poniedziałek, 3 listopada 2014

Jose Carlos Somoza, 





Jaskinia filozofów 



Wydawnictwo: Muza
Data wydania: 2003 r.
ISBN: 8373193464
liczba str. : 360 
tytuł oryginału:  La caverna de las ideas
tłumaczenie:  Agnieszka Rurarz
kategoria: literatura piękna


  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:  
 http://lubimyczytac.pl/ksiazka/127015/jaskinia-filozofow/opinia/5570021#opinia5570021  )  


 

Mamy tutaj do czynienia z ciekawą i wyjątkową książką. Należy do dobrej literatury choćby dlatego, że nie ma jednoznacznej odpowiedzi na pytanie o czym jest ta książka? Bo w literaturze wysokiej klasy pole do możliwych interpretacji poszczególnej książki jest tak szerokie, że to właściwie czytelnik decyduje o tym, o czym jest książka, którą czyta. Właśnie o tym traktuje "Jaskinia filozofów" o literaturze właśnie. Według Somozy literatura to rodzaj dialogu intelektualnego autora z czytelnikiem. To prawda, literatura jest formą swego rodzaju dyskursu kulturowego. Z góry uprzedzam, że zanim czytelnik nabierze przekonania, że to jest rzeczywiste arcydzieło, to się po prostu wkurwi i to nie raz! A więc ta książka budzi niebywale wybitnie skrajne emocje! Mało tego po przeczytaniu książki, czytelnik jest tak skołowany, że nie wie o czym jest ta książka! Dochodzi do jednego przekonania, że coś takiego mógł napisać patentowany debil, albo geniusz! Po przemyśleniu rozważeniu sprawy, doszedłem do przekonania, że mamy do czynienia z dziełem genialnym! 


Jak człowiek zaczyna czytać duma co to za cholerny badziew? Zwykłe tanie sensacyjne gówno, tyle, że ładnie zapakowane. Bo autor umieścił akcję w Atenach, a jednym z miejsc akcji jest Akademia Platońska, jednym z bohaterów drugoplanowych jest mentor tejże akademii Platon, uczeń filozofa wszechczasów Sokratesa. Mamy motyw, że ktoś kogoś załatwia, porządnie przerabia na kapcie kilka osób, po prostu masakruje! Brutalnie zostali zamordowani, trzej uczniowie Akademii Platońskiej: Tramach, Eunios i Antys. Śledztwo na zlecenie Diagorasa, jednego z mistrzów Akademii Platońskiej przeprowadza Herakles Pantor, tropiciel tajemnic, dzisiaj byśmy powiedzieli detektyw. Bohater próbuje rozwikłać ta tajemniczą sprawę tych morderstw. Oficjalnie sprawę próbuje się zatuszować, że to niby robota wilków. Jednak Herakles Pontor nie jest w ciemię bity, i tzw oficjalną wersję wyklucza. Z bardzo prostego powodu, gruntowna analiza śladów wykluczała pogryzienia, rany człowieka zagryzionego powinny wyglądać zupełnie inaczej. Bo co ktoś sobie kima, stado wilków ładnie się nim zabawia, zagryzając wnętrzności, a ta osoba wcale się nie budzi, grzecznie sobie śpi i pozwala działać, zagryzać się dalej wilkom, aż umrze! Nie ma większej aberracji! Po za tym Herakles Pontor nie znalazł w ogóle krwi. Widać, że to dziwna sprawa, śmierdzi na milion kilometrów! No ale nie ma tajemnicy, której wytrawny detektyw Herakles Pontor nie jest w stanie rozwikłać. Tyle, że sprawa tych zabójstw niby kluczowa, a tak naprawdę najmniej istotna, bo klucz do rozwikłania zagadki, o co autorowi chodzi w tej zabawie jest schowany, głęboko gdzie indziej. A ty biedny czytelniku czytaj i główkuj...


Ale jednak książka wciąga na tyle, że czytelnik czyta, czyta, przekonuje się, powolutku, że ta zabawa intelektualna jednak ma jakiś sens. Cholernie irytują tzw wstawki tłumacza, mój odbiór był jednoznaczny, co ten skurwiel autor sobie myśli, za debili ma swoich czytelników czy co? Normalnie szału szło dostać! No ale byłem twardy nie wymiękałem, czytałem dalej i zacząłem się przekonywać, że te wstawki tłumacza, mają coś wspólnego z samą akcją. No i oczywiście tak jak się domyślałem, już wątpliwości nie mogłem mieć żadnych, te wstawki tłumacza w "Jaskini filozofów" to część akcji. To przekonanie, tłumacz we właściwej akcji zobaczył samego siebie, ktoś z tłumacza sobie robi nieprzeciętne jaja, kim jest tłumacz? Czyżby był Bogiem? Wcześniej Herakles i Krantor zwracają się do tłumacza tak jakby się do Boga zwracali, niezły cyrk, to powoduje, że ta książka zaczyna się podobać. Po prawdzie mamy co najmniej 2 akcje równolegle rozkręcone, w starożytności, a wiec śledztwo Heraklesa Pontora i współcześnie tłumaczenie tłumacza. Dalej zastanawiamy się czy przypadkiem kolejnym elementem samej akcji nie jest czytelnik? Czy to sam czytelnik nie zjawił się na sympozjonie* i gada z filozofami o ideach. Bo każdy z nas ma swój pogląd na filozofię. Ci którzy mnie znają, wiedzą, że jestem pasjonatem filozofii i mnie zwyczajnie wkurzało, że autor zrobił z Diagorasa frajera, który w ogóle życia nie zna, który jest nieziemsko zdziwiony, że jego uczniowie biorą udział w tajemniczych zakazanych misteriach, bo ich diabli cholernie kusiło. A przecież filozofia, jako nauka o życiu, umiłowanie mądrości, tego właśnie uczy, że najczęściej życie swoją drogą sobie idzie a filozofia swoją, że mało kto się zajmuje filozofią, bo ludzie uważają, że nie ma sensu. Bo wolą nie zastanawiać się nad tym jaki sens ma chociażby filozofowanie. Tu zgłaszam swoje zdecydowane votum separatum**, wobec postawy samego autora który zdaje się uważać filozofię za gówno warty badziew.

"Jaskinia filozofów" nie traktuje o filozofii, tylko literaturze, tytuł jest mylący, mamy tu rozważania, na ile filozofia jest lepsza od literatury, a ile literatura jest lepsza od filozofii. Ja uważam, że nie ma porównania, bo i filozofia i literatura są wartościowe, i ani filozofii, ani literatura nie jest gorsza, bo w literaturze mamy sporo filozofii, a w filozofii sporo literatury. Wartość literatury i filozofii jest jednakowa, zarówno filozofia, jak literatura jest rodzajem dyskursu, częściej ludzie czytają literaturę, bo jest bardziej przystępny zazwyczaj, a filozofia, to wyższa szkoła, jazdy. Jedno i drugie łączy natomiast, że stanowi element kodu kulturowego, żeby dobrze rozpracowywać dobrą literaturę, o filozofii, trzeba mieć tzw zielone pojęcie, a to samo dotyczy filozofii, żeby czytać filozofów literaturę wypada kojarzyć na przyzwoitym poziomie. Literatura, to rodzaj rozmowy z czytelnikiem. Czasami potrzebny jest tłumacz, i od tłumacza również sporo zależy czy prawidłowo i czytelnie, zgodnie z intencją autora dobrze przetłumaczy, czy przez przypadek nie napisze nowej książki. Jako historyk czasami trafiam w książkach na błędy typowo historyczne. Nie zawsze o tym piszę w recenzjach, bo nie wiem, na ile to robota samego autora, a na ile tłumacz czegoś nie poknocił, dopóki nie jestem w stanie tego sprawdzić, nie ma sensu opieprzać autora. Więc tutaj to potwierdzam, że odpowiedzialność tłumacza, za to, za co się zabiera jest bardzo duża. 


Książka jest naprawdę ciekawa. Z jednej strony trzyma w napięciu przez cały czas, i czytelnik się zastanawia co będzie dalej, czasem, się dziwi, co tłumacz robi na ulicach ateńskich? Akcja się zlewa, miesza, wręcz jest surrealistyczna, do tego stopnia, że granice fikcji i rzeczywistości kompletnie się zacierają, co jest zadziwiające. A z drugiej mamy w książce doskonałe studium psychiki ludzkiej. Dla autora ważniejsze są motywy natury psychologicznej, wręcz psychiatrycznej niż filozoficznej. Podręczniki filozofii, autor powyrzucałby do kosza, bo jego zdaniem nie ma tam ani krzty mądrości, a szukanie idei w życiu to bzdura. Jeżeli szukanie ideii to bzdura, to dlaczego tylu ludzi, branżowych filozofów i filozofów amatorów jednak czegoś w filozofii szuka? Że już o religii nie wspomnę, którą Somoza zdaje się rozpracowywać typowo psychiatrycznie. Czyżby dla autora, tak jak dla Dawkinsa, religia była tylko i wyłącznie urojeniem? A nie widzi w religii tych wartości, które niewątpliwie religia ma w sobie. Coś mi się zdaje, że Somoza miałby ochotę, większość mieszkańców globu do czubków, pozamykać. Tylko kto miałby tych ludzi leczyć? Jeszcze większe czubki? Ale to już było i, mam nadzieje, nie wróci więcej... Jakoś nie mam ochoty, żeby mną się zajmował jakiś dr Mengele, albo inny porąbaniec! Bo to, że filozofia, religia, swoje, a życie swoje nie ma w tym nic odkrywczego. Bo taka jest natura ludzka. Co w niczym nie zmienia, że ludzi jednak ciągnie do czegoś co jest wartościowe, do kultury, literatury, filozofii, religii. Tak jest bo chcą odnaleźć jakiś głębszy sens w życiu, bo czują, że życie, to nie tylko nawpieprzanie się, oglądanie skrzynki, która tylko człowieka ogłupić potrafi, ludzie, nawet ci prości, jednak czasem zastanawiają się nad sensem życia. Częściej widzą je w religii, niż w filozofii, ale jednak to jest jakaś wartość, bo mają potrzebę przestrzegania chociażby dekalogu, bo wierzą, że będą zbawieni, a wiec dla nich życie wieczne jest sensem życia. Autor nie ma żadnej wiary w ludzi. Uważa ludzi, za bezmyślne stado baranów, którym jeżeli się wciśnie, że kyon to narkotyk, i normalni ludzie świrują od tego, to rzeczywiście szaleją, mimo, że to jest mieszanka, oparta na miodzie, cukrze i paru innych zwykłych specyfikach, a narkotyku nie ma tam żadnego. Więc wniosek z tego taki, że każdym człowiekiem można manipulować, A jednak nie każdy wierzy w głupie gadanie, że kyon to narkotyk, Herakles Pontor nie uwierzył, bo wierzy w to co widzi, a nie wierzy w żadne urojenia.


Gorąco polecam tą książkę, warto ją przeczytać i rozpracować po swojemu. Ja jak napisałem na początku, "wiem, że nic nie wiem"***



Ad.
* uczta ( z greki)
** zdanie odrębne ( z łaciny )
*** Sokrates

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz