niedziela, 16 listopada 2014

Frank Herbert, 



Kapitularz Diuną 



cykl: Kroniki Diuny, t. 6



 Wydawnictwo:  Dom Wydawniczy Rebis   
 Data wydania:   2012 r. 
 ISBN:  9788373018488
 liczba str. : 568
 tytuł oryginału: Dune Chapter House
 tłumaczenie:  Marek Michowski
 kategoria: fantastyka, science, fiction


  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:   
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/150319/kapitularz-diuna/opinia/13587577#opinia13587577    )     


 



Na wstępie proponuję Ci drogi czytelniku lekturę wiersza Kawafisa „Czekając na Barbarzyńców” *, wiersz ten jest istotny, bo doskonale się wpisuje w szóstą ostatnią część „Kronik Diuny”. Tytuł „Kapitularz Diuną” mówi nam coś ciekawego, bowiem nie ma już Diuny, bo ją diabli wzięło, po prostu bum!


Czcigodne macierze, największe kosmiczne awanturniczki postanowiły spalić Diunę na popiół, bo się bały, że wróci tyran Leto II i zrobi porządek, w domyśle, właśnie z nimi w pierwszej kolejności. Widać tak nie może być, dumały, żeby jakiś frajer nam tu mieszał, trzeba temu zapobiec, a więc zniszczyć planetę. Bez Diuny Leto II nie ma gdzie wracać. Diuny nie ma z tym nic nie da się zrobić. Najgroźniejsze rywalki Czcigodnych macierzy, czarownice Bene Gesserit uknuły spryt plan, skoro nie ma oryginału Diuny, trzeba zrobić jej podróbę, a więc Diunę made in China. Okazało się, że do tego nadaje się planeta o nazwie Kapitularz. Żeby Diuna była Diuną, a więc, żeby była tam pustynia na której będą mogły szaleć czerwie pustyni, z których być może kiedyś odrodzi się Leto. Ok, mamy drugą Diunę, mamy czerwie, jak wiadomo te transformują się z płaskopływaków, które przerabiają planetę na pustynię, a same transformują się na czerwie, które produkują drogocenną przyprawę. Kłopot jest tylko tej natury, że widać oryginału nie da się zastąpić. Ta kombinowana Diuna przypomina Paryż made in China, wieża Eifla jest, parę budynków jest, ale ten Paryż w Chinach nigdy nie będzie tym jedynym, oryginalnym Paryżem, bo ten może być tylko jeden. Tak więc w tej podróbie ludzi jest niewiele, a ci co są sadzą tam ryż i inne uprawy konieczne do przeżycia, bo prawdziwe miasto to nie tylko budynki, które da się skopiować, ale też pewna idea, duch miasta, jego historia, której za cholerę skopiować się nie da. Tak samo z Diuną, czerwie na kapitularzu owszem są, ale są bardzo malutkie.
Widać specyfika oryginalnej Diuny jest taka, że Czerwie wielkie jak smoki czy dinozaury, albo jeszcze większe mogą być tylko tam, bo tylko na prawdziwej Diunie proces ewolucyjny może odpowiednio zadziałać, że z maleńkich płaskopływaków pojawiają się absurdalnie wielkie czerwie. Wniosek jest taki. Prawdziwa Diuna może być tylko jedna. Skoro zabrakło Diuny plan Leto się po prostu zawalił. Wraz z upadkiem Diuny rozwaliła się cała cywilizacja we wszechświecie, a te resztki, które zostały również czekają na swój upadek, pozostało im tylko jedno…


Czekać na barbarzyńców…


A więc czekają na barbarzyńców, co by przyszli i wreszcie łaskawie złoili im tyłki! Bo oni są już ciency nic im się nie chce. Cywilizacja totalnie się zdegenerowała. Tylko barbarzyńcy są w stanie ocalić cywilizację wprowadzić do niej nowy, ożywczy element, który spowoduje, że ta cywilizacja się przetransformuje. Kłopot w tym, że dla barbarzyńców, niegdyś wielka stolica imperium, to tylko psia buda, kurnik, i parę ruin nie wartych uwagi. Cywilizacja przypomina Rzymski Londyn w zbarbaryzowanej Brytanii jaki opisał Cornwell.** Widać jeszcze ślady bytu jakim była ta wielka Rzymska cywilizacja, ale wystarczyło, żeby kilku wojów barbarzyńskich zrobiło przebieżkę po schodach, to te schody zawaliły się w cholerę! A dalej całe kamienice! W tak miernej kondycji jest cywilizacja budowana przez Atrydów, wcześniej Corinów i Harkonnenów. Wielkie imperium się po prostu zawaliło jak domek z kart. Po tej spuściźnie imperium szaleją barbarzyńcy, wściekłe Czcigodne macierze, które rozwalają na swoje drodze cokolwiek jeszcze nadaje się do rozwalenia. Tylko wiedźmy Bene Gesserit, chociaż w głębokim odwrocie, wciąż jeszcze stanowią jeszcze przeszkodę, do całkowitej dominacji pomarańczowych piratek. Dochodzi do bitwy, a z bitwami tak to już bywa, że jak się wygra bitwę, to można przegrać wojnę, bowiem wojna to nieposkromiony żywioł! A tutaj wybitnymi specjalistkami w robieniu z bajzlu bajzel są Czcigodne macierze, w końcu nie od parady nazywa się je też dziwkami. Czy resztki cywilizacji da się uratować? Odpowiedź na to pytanie brzmi; Murbella, Czcigodna macierz, która została czarownicą Bene Gesserit. Problem jest tylko jeden czy czarownice Bene Gesserit będą jeszcze sobą po takiej terapii? Czy proces barbaryzacji, a więc życie w ciemności zanim zbudowana zostanie coś nowego jest nieuchronny?
Ale na to pytanie odpowiedzi u Herberta czytelnik nie znajdzie. Po prostu musi pomyśleć, bo Herbert to wredny typ zmusza swojego czytelnika do myślenia. Trzeba główkować, jeśli się chce cokolwiek z tego całego czytelniczego zamieszania zrozumieć. Herbert po prostu podejmuje ze swoimi czytenikami dyskurs literacki i stąd ten celowy zabieg, że tej książki nie kończy. Bo zakończenie, to historia, jak najbardziej ta nasza historia, która jest procesualna. I jeżeli mamy szukać odpowiedzi na pytania zadawane przez autora cyklu „Kroniki Diuny” i na tym polega niesamowity przekręt i wielkość tego cyklu. W zasadzie ostatnie zdanie Herbert mógłby zapożyczyć zakończenie od Arystotelesa „Zacznijmy wszystko od początku”*** , jednak Herbert wybrał inną opcję – „ Nie pozwoliłem im. - Jego sekator skrzypiał miarowo. - Ghole. Mają ich na pęczki” .


Podsumowując „Kroniki Diuny”, można rozpracowywać na różne sposoby. Na pewno motywy ekologiczne są istotne. Spekulacje na temat świętej Ziemi, a także Diuna, to też symbol katastrofy ekologicznej. Mamy multum odniesień do historii, chociażby programy dotyczące genetyki, prowadziły taki program czarownic Bene Gesserit, a także imperator Leto II, to przecież jawne nawiązanie do koncepcji nazistowskich. Człowiek miał być sprowadzony do idealnego produktu, jakim miał być aryjczyk, silny, ale za to niezbyt rozgarnięty, bo wtedy kiedy mu władza każe miał iść na wojnę. I ginąć za kraj. Idee czarownic Bene Gesserit i Leto II były właściwie podobne, stworzenie człowieka idealnego do zakładanych celów, a więc sprowadzenie człowieka do funkcji maszyny. I w końcu coś takiego wynaleźli. Najlepsze okazały się ghole, czyli klony po prostu. Przecież Duncana Idaho, w tej części również pojawia się ghola Duncana Idaho, zresztą to jest sam co w poprzedniej, bowiem akcja posunęła się niewiele do przodu w stosunku do poprzedniej piątej części, pojawia się też ghola baszara Teg’a Milesa. Czyżby tu była zawarta przestroga, że nie tędy droga?

Zdecydowanie polecam, szóstą ostatnią część „Kronik Diuny” jak i cały cykl.
Koniecznie trzeba przeczytać.


Ad.
* Wiersz dostępny na stronie: http://poema.pl/publikacja/70335-konstandinos-kawafis-czekajac-na-barbarzyncow
** B. Cornwell, Trylogia arturiańska: 1. Zimowy monarcha, 2. Nieprzyjaciel Boga, 3. Excalibur
*** Arystoteles, Etyka Nikomachejska
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz