czwartek, 20 listopada 2014

Brian, Herbert,  Kevin J. Anderson,





Diuna. Bitwa pod Corrinem 




cykl: Legendy Diuny, t. 3  


seria: Uniwersum Diuna  



Wydawnictwo:  Dom wydawniczy Rebis

Data wydania:  2009 r.
ISBN:       9788375101058
liczba str. 734
tytuł oryginału:   Battle of Corrin
tłumaczenie:Andrzej Jankowski
kategoria: fantastyka, science fiction


  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:  
 http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4128/diuna-bitwa-pod-corrinem/opinia/16030779#opinia16030779          )   




Dżihad butleriański trwa i trwa dalej, i wydaje się, że nie ma końca…


Ta wojna ludzi z maszynami, a także z cymekami i cymeków z maszynami trwa kolejne dziesiątki lat i wydaje się, że sytuacja jest patowa, że żadna ze stron tej wojny nie jest w stanie wygrać. No ale, że dla nikogo z was drodzy czytelnicy nie jest tajemnicą, że jednak ludzkość tą wojnę wygrała, to nie ma co tu sie wczuwać w owijanie w bawełnę. Po zakończeniu drugiej części legend Diuny, ta wojenna rozróba trwała jeszcze 80 lat. A wiec dżihad trwa w sumie około 120 lat, bardzo długo. Wszyscy bez wyjątku są tą wojną zmęczeni. No, ale dżihad został rozpętany przez Serenę Butler, żeby dokopać maszynom i ostateczne zagrożenie jakie stanowią myślące maszyny zlikwidować, to jednak tą wojnę płacąc straszliwą cenę miliardów istnień ludzkich trzeba było wygrać. I rzutem na taśmę ludzie to zrobili, Vorian Atryda, który dzięki swojemu ojcu cymekowi Agamemnonowi ma zapewnione dłuższe życie zmusza Ligę Szlachetnych do podjęcia ostatecznej ofensywy. Do zdobycia Corrina ostatniego zsynchronizowanego świata. 


W tym całym zamieszaniu jakie tu mamy interesujące niewątpliwie jest to, że mimo, że mamy tutaj świat zero – jedynkowy; człowiek – myśląca maszyna, to jednak autorzy utrudnili czytelnikom życie, bowiem rzeczywistość literacka Herberta i Andersona zero – jedynkowa wcale nie jest. Pełno tutaj zawiłości i niemożliwych komplikacji. Chociażby tutaj mamy opisaną przyjaźń robota Seurata i Voriana Atrydy, mimo, że walczą po obydwu stronach, bo przecież jeden jest maszyną, a drugi człowiekiem, to jednak obydwoje ubolewają, że ten dżihad postawił ich na obydwie strony barykad. Mamy też opisaną ciekawą relacje robota Erazma i człowieka Gilbertusa Albansa. Erazm go wychował i nazywa go synem, a Gilbertus, może nie tyle nazywa Erazma ojcem, co raczej mentorem. Relacja obydwu postaci względem siebie jest emocjonalna. Erazm sam będąc maszyną dokonuje naprawdę dużego wysiłku intelektualnego, żeby zrozumieć swoich wrogów ludzi, którymi jest naprawdę zafascynowany, bo to przecież ludzie stworzyli myślące maszyny i Erazm ma tego świadomość, że w ludziach drzemie niesamowity potencjał. Ludzkość dostała niesamowity podarunek od myślących maszyn, bowiem Erazm nauczył Gilbertusa Albansa sposobu myślenia maszyn. Z czego ludzkość skorzystała, bo jak wiadomo pojawią się mentaci w przyszłości i będą w procesie myślenia wykorzystywać sposób myślenia typowy dla maszyn. Tak więc mimo przegranej w tej wojnie, maszyny osiągnęły drobny, acz spektakularny sukces. Wracając do Erazma, ten niezwykle inteligentny niezależny robot ostatecznie zrozumiał Serenę Butler dlaczego ona miała tak wściekle emocjonalny stosunek do tego, że Erazm zabił jej synka Maniona. Erazm nauczył się ludzkiego rozumienia zrozumiał dlaczego ta jego zbrodnia, zabójstwo 6 miesięcznego Maniona i reakcja jego matki Sereny Butler rozpoczęła dżihad. Mamy też cymeki, które są dokładnie po środku są maszynami bojowymi o ludzkim mózgu. Najciekawsze są losy Voriana Atrydy, jak zaczyna się ta trylogia, był zaufanym maszyn, był synem Agamemnona, generała cymeków. Potem zmienia front, bierze udział w dżihadzie po stronie ludzkości. Teoretycznie mógł też trafić do cymeków, które odłączyły się od maszyn i chciały iść swoją drogą, jednak Vorian Atryda nie chciał, bo po prostu był przyzwoitym człowiekiem. 


Dowiadujemy się z tej trzeciej części „Legend Diuny” dlaczego przez kolejne tysiąclecia Atrydzi i Harkonennowie byli zaciekłymi wrogami. Ta wrogość między tymi wysokimi rodami ma swoją proweniencje w dżihadzie. A wszystko z jednej strony przez nieroztropne zachowanie Abulurda Harkonnena, który zachował się niewłaściwie na polu bitwy. Abulurd miał w czasie bitwy pod Corrinem wątpliwości, sprzeciwiał się decyzji wysłania 2 milionów ludzi na pewną śmierć. Tym sposobem sprzeniewierzył się rozkazom dowódcy wyższego rangą, i musiał liczyć się z surową karą jaka go spotkała. Został uznany za tchórza i wygnany z Ligii Szlachetnych. Vorian Atryda dowodził bitwą pod Corrinem i brał za to pełną odpowiedzialność za to co się dzieje w czasie bitwy i za jej wynik, a zablokowanie dział, które później uruchomiono, poważnie utrudniło ludzkości wygranie bitwy z maszynami. Maszyny zrobiły z ludzi, niewolników, mieszkańców Corrina żywe tarcze. To podstęp Erazma, który liczył na to, że opcja zamordowania tych ludzi spowoduje pewien ferment w dowództwie i konsekwencji odejście od oblężenia. W ostatecznym bilansie ci ludzie przeżyli, bo trafił tam Gilbertus Albans, podążając za klonem Sereny Butler, do której niewątpliwie coś czuł. Tym sposobem Ci ludzie pod Corinnem przeżyli. Mimo to, że Vorian Atryda był wściekły na swojego przyjaciela i podwładnego Abulurda Harkonnena, że ten zachował się w zgodzie z własnym sumieniem, a nie słuchał rozkazów. Tego konfliktu Atrydów i Harkonnenów mogłoby nie być gdyby Vorian Atryda nie był taki zacietrzewiony i był w stanie wybaczyć przyjacielowi. Autorzy opisując uniwersum Diuna nie zajmuje się tylko i wyłącznie szerokim opisywaniem swojego literackiego świata, i metaforyzowaniem tego co widzi w świecie rzeczywistym, ale też również skupia się na przedstawianiu problemów w stosunkach międzyludzkich. Bo choć tutaj część postaci to maszyneria, chodzi o przedstawienie właśnie zawiłości i komplikacji jakie występują między ludźmi. Myślę, że to jest ciekawe, że autorów zainteresowały jak najbardziej codzienne problemy swoich czytelników. Bo przecież tego typu problemy w kształtowaniu relacji międzyludzkich ma praktycznie każdy z nas. Widać autorzy są przekonani, że czytając książki dotyczące uniwersum Diuna każdy z nas musi się nad pewnymi sprawami dobrze zastanowić, rozważyć je w swoim sumieniu. Niewątpliwie czytając książki dotyczące uniwersum Diuna każdy czytelnik wyniesie z tego coś dla siebie i będzie to miało przełożenie na życie czytelnika. Naprawdę mało jest takich książek, które przekazują czytelnikom istotną treść, włącz myślenie. 


Oczywiście uniwersum Diuna ma wymiar globalny i szeroki, bo nie ma w tym przypadku, że wydarzenia toczą się przez 15 tysięcy lat, a to właśnie po to, żeby dać czytelnikowi do myślenia, żeby w miejszym stopniu skupiał się na tym co dzieje się w jednym tomie, ale patrzył na to wszystko przez pryzmat długiego trwania. Więc pod pewnymi względami twórczość Franka i Briana Herberta i Kevina J. Andersona jest bliska sposobowi myślenia jaki ma Fernand Braudel na historię. Jest to kontekst długiego trwania, patrzenia z perspektywy tysięcy lat na historię. Kontekst widzenia Diuny w znacznym stopniu jest geohistoryczny. Pustynia na planecie Diuna istnieje i nic jej nie rusza przez tysiące lat, a w tym czasie imperia ludzkie powstają i upadają. Oczywiście przy okazji Diuny mamy tutaj ciąg dalszy legendarnej i zapomnianej historii Fremenów, a wiec ludzi, którzy za 10 tysięcy lat wraz ze swoim przywódcą, kwisatz haderach, nadczłowiekiem Paulem Muad’Dibem wyruszą na swój dżihad i podbiją imperium. 


To już moja 16 recenzja książki z cyklu uniwersum Diuna, co by o tym wszystkim powiedzieć, bo można bardzo wiele, można to jako wybitne dzieło science fiction na wiele sposobów rozpracowywać, to niewątpliwie to całe literackie zamieszanie, ma jeden wspólny mianownik, to po prostu przepiękna opowieść. Dlatego jestem święcie przekonany, że te książki warto, a nawet trzeba przeczytać. Ta książka jak i wszystkie pozostałe z cyklu uniwersum Diuna daje do myślenia, a to mówi samo za siebie. 


Polecam…



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz