wtorek, 4 listopada 2014

Susana Clarke,  




Jonathan Strange i pan Norell 




Wydawnictwo: Mag
Data wydania: 2013 r.
ISBN:  9788374802772
liczba str. : 780
tytuł oryginału:  Jonathan Strange and Mr Norrell
tłumaczenie:   Małgorzata Hesko-Kołodzińska
kategoria: fantastyka




  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:  

 http://lubimyczytac.pl/ksiazka/142495/jonathan-strange-i-pan-norrell/opinia/15131113#opinia15131113    ) 


  






Zapewne gdyby dzisiaj w XXI wieku pojawił się Merlin, lub któryś z czarodziejów, kontynuatorów dzieło mistrza magii to raz, dwa wsadzili by go do czubków, bo władze uznałyby, że ktoś kto zajmuje się szlachetną sztuką czarodziejską jest przynajmniej niespełna rozumu. Widać Anglicy na początku XIX wieku i nie tylko, bo przecież Jonathan Strange udzielał również się w Hiszpanii, a także w bitwie pod Waterloo miał swój udział, byli bardziej tolerancyjni. Ci ludzie z XIX wieku dali szansę dwóm wybitnym magom panu Norell'owi i Jonathanowi Strange’owi na to, żeby pokazali co potrafią mimo, że nikt sztuki magicznej od co najmniej 200 lat nie uprawiał. Wiadomo postępujący w mentalności ludzkiej racjonalizm dla sztuki magicznej jest bardziej zabójczy niż wyczyny inkwizytorów. 


Zgodnie z oczekiwaniami czytelników mamy tutaj książce co niemiara bardzo ciekawych magicznych fajerwerków. Pan Norell zabłysnął w Yorku, kiedy po raz pierwszy pokazał magię w pełnej krasie, kiedy to w katedrze w Yorku pokazał teoretykom magii na czym polega prawdziwa magia. Sprawił, że ożyły figury królów Anglii, ponoć było ich tam 15, no i w ogóle powstał totalny bajzel odczuwalny całej okolicy. Po tym wszystkim pan Norell przeniósł się do stolicy. Nie miał zamiaru udzielać się w życiu towarzyskim, ale na to mu nie pozwolono, wszak tak sławna persona po prostu musi istnieć w życiu towarzyskim Londynu. Mimo niechęci samotnika z natury pana Norell'a musiał zawrzeć pewien konsensus z londyńskimi elitami. Po prostu zaczął się pojawiać na balach i tego typu atrakcjach. Ku rozpaczy miejscowej klasy próżniaczej pan Norell magią nie błyszczał, bowiem uważał, że tajemna sztuka magiczna to nie zabawa. Jedyny wyjątek uczynił dla młodej przyszłej lady Poole. Małżonkiem miał zostać minister. Widać politycy byli biedni jak myszy kościelne w tych czasach i musieli kombinować, żeby się dobrze urządzić. Pan Poole postanowił zawrzeć związek małżeński z panną z pokaźnym posagiem. To miało pana Poole uratować od bankructwa. No ale ku rozpaczy pana Poole jego przyszła małżonka zmarła. Jedynym wybawieniem okazał się pan Norell. Wyrwał młodą z zaświatów, sam musiał wejść w układ z elfami. 


Tak, tak tymi samymi elfami, których znamy z wyczynów literackich pana Tolkiena, przy czym elfy funkcjonują w dwóch światach jeden to równoległy świat fantastyczny, a drugi ten realny który znamy. Pojawiają się niecnoty i robią bajzel. Jak się pojawi jeden to szkoda jest niewielka, ot drobny psikus, ale jak wypieprzy z świata fantastycznego całą armię oj to już nie są żarty. Ponoć w średniowieczu wojska elfickie robiły niezły bajzel zdobywały miasta, puszczały z dymem wioski i pewnie z pannami nie omieszkali się zabawiać. O tak przy okazji. Bo co to by była za armia co w szkodę by nie wlazła?


Jak się okazało pan Norell to paskudnie nudny i wredny osobnik, więc autorka wyspekulowała, że potrzebny, tu na kartach książki, jest jeszcze jeden osobnik parający się magią. Więc autorka wydumała, że przyda się jej do koncepcji książki niejaki Jonathan Strange. Z panem Norrelem łączą go dwie rzeczy, zainteresowanie magią, a także fakt, że jest paskudnie bogaty. Widać jednego i drugiego pana funty się trzymają. Ale tak po za tym obydwaj panowie różnią się jak wodą i ogień. O ile Norell to samotny, nudny, siedzący w książkach i w światach magicznych osobnik, to Strange to prawdziwy spec od public relation, po prostu showman jest uwielbiany przez wszystkich. Strange uwielbia przyjęcia i pokazywanie publice magii. Strange został najpierw uczniem pana Norrela, ale widać jest wybitnym osobnikiem, bo szybciutko się usamodzielnił, i poszedł swoją drogą. Trafił do Hiszpanii i tam zdrowo namieszał, schował przed angielskimi wojskami całe miasto Pampeluna, po prostu przeniósł je w inne miejsce, biedni wojacy musieli maszerować dalej. Oj coś mi się zdaje, że mieszkańcy miasta dużo za tę uprzejmość panu Strange’owi zapłacili. Na pewno wyszło taniej niż puszczenie miasta z dymem przez dzielnych wojaków. Potem panowie jako tako się tolerowali, a w pewnym momencie zaczęli konkurować na gruncie zawodowym i osobistym, stali się wrogami i ostro się zwalczali, a jak już magowie urządzają sobie sparring i biorą się za łby to jest wesoło. 


Przyznaję mnie zaskoczyło to zaangażowanie magów w politykę, i chęć przegnania tego wrednego czorta, w ich mniemaniu, cesarza Napoleona Bonaparte. Ten motyw zaskakuje, ale jest wyjaśnienie. To po prostu oczywiste nawiązanie do legend Arturiańskich. Magowie Strange i Norrel chronia Brytanię, a przecież nazwa kraju o Anglia, no ale w legendach Arturiańskich Anglikami nazywali siebie Sascy barbarzyńcy, prawdziwi mieszkańcy zwali siebie samych Brytami, i stąd ten motyw o chronieniu Brytanii, nie Anglii. O tyle to szokuje, bo przecież minęło szmat czasu. Konia z rzędem temu, kto jest w stanie wyliczyć ilu jest potomków Brytów w Zjednoczonym Królestwie? 


Książka jest niewątpliwie ciekawa, choć mam wrażenie jednak jest nieco zbyt gruba, co powoduje znużenie i spada stopień zaciekawienia tym co mu tu mamy.
To tylko takie drobne zastrzeżenie z mojej strony, bo książka jest dobra.


Przeczytać warto.

Polecam.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz