prawidłowego użytku, do myślenia, bo bańka, po prostu musi być porządnie trenowana intelektualnymi potrawami, żeby działała prawidłowo. Książka jest fascynująca, do mnie trafiła, dała do myślenia. Nie ma opcji warto takie książki jak „Źródło” czytać.


Zdecydowanie polecam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz