poniedziałek, 3 listopada 2014

Frank Herbert,



Bóg Imperator Diuny 



cykl: Kroniki Diuny, t. 4



Wydawnictwo: Dom wydawniczy Rebis
Data wydania: 2010 r.
ISBN:  9788373018464
liczba str. : 496
tytuł oryginału:  God Emperor of Dune
tłumaczenie:   Marek Michowski
kategoria: fantastyka, science fiction


recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:   
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/20847/bog-imperator-diuny/opinia/12970144#opinia12970144  )



„Dziś prawdziwych Fremenów już nie ma”, gdyby jakimś czortem Duncan Idaho, a właściwie, mniej więcej setny ghola Duncana Idaho, nie wczuwając się w detale, ghola to po prostu klon, choć troszkę zmanipulowany, a więc bardziej przypominający golema, znał tą piosenkę, to zwiedzając Tuolo, wieś muzealnych Fremenów na pustyni Settir, to ją niewątpliwie by zanucił. W IV części Kronik Diuny zatytułowanej „Bóg imperator Diuny” mamy muzealnych Fremenów, którzy z Fremenami z czasów Muad’Diba praktycznie nic wspólnego nie mają. Po prawdzie już bardziej z nimi ma coś wspólnego Duncan Idaho, którzy w Fremenami, żył walczył za słuszną sprawę, a nawet zginał. A ci kolesie muzealni Fremeni nawet kolorem oczu się różnią. Ci starożytni Fremeni, mieli oczy niebieskie, bo byli od przyprawy uzależnieni, Ci maja brązowe, a więc przyprawy praktycznie nie używają. Duncan Idaho ma z nich nieprzecietną polewę, bo co to za Fremen co ma brązowe oczy? Po Fremenach pozostały niewiele warte rytuały, nawet noże krasnyże, broń Fremenów, pochowali do muzeum, a to już jakaś kpina normalnie. Krasnyż, po prosty nóż służący m. in. do pojedynków, to specjalna broń Fremńska, mająca rangę świętości jak wróg zobaczył krasnyż, to po prostu musiał zginąć, bo inaczej Fremen okryłby się hańbą, gdyby pozwolił wrogowi przeżyć, chyba, że sam zapłaciłby daninę krwi, zginał w pojedynku. Fremeni przez te 3500 lat zeszli na psy, a więc mamy motyw jak upada cywilizacja. Ci sami Fremeni, którzy kiedyś zdołali opanować cały wszechświat, bo byli dzielnymi ludźmi, teraz w najlepsze zajmują się hodowaniem kwiatków, co dla normalnego Fremena , to było jakieś science fiction normalnie, nie tylko dla tego, że hodowanie kwiatów na pustyni to marnotractwo drogocennej wody. Ci Fremeni sprzed lat nie bali się nikogo i dlatego byli nieobliczalni, a Ci muzealni Fremeni, dostaliby wpieprz aż by się kurzyło i pewnie błagaliby o litość. Pozostaje pytanie czy ci muzealni Fremeni odnajdą samych siebie jak na Diunę powrócą czerwie i cała planeta znowu przemieni się w pustynię?


Inaczej wyginą, a wraz z nimi cała pamięć o dzielnych Fremenach.
Przez te 3500 lat Diuna i wszechświatowym imperium rządzi imperator Leto II Atryda Czerw, albo Bóg imperator. Cały czas czytając o Leto zastanawiamy się kim jest, mimo wszystko nie jest bogiem, wszak jest istotą śmiertelną mimo, że przeżył tysiące lat, jest niemal wszechwiedzący, człowiekiem też nie jest, bo opanował go czerw, nie jest też czerwiem, bo jednak zachował jakiś procent człowieczeństwa, nawet kochał taką jedną Hwi Noree, choć tylko platonicznie, do miłości fizycznej nie był zdolny. Trzy tysiąclecia z okładem to kawał czasu, jak ma się władzę nad wszechświatem można zrobić wszystko po swojemu. I Leto to zrobił, w całym wszechświecie mamy same wioski, nawet stolice planet, to co najwyżej małe miasteczka. Charakter metropolitarny ma tylko stolica imperium Onn, która umiejscowiona jest na Diunie. Zauważyłem, że Herbert doskonale kontroluje myśli czytelnika. Jak się o tym czyta, że Leto stworzył ze wszechświata jedną wielką wioskę, to się myśli, co to za zwała, to aż niemożliwe, żeby świat mógł tak funkcjonować, że ludzie zgodzili się na taki Pax Leto*. I tylko młoda Siona, też Atrydka, z kumplami się buntowała, a cały wszechświat siedzi cichutko jak myszki pod miotełką. Ta koncepcja przypomina to co wyspekulował Dukaj w książce zatytułowanej „Lód” , po prostu mamy tutaj zamrożenie wszelkich procesów historycznych. Wszechświat funkcjonuje w doskonałej stagnacji historycznej. O czymś takim marzą chyba tylko najbardziej zacietrzewieni ideowi konserwatyści i całe szczęście, że te marzenia nie są przez Najwyższego spełniane, bo siedzielibyśmy jako rodzaj ludzki na drzewach. Mam wrażenie, że w ten sposób autor wypowiada się na temat postępu, że po prostu postęp jest konieczny mimo faktu, że przecież nie wszystko musi się nam w postępie podobać. 


Czytając, tą część „Diuny” ma się wrażenie, że Leto zna na pamięć „Księcia” Machiawellego i stosuje się do zaleceń płynących z tej lektury. A więc siłą rzeczy mamy tutaj specyficzną filozofię polityki, to dotyczy właściwie wszystkich części: "Kronik Diuny” , a więc występują tutaj koncepcje dotyczące roli władcy w państwie, którym rządzi, no i siłą rzeczy udział rządzących w tym całym interesie zarządzania krajem. Co do samego Leto w tej części, pytania dotyczące kim jest Leto?, nie dotyczą tylko i wyłącznie wyglądu, ale tego jak można go oceniać, czy jest potworem, dlatego, że taki już jest czy po prostu sam aspekt sprawowania władzy na nim to wymusiło, w końcu utrzymanie się na tronie 3500 lat to nie lada wyczyn. Zapewne chętnych nigdy nie brakowało, żeby przejąć władzę Leto musiał robić z tym porządek zawczasu, i robił to skutecznie, zanim ktokolwiek o tym pomyślał Leto już o tym wiedział. Dopiero po 3500 latach Ludzie z planet Tleix i Ix, skonstruowali urządzenia, powodujące, że te osoby były niewidoczne dla Leto. 


Oczywiście jak w każdej części „Kronik Diuny” pojawia się motyw religijny tutaj też. Mamy sporo o interakcji religii i władzy. Herbert jest przekonany, że tak naprawdę każda władza potrzebuje religii i dzięki religii dobrze funkcjonuje, bo religia optuje za utrzymaniem porządku rzeczy, a to każdej władzy jest rękę, bo władza boi się rewolucji, zamachów stanu. Religii nie udało się wykorzenić całkowicie z życia społecznego, bo władza nie miała w tym interesu. Rzecz jasna objawieni duchowni też potrzebują władzy świeckiej, bo to władza buduje i utrzymuje potężną pozycję kościołów. Jedni żyją z drugich i na odwrót. To jest polityka. Oczywiście stosunek imperatora do religii jest tutaj typowo makiaweliczny. Kiedy religia jest potrzebna do utrzymaniu ładu we wszechświecie Leto wspiera religię, natomiast sam ani myśli stosować się postanowień religijnych, które wynikły chociażby z dżihad Butleriańskiej. Leto nic a nic się nie krępuje ograniczeniami religijnymi dotyczącymi robotyki, kupuje hurtem komputery, roboty, a nawet ghole Duncana Idaho, co też podlega pod postanowienia antyrobotyckie. 


Nie mam wątpliwości Herbert stworzył arcydzieło literatury science fiction. Polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz