środa, 5 listopada 2014

Haruki Murakami,



Sputnik Sweetheart 



Wydawnictwo: Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza S. A.
Data wydania: 2003 r. 
ISBN:   8373193367
liczba str. ; 263
tytuł oryginału:  Supūtoniku no koibito
tłumaczenie:   Aldona Możdżyńska
kategoria: literatura współczesna 



  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:  
 http://lubimyczytac.pl/ksiazka/48089/sputnik-sweetheart/opinia/2668931#opinia2668931     )   
 


Ta książka to ewidentny przykład wpływu pewnych moich znajomych z naszego ulubionego portalu. Skuszony dobrym słowem o twórczości tego pisarza spróbowałem szczęścia i sięgałem po książkę. A także ciekawość poznawcza, bo w końcu po to się czyta literaturę, żeby poznawać coś nowego. Na szczęście miałem tyle rozsądku, a może sceptycyzmu, że na początek sięgnąłem po jedną z cieńszych. Jak się przekonałem sceptycyzm okazał się uzasadniony. Bo po prawdzie mnie ta książka nie zachwyciła jakoś szczególnie, powiedziałbym, że jest raczej przeciętna niż wyjątkowa. 


Ale dobra przejdźmy do sedna; co my tu mamy…


Jest to książka, o przyjaźni, mamy trójkę bohaterów, Sumire, 22 latkę, która porzuciła studia, bo nagle uznała, że jej to nie jest potrzebne. Dalej mamy Miu, jej nowo poznaną przyjaciółkę, gdzieś w okolicy 40. Mamy mężczyznę, przyjaciela Sumire nauczyciela K., który jest od Sumire niewiele starszy. Sumire opowiada przyjacielowi o wszystkim, ma paskudny zwyczaj wydzwaniać o 4 rano. Widać ma cierpliwość chłopak, że do diabła naszej bohaterki nie wysłał! A, że w pewnym momencie Sumire poznaje Miu, to opowiada K. o swojej znajomości i fascynacją starszej od siebie, niezwyklej, pięknej, inteligentnej kobiety. Cała ta opowieść jest pisana z perspektywy nauczyciela K, on jest tu narratorem. Cześć opowieści przekazuje Sumire głównemu bohaterowi Sumire, a część Miu, po tym jak poznali się. Jest to książka raczej psychologiczna niż filozoficzna. Jedno od drugiego różni pewien drobiazg: psycholog musi sobie odpowiedzieć na pytania i postawić diagnozę, natomiast filozof po to zadaje pytania, im trudniejsze tym lepsze, żeby na nie odpowiadać. Bo na pewne pytania nie ma odpowiedzi. 


A tutaj pytania i odpowiedzi są raczej banalne…


Owszem, rozumiem metafory o samotności. Samotność bierze się z tego, że ludzie są odrzucani w ten czy inny sposób. Tak jest urządzony świat, jedni są po to by ranić, a drudzy są po to by być ranieni. Nie ma w tym żadnej filozofii, jest psychologia. Podobnie rzecz ma się ze znajomościami, z ludźmi jakich spotykamy na swojej życiowej dróżce; jedni znajomi są z Tobą na całe życie, a inni pojawiają się i znikają, są ulotni niczym chwile, po których pozostają tylko wspomnienia, o ile te nie wyparują nam z mózgownicy. Mowa tutaj również o poszukiwaniach własnej tożsamości, to jest ciekawe. Chociażby mowa o wpływie na innych zarówno jaki my mamy i jak i inni mają na nas. Bo to jest oczywiste. Jednak w tym całym zamieszaniu chodzi też o to, że warto w tym zachować własną osobowość a nie pogrążać się całkowicie wpływowi innych, bo zwyczajnie może to nas zgubić. Główna bohaterka Sumire najwyraźniej ma z tym problem i całkowicie pogrążyła się wpływowi swojej nowej znajomej. Przykładem tego zatracenia Sumire, jest motyw, że ta pod wpływem Miu, przestała pisać. Trudno oszacować jaki tworzona przez Sumire pisanina miała poziom, czy rzeczywiście Miu ma rację. Niezależnie od tego jakie są fakty dla Sumire liczyło się tylko zdanie Miu, że nie ma sensu, bo i tak nic sensownego nie napisze. Gdyby wszyscy ludzie tworzący tak robili, to ciekawe jak wyglądałaby literatura i kultura? Na to wygląda, że Sumire nie wierzy w siebie, że zbyt łatwo ulega wpływom innych. W efekcie Sumire coś na tym straciła, może swój sposób postrzegania i myślenia, nagle przyjęła poglądy Miu za dogmat. Możliwe, że Miu ma dobre intencje, no ale jak to bywa dobrymi intencjami piekło jest wybrukowane, tak więc efekt tego jest taki, że Sumire kompletnie się zagubiła, poczuła się zdominowana i zatraciła samą siebie. Obudziła się i stwierdziła, że już nie ma Sumire, jest kopia Miu, a przecież każdy z nas jest inny, i to jest w nas najpiękniejsze i najcenniejsze. W to po prostu wmieszał się jakiś czort i, jakby to napisał Pilipiuk, zaiwanił naszej bohaterce duszę. Przyznacie kiepski interes. Doktor Faust albo Twardowski przynajmniej jakiś cyrograf podpisali, a nasza Sumire oddała duszę za free, w ramach promocji. Sposób na odnalezienie siebie wymyśliła tylko jeden.


Zniknąć. Rozpłynąć się….


Ciekawe czy jej się udało? Wróciła, czy głównemu bohaterowi to się przyśniło? Trochę mi to przypomina „Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki”, której autorem jest Mario Vargas Llosa. Niegrzeczna dziewczynka pojawia się i znika, tak jak Sumire….


Banaliza… 


Radzę się zastanowić nad tym czy chcecie sięgnąć po książkę.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz