wtorek, 25 listopada 2014

Brian Herbert, Kevin J. Anderson, 





Zgromadzenie żeńskie z Diuny






cykl: Wielkie Szkoły Diuny, t. 1



 Wydawnictwo:  Dom wydawniczy Rebis 
 Data wydania:    2012 r.  
 ISBN:     9788375105742 
 liczba str.:   640
 tytuł oryginału:     Sisterhood of Dune
 tłumaczenie:   Andrzej Jankowski, Małgorzata Jankowska
 kategoria:   fantastyka, science fiction




 (  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:

 http://lubimyczytac.pl/ksiazka/152600/zgromadzenie-zenskie-z-diuny/opinia/16721685#opinia16721685   )    







„ Mój dom murem podzielony
Podzielone murem schody
Po lewej stronie łazienka
Po prawej stronie kuchenka
Mój dom murem podzielony
Podzielone murem schody
Po lewej stronie łazienka
Po prawej ...”*




Dżihad butleriański się skończył…


Umęczona wielkim trudem jakim niewątpliwie był olbrzymi wysiłek wojenny pokonała bezprecedensowe zagrożenie, które niegdyś sama stworzyła. Ogarnięta lenistwem intelektualnym ludzkość oddała władzę maszynom, a te uznały w wyniku arcyracjonalnej analizy, że ludzkość trzeba zniszczyć. Dżihad był krwawą jatką, ale cudem rzutem na taśmę ludzkość wygrała. 


I co?…


Minęło 80 lat, od tej wielkiej wygranej a imperium ludzkości wciąż jest na rozdrożu. Bo pada pytanie co dalej?
Czy ludzkość ma wrócić na drzewa i zajadać surowe mięso, bo przecież ogień to szatański wynalazek, czy jednak ludzkość pozostanie tu gdzie jest, na poziomie cywilizowanym, będzie rozwijać cywilizację, a więc dopuszczalne będzie stosowanie myślących maszyn pod pewnymi warunkami rzecz jasna, przy czym będzie pewne przewartościowanie, sformułowane religijnie w ramach Biblii protestancko katolickiej.


Tutaj nie jest żadnym odkryciem, że wiadomo jak było, czyli będzie w przyszłości, że władzę nad światem przejęła spółka: gildia kosmiczna, która powstała na bazie imperium biznesowo-handlowego Venportów, i czarownice Bene Gesserit, które wyewoluowały ze szkoły czarownic na planecie Rossak. A cała reszta w tym dwie pozostałe szkoły, mentatów i mistrzów miecza odgrywają role drugorzędne, a co ciekawe władza imperatorska, to w zasadzie nic nie znaczy. Choć oczywiście wszyscy władcy z dynastii Corinnów wożą się jacy to oni są ważni. Jak jest naprawdę wszystko wyjaśnia się w sytuacjach krytycznych.
Tego wszystkiego możemy dowiedzieć się w pozostałych częściach uniwersum Diuna.


A tutaj, w pierwszej części trylogii „Wielkie Szkoły Diuny” mamy kreowanie się tego postdżihadowego świata. Przede wszystkim jest to poważny spór ideowy, który wykreuje świadomość ludzi mieszkających w imperium tysięcy planet. 



Z jednej strony są to butlerianie, ludzie obłąkani, którzy likwidują nawet najbardziej niewinne przejawy funkcjonowania maszyn, takie jak kuchenki mikrofalowe, czy urządzenia medyczne, a zabawne jest to, że nie mogą dorwać robota Erazma, który wciąż istnieje i stanowi największe zagrożenie dla ludzkości. Jestem przekonany, że czytelnik może usłyszeć rechot Erazma z powodu głupoty butlerian, no bo Ci rozpieprzają zabawki, a tymczasem są tak zaślepieni w swoim obłędzie, że nie są w stanie zobaczyć największego zagrożenia. Oprócz zagrożenia wynikającego z istnienie Erazma, który grzecznym kotkiem nie jest, największym zagrożeniem dla ludzkości są oni sami, obłąkani butlerianie, którzy pakują całą ludzkość w niewolę, wcale nie mniejszą niż niewola Omniusa. A jeżeli tak to po cholerę zmieniać jeden obiekt zniewolenia na drugi? 


Widać Erich Fromm ma rację, ludzie odczuwają nieubłaganą potrzebę do uciekania od wolności i brania odpowiedzialności za to co się robi. To przecież nie my robimy zwały, tylko diabelstwo, które nas kusi i robi z nami co chce. A ktoś przecież tego diabła wpuścił otworzył mu furtkę pozwolił mu działać. A pewnie, że łatwiej zwalić winy na cały świat, bo my przecież jesteśmy niewinni, my tylko słuchaliśmy rozkazów, można było usłyszeć w czasie procesu w Norymberdze. A kto wpuścił diabelstwo i pozwolił Hitlerowi rządzić? Niemcy oddali władzę nazistom w ramach promocji używając kartki wyborczej. To wcale nieprawda, że demokracja jest kiepskim ustrojem. Prawdą jest za to fakt, że demokracja potrzebuje ludzi odpowiedzialnych i głosujących odpowiedzialnie, nie pozwalających na to, żeby oszołomstwo robiło co chciało z krajem. To co się wydarzyło 70 lat temu, to jest bardzo poważna przestroga. Ale czy my potrafimy patrzeć w przeszłość i wyciągać wnioski? A niech się ta przeszłość kurzy i znika w cholerę z pamięci ludzi. Nie ma nic głupszego niż zapominanie o przeszłości. Z tej głupoty tylko diabelstwo się cieszy i dalej robi zamęt i miesza. 


Natomiast z drugiej strony tego sporu ideowego mamy ludzi racjonalnie myślących. Przede wszystkim skupionych wokół biznesowego imperium Venportów. Szefem firmy jest teraz Joseph Venport. Mamy też tutaj znaną z „Legend Diuny” Normę Cenvę. Oczywiście długowiecznych bohaterów mamy więcej, chociażby Voriana Atrydę, którego ścigają tajemniczy wrogowie, jest to duet Andros i Hyla, którzy podobnie jak sam Vorian, byli dziećmi generała cymeków Agamemnona. Voriana Atrydę ścigają też Harkonnenowie, a więc mamy tu pierwszy akt Atrydzko - Harkonneńskiego konfliktu, który będzie trwał tysiąclecia. Do tej kategorii bohaterów należy Raquela Berto Aniruli, wnuczka Voriana Atrydy, matka wielebna czarowic z Rossaka. W gronie czarownic zarysowuje się wyraźny podział. Rzecz idzie o to, że czarownice, prowadząc swój program eugeniczny posiadaja komputerową bazę danych, to irytuje czarownice butlerianki, pod przewodnictwem Dorotei, która ma ambicje zdetronizować Raquelę, to wszystko prowadzi do wmieszanie się w ten interes imperatora Salwadora, który delegalizuje zgromadzenie. Frakcja Dorotei przybywa na Salusa Secunduse, a pozostałe czarownice ulegają rozproszeniu. Raquela Berto Aniruli przybywa na Kolchara, centralę Venportów. Dzięki uprzejmości Josepha Venporta matka wielebna Raquela postanowiła, że odbuduje zgromadzenie na Walachu IX. Jak wiadomo ta planeta przez całe tysiąclecia będzie centralą Zakonu Bene Gesserit. Wspomniałem, że Joseph Venport i stojący za nią potencjał całej jego korporacji jest jedyną liczącą się siłą, czarownice chwilowo są w głębokiej defensywie, która jest zdolna rywalizować z butlerianami i wpłynąć na to jak będzie wyglądała rzeczywistość. Wynik jest wiadomy. Wkrótce powstanie gildia, która będzie miała na tyle silny wpływ, że przez kolejne 15 tysięcy lat aż do kralizeku, bitwy na końcu czasów, czas będzie liczony od nowa, jako era gildii. I wszyscy imperatorzy i pozostali przedstawiciele wysokich rodów, którzy będą zasiadać w Landsraadzie, parlamencie imperium będą się z tym liczyć, także liczyć czas, wedle ery gildii. 


Ten spór ideowy urozmaicają dwie niezwykle silne osobowości,. Z jednej strony to jest przywódca butlerian Manfred Torondo, który w imperium robi co chce, do tego stopnia, że można odnieść wrażenie, że imperator jest na etacie ciecia u Manfreda Torondo i nie ma w tym wielkiej przesady. Wydaje się, że imperium poległo, że cywilizacja w ekspresowym tempie cofnie się do epoki kamienia łupanego. No ale postanowił temu zapobiec Joseph Venport. Obydwie postaci zostały świetnie przez autorów wykreowane. Już w tej części dochodzi do pierwszej konfrontacji, którą wygrywają butlerianie, ale to tylko i wyłącznie przez efekt zaskoczenia. W bitwie o układ Tonarisa, w którym, w stoczni myślących maszyn Venport zbudował filię swojej firmy. Butlerianie po prostu przybyli za szybko w przygniatającej sile. Jednak Venport nie poddał się postanowił walczyć i spowodować jak największe straty wśród obozu butleriańskiego. Mamy tu do czynienia z pierwszą wojną mentacką. Manfred Torondo zabrał na wojnę mentata Gilbertusa Albansa, a po stronie Venporta był jego najlepszy uczeń Draigo. Chociaż wygrywa Manfred Torondo, to nie dostał czego chciał, samego Josepha Venporta, bo oprócz mentata, ten ma przecież swoją prababkę Normę Cenwę, która w ramach prekognicji przewidziała co się wydarzy i statkiem zaginającym przestrzeń kosmiczną przybyła na pole bitwy zabrać Josepha Venporta i jego mentata. A więc ta bitwa to początek nowej wojny, która wstrząśnie całym imperium i wpłynie na jego losy. Na razie chłopaki prężą muskuły i szykują się do rozróby. 


Tak naprawdę ten pierwszy tom jest wprowadzający w tą całą trylogię i jego czytanie nieco muli czytelnika przez sporą część książki, za to końcówka mniej więcej ostatnich sto stron nabiera niesamowitych rumieńców i rozpędu. Pozostałe dwie części, nad którymi autorzy zapewnie pracują dzielnie i wytrwale zapowiadają się rewelacyjnie po prostu. Czekam z niesamowitą niecierpliwością co też autorzy tam wyspekulują, bo Diuna to niesamowita porcja spekulacji filozoficznych i nie tylko, i napiszą Moja ocena będzie odrobinkę niższa, niż zwykle, w okolicach bardzo dobrej, bo co do tego, że przeczytać „Zgromadzenie żeńskie z Diuny" warto nie mam najmniejszych wątpliwości. 


Przekonaj się sam drogi czytelniku, droga czytelniczko, że warto…





Ad.
*Fragment piosenki zespołu Kult „Arahia” , http://www.tekstowo.pl/piosenka,kult,arahja.html







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz